poniedziałek, 28 stycznia 2013

Kolejna nominacja. Zostałam nominowana przez Angel Madame z bloga http://forbidden-looove.blogspot.com . (zachęcam do czytania).
Odpowiem tylko na pytania :



1. Co podoba ci się w moim opowiadaniu?
2. Jak trafiłeś na portal blogspot.com? :)
3. Co było twoją inspiracją gdy zacząłeś tworzyć opowiadanie?
3. Ile masz lat?
4. Ulubiona postać z TVD?
5. Ulubiona postać z mojego opowiadania?
6. Czy jesteś na bieżąco z serialem TVD?
7. Jesteś za Deleną czy Steleną? Dlaczego?
8. Ulubiony serial/film.
9. Ulubiony pisarz/książka?
10. Wolałbyś być wampirem, wilkołakiem, czarownicą czy może pozostałbyś człowiekiem?
11. Ulubiona piosenka?

1.Podoba mi się postać Klaus'a.
2.Kiedyś miałam bloga, ale zapomniałam o nim i po prostu założyłam drugiego.
3.Moją inspiracją był serial TVD oraz przeróżne opowiadania o miłości.
3xd. 15.
4.Mam 3 ulubione:Klaus, Caroline, Damon.
5.Wiliam/Joseph : *.
6.Oczywiście < 3
7.Stelena, ponieważ wolę Damon'a jak jest sam :D
8.Pamiętniki wampirów/The Vampire Diaries. <3
9.Katarzyna Berenika Miszczuk.
10.Osobiście hybrydą, ale w Twoim pytaniu tego nie ma, więc wampirem.
11.Ed Sheeran- Give me love, Jason Walker-Echo oraz Daughter - Medicine.

Dziękuję za nominację <33





sobota, 26 stycznia 2013


Nominacja


Znowu zostałam nominowana do Liebster Award, za co z góry dziękuję, ale nie będę drugi raz nominować 11 osób. Nominowała mnie Milena z bloga http://porywy-serca.blogspot.com/. ( zachęcam do czytania)
Odpowiem tylko na pytania :





1.Najlepszy: 3x14, a najgorszego nie mam.
2.Nie rozumiem pytania xd.
3.Kim Kolwiek.
4.Elena Gilbert rzecz jasna.  < 3
5.Pewnie, że tak.
6.J.polski.
7.Joseph Morgan.; *
8.Ed Sheeran-Give me love oraz Jason Walker-Echo<3
9.Oczywiście, że tak <3
10.Wampir, ale ulubiona to HYBRYDA <3.
11.Klaroline : *




piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 8.


Caroline:

         Kiedy Bonnie do mnie podeszła, zdałam sobie sprawę, że to ona krzyczała. Spojrzałam na nią ledwo i delikatnie się uśmiechnęłam. Moja mama ucieszyła się i zaczęła mnie głaskać. Bonnie uklękła przy mnie.
-Wytrzymasz jeszcze około pięciu godzin? - spytała z nadzieją w głosie. Przez chwilę zbierałam się żeby odpowiedzieć, aż w końcu wybełkotałam niewyraźnie:
-Postaram się...Bonnie... proszę, przynieś mi krwi...
        Przyjaciółka uśmiechnęła się i pobiegła szybko po worek z krwią. Po niecałej minucie była z powrotem trzymając w ręku dwa worki z krwią. Otworzyła pierwszy i delikatnie przyłożyła mi do ust. Poczułam jak lepki płyn wypełnia moje usta i odetchnęłam. Było mi trochę lepiej, krew zdecydowanie pomogła. Nadal umierałam, ale krew to opóźniła.  
       Gdy wypiłam całą zawartość woreczka, wtuliłam się w mamę i zamknęłam oczy.  
-Kochanie, nie zasypiaj – wyszeptała mama. Bonnie podała jej drugi woreczek, pocałowała mnie w mokre czoło i wyszła.
-Staram się, mamusiu – odparłam lekko oddychając. Wtedy w moich myślach pojawił się Klaus. Szczerze, wątpiłam w to, że zdąży mnie uratować. Może krew jakoś mi pomogła, lecz ja wciąż czułam, jak ucieka ze mnie życie. Jak powoli tracę czucie w nogach, powiekach i ustach. Stawało się to stopniowo.
        Klaus.
        Klaus dzięki ostatnim wydarzeniom w moim życiu nie był mi obojętny. Widziałam, że coś dla niego znaczę, lecz nie wiedziałam co tak naprawdę czuje. Że czuje? To wiedziałam na pewno, lecz nie wiedziałam co. Po prostu.
        Najbardziej bolało mnie to, że nie pożegnałam się z nim. Gdybym tylko mogła go przytulić przed wyjazdem do tych Włoch, zrobiłabym to. Przynajmniej teraz, pomyślałam, byłabym szczęśliwa.  
         Myślałam tak prawie godzinę. Mama co jakiś czas mówiła coś do mnie, więc jej odpowiadałam. Starałam się jakoś wytrwać. Chociaż dla niej i dla przyjaciół. Oni wierzyli, że Klaus przyjedzie na czas, ja niestety nie. Chciałam po prostu, żeby widzieli, że w to wierzę i mam nadzieję. Byłam im to zwyczajnie winna.  
         Kolejne dwie godziny były jeszcze gorsze. Strasznie ciężko mi się oddychało, mówienie sprawiało mi ból, a kiedy mama przyłożyła mi otwarty woreczek z krwią do ust, ja go nie czułam. Wiedziałam, że piję krew, ale jej w ogóle nie czułam. Podnoszenie powiek również bolało. Nie mogłam już wytrzymać. Wtedy byłam całkowicie pewna, że lada moment umrę.
          Mama co chwilę mówiła coś do mnie, lecz było to niewyraźne. Aby jej nie martwić kiwałam tylko głową.

         Potem do pokoju weszła Bonnie, a za nią Elena, Damon, Stefan, Jeremy i Matt. Stanęli cicho przy mnie, a ja resztką moich sił podniosłam powieki. Byli smutni, ale w ich oczach był błysk nadziei. Elena podeszła bliżej.
-Caroline, wytrzymasz jeszcze godzinę? - spytała szeptem trzymając mnie za rękę. Wtedy wiedziałam już, że nie mogę ich dłużej kłamać. W tamtym momencie prawie stykałam się ze śmiercią. Ona była po prostu przy mnie. Czułam ją. Pokręciłam przecząco głową i zamknęłam oczy.
-Caroline, proszę. Wierzymy w ciebie. Dasz radę! - powiedziała Bonnie. Znowu pokręciłam przecząco głową.
       Moja mama znowu zaczęła płakać, ale bardzo cicho. Delikatnie ścisnęłam dłoń Eleny i uśmiechnęłam się blado.  

        Przyjaciele i mama cały czas siedzieli przy mnie i coś mówili, lecz ja ich w ogóle nie rozumiałam. Nawet już nie mogłam kiwać głową. Nic. Nawet otwierać oczu. Oddychałam ledwo co i byłam pewna, że to już koniec.  
        No i się stało. Wydałam z siebie ostatni oddech i po chwili widziałam tylko światło. Nie oddychałam. Nie ruszałam się. Uwolniona od bólu, spojrzałam na przyjaciół, ale oni nie widzieli mnie. Przechodziłam powoli na drugą stronę. Cały czas patrzyłam na przyjaciół. Elena zaczęła delikatnie mną potrząsać.
-Caroline? - spytała, a z jej oczu zaczęły wyciekać łzy, jedna po drugiej. Uśmiechnęłam się, czego oni nie widzieli i pokiwałam głową.
       Elena zaczęła zanosić się płaczem. Przytuliła mnie mocno i zaczęła krzyczeć.
-Stefan, zrób coś! - on podszedł do niej i przytulił.
-Eleno, nic się już nie da zrobić...
       Dziewczyna wyrwała się z jego uścisku i wybiegła płacząc. Bonnie zaczęła płakać i mnie przytulać, moja mama to samo. Ja także płakałam, lecz oni nie mogli tego zobaczyć. Patrzyłam na nich cały czas, tym samym przechodząc na drugą stronę.  



Klaus:


        Jechałem jak najszybciej się da. Byłem już w Mystic Falls i zmierzałem do domu Salvatorów. Nie mogłem pozwolić, aby Caroline umarła. Gdyby umarła, ja też był umarł. Życie bez niej, to nie było by to samo. Cały czas obwiniałem siebie, że wyjechałem i zostawiłem ją samą. Że nie domyśliłem się, że Tyler mógł ją ugryźć. Nienawidziłem wręcz siebie za to. Wjechałem na podjazd i w mgnieniu oka wyszedłem z auta.  
       Wtedy zamarłem, gdyż zobaczyłem, że Elena siedzi na schodach i strasznie płacze. Wiedziałem co to oznacza, ale nie przyjmowałem tego do wiadomości. Podszedłem do niej szybko i zapytałem.
-Gdzie ona jest? - dziewczyna podniosła głowę.
-Klaus, ona.. - odparła, lecz jej przerwałem.
-Gdzie ona jest?! - wydarłem się do niej.
-Na górze – odrzekła i dalej płakała.
        W wampirzym tempie wbiegłem na górę. Po chwili znalazłem pokój w którym leżała. Byli tam Damon, Stefan, Liz, Jeremy, Matt i Bonnie. Otaczali Caroline. Spojrzałem na nią. Jej skóra była ciemna, jej matka i Bonnie trzymały ją za ręce. Nie ruszała się, ani nie oddychała. Wystraszyłem się i zacisnąłem oczy, żeby nie zacząć płakać. Podbiegłem do nich, tym samym odpychając wszystkich na bok. Gdy mnie zobaczyli, zszokowali się. Bonnie odeszła zapłakana i wtuliła się w Jeremy'ego.  
        Liz także wstała i zaczęła ocierać łzy. Nie czekając ani chwili przegryzłem sobie nadgarstek i złapałem Caroline w talii. Jej ciało było zimne. Szybko otarłem łzę i przyłożyłem ukochanej nadgarstek do ust.  
-Pij, kochanie – wyszeptałem jej do ucha. - Proszę, pij.
        Czułem tylko jej zimne wargi na moim nadgarstku, lecz nie czułem, żeby piła. Wystraszyłem się i poruszyłem nadgarstkiem.
-Kochanie, pij, proszę – powiedziałem na głos. Bonnie znowu zaniosła się płaczem. Stefan wyszedł trzaskając drzwiami. Wszyscy tracili nadzieję, lecz ja nie zgadzałem się z tym. Caroline zwyczajnie nie mogła umrzeć.
        Po chwili poczułem, jak krwi zaczyna ubywać. Poczułem jak wyrastają jej kły i wpijają się w mój nadgarstek. Odetchnąłem z ulgą i oparłem się o łóżko, pozwalając mojej ukochanej pić ile zechce.  
-Tak, właśnie tak, skarbie – wyszeptałem jej do ucha. Wszyscy się nagle ożywili. Bonnie podbiegła do nas i złapała Caroline za rękę.
-Pije? - spytała nadal płacząc. Pokiwałem twierdząco głową i pocałowałem Caroline w głowę.
       To była najszczęśliwsza chwila w moim życiu. Nie mogłem opisać mojej radości. Caroline była dla mnie   po prostu najważniejsza i nie mogłem jej stracić.  
       Wszyscy zaczęli ocierać łzy. Byli szczęśliwi, tak jak ja. Nie chcieli stracić Caroline. Ona dla nich także była ważna.  



Caroline:

        Już miałam przechodzić na drugą stronę, kiedy coś poczułam. Poczułam krew. Zdziwiona spojrzałam na przyjaciół. Bonnie nadal płakała, moja mama również. Zauważyłam tylko, że ktoś mnie przytula. To był Anioł. Ratował mnie. Dawał mi swoją krew. Na początku jej nie chciałam, bo wiedziałam, że i tak umarłam. Ale w końcu zaczęłam pić. Nie wiem po co, nie wiem czemu. Po prostu. Krew była przepyszna. Wpiłam się w Anioła i zaczęłam połykać zachłannie krew.  
        Spojrzałam za siebie. Drzwi na drugą stronę były już bardzo daleko. Oddalałam się od nich. Zaczęłam się uśmiechać. Nie wiedziałam co się dzieje, lecz miałam jeszcze nadzieję, że przeżyję.  
         Kiedy Anioł zabrał rękę poczułam jak całuje swymi ustami mój policzek. Wtedy poczułam. Poczułam, że znów jestem w swoim ciele. Znów czułam ból, który stopniowo zaczął znikać. Bałam się otworzyć oczy, więc otworzyłam usta i zaczerpnęłam powietrza. Usłyszałam jakieś szepty. Potem poczułam, że ktoś mnie przytula. To była Bonnie.
         Płakała, ale wiedziałam, że to są łzy szczęścia.  
-Och, Caroline – szepnęła mama i także mnie przytuliła.
         Potem zebrałam się na odwagę i otworzyłam delikatnie oczy. Wszyscy stali wokół mnie i się uśmiechali. Po chwili do pokoju wbiegła Elena i Stefan. Przyjaciółka podbiegła i ponownie zaczęła zanosić się, tym razem, płaczem szczęścia. Przytuliła mnie z całej siły.
         Nagle poczułam, że ktoś mnie całuje w głowę. Byłam przekonana, że to Anioł, lecz kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam Klaus'a. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to on mnie uratował. Był moim wybawcą. Uśmiechnęłam się do niego i starłam mu łzę z policzka.


        Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nie wiedziałam gdzie jestem. Znajdowałam się w jakimś ogromnym pokoju. Ściany były koloru błękitnego. Naprzeciwko łóżka, na którym leżałam znajdowała się antyczna komoda z alkoholem. Po chwili, bardzo zdziwiona, zdałam sobie sprawę, że leżę w czyichś objęciach. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam Klausa. Leżał, trzymając mnie w ramionach i przyglądał mi się poważnie.          Zrobiłam zdziwioną minę. Czułam jak energia znowu przepełnia moje ciało. Uśmiechnęłam się, gdyż znowu zdałam sobie sprawę, że żyję. To było po prostu wspaniałe, a myśl, że jeszcze niedawno byłam na krawędzi śmierci, przyprawiała mnie o dreszcze.  
-Gdzie ja jestem? - spytałam rozkojarzona. Moją i Klausa twarz dzieliły zaledwie dwa centymetry. Zmieszana odwróciłam twarz. Czekałam aż odpowie, lecz nic nie usłyszałam. - Klaus, w porządku?
-Jesteśmy u mnie. W sypialni – wyszeptał przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. Gdy to usłyszałam poważnie się wkurzyłam. Byłam mu niezmiernie wdzięczna, w końcu mnie uratował, ale ledwie co zasnęłam, a on porwał mnie do siebie.
       Już sobie zaczęłam wyobrażać, jak moja mama musi się martwić. Dosłownie przed chwilą prawie mnie straciła, a teraz nie mogła się mną nacieszyć, ani ja ją. I do tego moi przyjaciele. Chciałam ich jak najszybciej zobaczyć.
-Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnęłam i zaczęłam wyrywać się z jego uścisku. Niestety nic to nie zdziałało, a tylko przyniosło niepożądane skutki. Klaus przybliżył się jeszcze bardziej do mnie, tak, że nasze uta prawie się stykały.
      Spojrzałam mu w oczy zszokowana i zobaczyłam błysk szczęścia i pożądania. Wiedziałam czego chce. Odwróciłam głowę i zacisnęłam oczy nadal próbując się wyrwać.
-Caroline, przecież nic ci nie zrobię – rzekł swym normalnym tonem. Odwróciłam się do niego.
-Puść mnie – poprosiłam i spojrzałam na niego błagalnie.
       Mieszaniec przez chwilę patrzył na mnie, ale potem spuścił wzrok i w końcu puścił mnie. 
Już miałam zeskoczyć z łóżka i uciec stamtąd, lecz coś mnie powstrzymało. Zatrzymałam się w bezruchu, zacisnęłam oczy i delikatnie zajęłam miejsce obok niego, opierając głowę o ścianę.
      Klaus popatrzył na mnie z niedowierzaniem, po czym podniósł się lekko i oparł o ścianę tuż obok mnie.
-Caroline, czego ty tak naprawdę chcesz? - spytał nie patrząc na mnie.
-Chcę, abyś przestał traktować mnie jak jakąś rzecz – odparłam zdecydowana i skrzyżowałam ręce.
Klaus spojrzał na mnie i otworzył szeroko oczy.
-Jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć? - wyrzekł z wyrzutem w głosie, po czym dodał – nigdy tak cię nie traktowałem i nigdy nie będę.
-To po co mnie tu zabrałeś, nie pytając nawet o moje zdanie?! - wykrzyczałam i na niego spojrzałam.
-Och, daj spokój Caroline..
-Pytam! - krzyknęłam znowu.
-Bo chciałem mieć cię tylko dla siebie, nacieszyć się tym, że żyjesz! – krzyknął również i utkwił w moich oczach. Gdy to usłyszałam zaniemówiłam i odwróciłam wzrok. Poważnie się zdziwiłam, nie wiedziałam, że aż tyle dla niego znaczę.
-Dziękuję ci, że mnie uratowałeś, ale błagam traktuj mnie z szacunkiem. Tylko o tyle proszę.
Klaus uśmiechnął się blado i przejechał ręką po moim policzku.
-Przepraszam – wyszeptał zbliżając się do mnie. Powinnam się wtedy zwyczajnie odwrócić, lecz także zaczęłam się do niego przybliżać. Patrzyłam na jego usta i coraz bardziej ich pragnęłam.
        Po chwili całą mnie przepełniało szczęście, gdyż nasze usta się złączyły. Tonęliśmy w pocałunkach i dotyku. Czułam się cudownie. Moje serce zaczęło szybciej bić. Pełna podniecenia wbiłam paznokcie w plecy mieszańca. Wydał z siebie cichy syk i zaczął brutalniej mnie całować, co jeszcze bardziej mi się podobało. Z wampirzą szybkością usiadłam na niego okrakiem i objęłam rękoma jego szyję. Ten trzymał mnie w talii. To było niesamowite uczucie.  



Klaus:


          Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej brutalne i namiętne. Czułem się nieziemsko. Mocno się zdziwiłem, że Caroline zgodziła się na to. Sądziłem, że się odwróci, lecz ona przybliżyła się do mnie. Byłem szczęśliwy, ale w pewnym momencie poczułem jakiś niedosyt. Chciałem więcej Caroline. Całej jej.  
           Już miałem zdjąć z niej koszulkę, kiedy usłyszałem jakiś ogromny trzask. Oboje w mgnieniu oka oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na drzwi. Po paru sekundach trzask się powtórzył, a ja mocno się wkurzyłem, że ktoś śmie nam przerywać w takiej chwili.  
           Caroline zeszła ze mnie i złapała mnie za rękę.
-Pójdę sprawdzić – rzekłem cicho i wstałem. Caroline podbiegła do mnie i złapała mnie za rękę. Razem wyszliśmy z pokoju i dalej wszystko potoczyło się samo.
            Z różnych stron napadli na mnie Damon, Elena i około dziesięciu innych wampirów. Szybko odepchnąłem ich, lecz po sekundzie znowu na mnie napadli. Było ich jeszcze więcej. Miałem ochotę wyrwać im wszystkim serca. Szybko spojrzałem na Caroline.
           Stefan trzymał ją mocno, a ona coś krzyczała i próbowała się wyrwać Nieznanych wampirów wciąż przybywało. Po chwili w korytarzu pojawiła się Bonnie. Zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie patrząc na mnie. Moim ciałem zawładnął niesamowity ból. Damon trzymał mnie obiema rękoma za szyję, a inne wampiry za ramiona. Wszyscy obrócili mnie w stronę tej wstrętnej czarownicy, która zmierzała w moją stronę, wypowiadając zaklęcie z nienawiścią w głosie.  Byłem pogrążony w niemiłosiernym bólu. Nagle  z mojego gardła wydobył się przerażający krzyk.
        Ból był po prostu ogromny, paraliżował moje ciało. Nie mogłem nic zrobić. Czułem, jakby w środku łamały mi się wszystkie kości.  
  Po chwili w nadludzkim tempie wampiry zabrały mnie z domu wybiegając gdzieś w las.   

________________________________________________________________________________
Kompletna porażka!! No po prostu nie wierzę! Z rozdziału na rozdział jest coraz gorzej! Naprawdę przepraszam, nie wiem co sie ze mną dzieje! :ccc. 
Dobra, koniec płakania, jakoś będzie, tylko błagam mówcie prawdę, co sadzicie o tym rozdziale. Komplementy jak i krytyka mile widzine, ale to chyba już wiecie. :)
Tak więc zapraszam do czytania i gorąco pozdrawiam. <333333!
Nominacja
Liebster Award

Jest to nominacja otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest ona przyznawana blogom mniejszej ilości obserwujących, dając możliwość rozpowszechnienia. Po otrzymaniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby , która cię nominowała. Następnie nominujesz 11 ( nie można jednak nominować osoby która nominowała ciebie) oraz zadajesz im 11 pytań. Zostałam nominowana przez Irminę z bloga http://only-love-is-real-klaroline.blogspot.com/.






1.15.
2.Mam.
3.LOL.
4.The Vampire Diaries < 3.
5.Oczywiście, że TAK : *.
6.Pisać opowiadania i czasami śpiewać :)
7.Fiolet.
8.Ponieważ w ten sposób mogę wyrazić siebie i moją pasję do pisania.
9.Ulubiona-Klaus, Najgorsza-Hayley.
10.Tak sobie.
11."Wilk" Katarzyny Bereniki Miszczuk.









MOJE PYTANIA:
1.Ile masz lat?
2.Co wyrażasz w swoim blogu?
3.Klaus vs Damon?
4.Rap czy Pop?
5.Ulubione danie?
6.Co byś zrobiła, gdybyś spotkała Pawła Wasilewskiego (Paul Wesley)?
7.Ulubiony film?
8.Muzyka vs taniec?
9.Lubisz Edwarda ze Zmierzchu?
10.Twoja ulubiona żeńska postać z TVD?
11.Prowadzisz pamiętnik?





piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 7.

Klaus:


         Siedząc w samolocie rozmyślałem o Caroline. Brakowało mi jej. Chciałem zabrać ją ze sobą, ale byłem pewien, że jeszcze się nie pozbierała. Powinienem ją pocieszyć, być z nią, lecz najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem.  
          Tak, chciałem, aby mi wybaczyła, ale zdecydowałem się dać jej trochę czasu. Podróż samolotem bardzo się dłużyła. Pragnąłem wszystko pozałatwiać i jak najszybciej wrócić. Wrócić do niej. Do dziewczyny, która z każdym dniem stawała się dla mnie coraz ważniejsza. Do mojej i tylko mojej Caroline.  



Caroline:



          Patrzyłam ślepo na ugryzienie i nie mogłam uwierzyć. Jak mogłam nie poczuć, że Tyler mnie ugryzł, pomyślałam. Wszystko działo się strasznie szybko, więc mógł to zrobić równie przypadkowo. Osunęłam się na ziemie i oparłam o ścianę.  
          Klaus wyjechał aż do Europy, nie zdąży przyjechać, aby mnie uratować, pomyślałam. Wtedy zaczęłam cicho płakać. Nie chciałam umierać, bałam się tego. Tylu rzeczy jeszcze nie widziałam i tylu rzeczy nie zrobiłam. Pragnęłam, aby to był tylko sen. Że jak zamknę oczy, a potem otworzę, rany nie będzie.  
          Długo płakałam powoli uświadamiając sobie to wszystko i godząc się z faktem, że umieram. To było wręcz nie do przyjęcia. Nie chodziło o mnie, chodziło o moich bliskich. Nie chciałam ich zostawiać. Nie mogłam po prostu. Nie w takim momencie naszego wspólnego życia.  
          Trochę uspokojona wzięłam prysznic, po czym wróciłam do pokoju. Miałam jeszcze cień nadziei, więc złapałam za telefon i wybrałam numer Klaus'a. Po dwóch sygnałach usłyszałam pocztę głosową. Zrezygnowana odłożyłam telefon i starłam łzę. Potem próbowałam parę razy się do niego dodzwonić, lecz bez skutku.  
          Mimo strasznego zrządzenia losu, chciałam te ostatnie chwile mojego życia spędzić z bliskimi. Cały czas ścierając łzy umalowałam się, ubrałam ciemne rurki i bluzkę na długi rękaw oraz niebieskie trampki. Następnie wzięłam kluczyki i wyszłam z domu. Zmierzając ku samochodowi zakręciło mi się w głowie. Westchnęłam cicho i po chwili już jechałam.
          Zamierzałam jechać pierw do Stefana i Damona, a potem do Bonnie, do Eleny, Matta i innych. Chciałam się z nimi po prostu pożegnać. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do drzwi. Nie byłam pewna tego co robię, ale po chwili zdecydowanym krokiem weszłam do domu. Ku mojemu zdziwieniu w salonie zastałam Stefana, Damona, Elenę, Bonnie, Matta i Jeremy'ego. Nawet lepiej, pomyślałam, powiem to im wszystkim, a nie każdemu z osobna. Może lepiej to przyjmą.
          Wszyscy powitali mnie spojrzeniami. Miny mieli wręcz promienne.
-A wy co tacy zadowoleni? - spytałam smutno. Damon odwrócił się do mnie.
-Planujemy jeszcze dziś wysuszyć pewnego baaardzo złego mieszańca – odparł uśmiechnięty. Usłyszawszy to zlękłam się. Wiedziałam, że chodzi im o Klaus'a. Wystraszona spytałam.
-Jak zamierzacie to uczynić, skoro Bonnie nie ma mocy?
-A czy tylko Bonnie jest czarownicą? - spytał retorycznie Damon i znowu się uśmiechnął.
           W tamtym momencie chciałam zacząć protestować. Że nie mogą tego zrobić, bo mi na nim zależy. Ale nie mogłam, nie miałam sił na to wszystko. Zresztą wiedziałam, że tego nie zrobią, gdyż Klaus'a i tak nie było.  
-Klaus wyjechał do Włoch – rzekłam beznamiętnie i usiadłam obok Matt'a. Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam.
-Kiedy? - spytała zrezygnowana Elena.
-Dzisiaj w nocy – odparłam niepewnie. Wszyscy posmutnieli. Stefan popatrzył na mnie zdziwiony i wstał.
-Skąd to wiesz? - spytał i upił łyk Whisky.
-Poinformował mnie o tym – odparłam jeszcze bardziej smutna. Bonnie zaczęła mi się przyglądać.
-To już taki etap między wami? - zapytał Damon zawadiacko, po czym dodał – a co Tyler na to?
I wtedy zamarłam. Nagle przypomniało mi się, że nie żyje. Jak mogłam zapomnieć, pomyślałam, że mój były, którego kochałam jak wariatka, umarł. Skarciłam siebie za brak szacunku do niego i odparłam jeszcze bardziej pogrążona w rozpaczy.
-Tyler wyjechał – powiedziawszy to prawie się rozpłakałam, lecz resztkami sił jakoś dałam radę. Wszyscy zebrani odwrócili wzrok i udawali, że tego nie usłyszeli. Byłam pewna, że są ciekawi dlaczego nie jestem z nim, ale zdziwiło mnie to, że w ogóle o to nie pytają. Miałam tylko nadzieję, że nie wiedzą, że nie żyje. Sama nie wiem czemu, ale wolałam, żeby sądzili, że wyjechał.
-Cóż, musimy to odłożyć do jego powrotu. - powiedział Stefan swoim stanowczym tonem i dodał – Ale tak czy inaczej Klaus musi zostać wysuszony.
         I  wtedy się stało. Zaczęłam gorzko płakać. Bonnie i Elena zerwały się z miejsc, a inni patrzyli na mnie zszokowani.  
-Caroline, co się stało?! - spytała Elena, a Bonnie mnie objęła. Patrzyły na mnie zatroskane, a ja chowałam twarz w dłoniach. Mój płacz nie ustawał.
-Caroline! - krzyknęła Bonnie lekko mną potrząsając. Podniosłam głowę. Wszyscy stali wokół mnie przyglądając się. Zacisnęłam oczy i wytarłam łzy.
-Teraz to nie ważne. Życzę wam powodzenia w wysuszeniu Klaus'a, bo tylko na tym wam teraz zależy, czyż nie? - powiedziałam i wstałam. Nadal płacząc skierowałam się do wyjścia, lecz Bonnie mnie zatrzymała.
-Caroline, powiedz co się stało! - rozkazała wystraszona trzymając mnie za ręce. Zacisnęłam wargi i znowu otarłam łzy. Elena i inni stali obok czekając na to, co się stanie. Po chwili niepewnie podwinęłam rękaw odsłaniając ranę, która teraz sięgała aż od nadgarstka, po sam łokieć. Bonnie złapała za rękę i przyjrzała się zszokowana.
-Ugryzienie wilkołaka – wyszeptał Stefan i przeklął cicho, po czym dodał – Klaus cię ugryzł?
-Nie. Tyler – odparłam przez łzy.
-Tyler?! - wrzasnął Damon.
-To nie ważne, Damon. Trzeba jak najszybciej sprowadzić Klaus'a – wrzasnęła na niego Elena i objęła mnie – Wszystko będzie dobrze.
-Klaus jest we Włoszech, Elena. Nie zdąży wrócić, rana zbyt szybko się powiększa – odparłam zrezygnowana i poczułam jak kręci mi się w głowie. Nagle opadłam całkowicie z sił i zaczęłam upadać, lecz dziewczyny mnie przytrzymały. Damon po chwili wziął mnie na ręce i położył na kanapie. Elena i Bonnie uklękły przy mnie, zaczęły przytulać i pocieszać.
-Klaus nie odbiera – usłyszałam Stefana i zamknęłam oczy.
-Dzwoń do niego cały czas – rozkazała Elena i poczułam jak głaszcze mnie po włosach. Po chwili usłyszałam jak ktoś prędko wychodzi. Byli to zapewne Jeremy i Matt.
          Cieszyłam się, że tak się tym przejęli. Wtedy w myślach dziękowałam Bogu za takich przyjaciół. Byli dla mnie wszystkim i wiedziałam, że ja dla nich też. Nawet Damon okazywał zmartwienie, co mnie bardzo zdziwiło.  
          Byłam pewna, że tak jak i ja pogodzą się z tym, że umrę. Tak czy inaczej musieli to przyjąć do wiadomości. To, że umrę, było pewne. Po prostu.
          Po chwili już nic nie słyszałam. Usnęłam.

        Otworzyłam ociężale oczy i rozejrzałam się. Leżałam w pokoju Damona. Delikatnie podwinęłam rękaw. Rana rozprzestrzeniła się po całej ręce. Westchnęłam i z powrotem położyłam głowę na poduszce.  
Po paru minutach usłyszałam, że drzwi się powoli otwierają. Kiedy w progu stanęła Elena, chciałam się delikatnie podnieść, lecz nie mogłam. Byłam całkiem bez sił.
          Przyjaciółka podeszła do mnie i położyła się obok. Wtuliłam się w nią i cichutko zapłakałam.
-Caroline... Klaus nie odbiera telefonu... Nie ma jak się z nim skontaktować. - powiedziała i również zapłakała.
-Wiem, Eleno.. Pogodziłam się z tym, że umrę – odparłam. Po chwili obydwie głośno płakałyśmy. Jak dzieci. Przytulałyśmy się i zwyczajnie płakałyśmy.
-Wy wszyscy.. - zaczęłam szeptem - Przez całe moje życie okazywaliście mi ciepło i troskę. Byliście moimi prawdziwymi przyjaciółmi i za to bardzo wam dziękuję.
-Caroline, my zawsze będziemy twoimi przyjaciółmi. - odparła, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
           Leżąc zaczęło mi się robić gorąco. Czułam, że się pocę. Zaczęłam szybciej oddychać, a Elena mocniej mnie przytuliła. Jedyne co mnie cieszyło, to to, że nie mam halucynacji.  
           Po dziesięciu minutach w progu pokoju stanęła moja mama. Płakała. Spojrzałam na nią wycieńczona i znowu zaczęłam płakać. Elena wytarła sobie łzę, przytuliła mnie i wyszła. Moja mama usiadła zapłakana przede mną i złapała mnie za rękę.
-Mamo... - zaczęłam i kolejny raz rozpłakałam się na dobre – Tak cię przepraszam!
Mama pogłaskała mnie po policzku jednocześnie wycierając łzy.
-Za co mnie przepraszasz, kochanie? - spytała. Jej oczy były pełne rozpaczy i żalu.
-Za to, że nie byłam dobrą córką. Powinnaś być ze mnie dumna, szczycić się mną, a ja cię zawiodłam..- wybełkotałam bezsilnie. Mama ścisnęła moją dłoń nadal mnie głaszcząc.
-Byłaś i jesteś wspaniałą córką, Caroline! - wyszeptała zapłakana, po czym dodała – sprawiłaś, że patrzę na świat inaczej. Nauczyłaś mnie dostrzegać rzeczy, których nigdy nie dostrzegałam. Jestem z ciebie dumna, córeczko.
-Naprawdę? Przecież jestem wampirem...- szepnęłam tracąc całkowicie siły.
-Oczywiście skarbie. Jesteś piękna, silna i masz dobre serce. To się liczy. A to, czy jesteś wampirem, czy też nie, nie ma żadnego znaczenia – odparła i położyła się obok przytulając mnie.
-Przepraszam, że cię zostawiam. - szepnęłam i zaczęłam coraz ciężej oddychać. Czułam, że śmierć jest już blisko.
-To nie twoja wina, córeczko.
-Mamo... pamiętaj... ja zawsze będę przy tobie – wyszeptałam.
-Wiem, kochanie.
         Leżałyśmy tak kilka minut, a ja cały czas traciłam siły. Czułam jak wybywa ze mnie życie.  
-Kocham cię, mamo – wybełkotałam resztkami sił i zamknęłam delikatnie oczy.
-Ja ciebie też, Caroline – odparła powstrzymując płacz.
         Kiedy już chciałam całkowicie zamknąć oczy, usłyszałam niewyraźnie, jak ktoś wbiega do pokoju i krzyczy:
-Klaus właśnie wraca do Mystic Falls!



______________________________________________________________________

Oto rozdział 7. Tym razem ocenianie go pozostawię Wam. Krytyka i komplementy mile widziane. Chciałam również podziękować za komentarze, które pojawiły się pod 6 rozdziałem. W ogóle za wszystkie komentarze. One dodają mi siły i chęci do realizowania historii o Klaroline. Jeszcze raz dziękuję ; ****.

Oglądaliście już After School Special? Ja tak i powiem Wam, że jest MEGA BOSKI. W końcu będzie dużooo Deleny. Cieszę się, że Elena powiedziała Stefanowi co czuje do Damon'a. Jest jeszcze sprawa Silas'a. Z tego odcinka wynika, że ma się on pojawić, chociaż to nie jest pewne. Ponoć jest potężniejszy nawet od KLAUS'A, co dla mnie jest po prostu nie do przyjęcia. Kocham Klaus'a i chcę, aby to on cały czas był tym Najpotężniejszym. Nie chcę żadnego Silas'a. Ale to tylko moja opinia :).
A co Wy sądzicie o tym odcinku? 

Pozdrawiam. < 3

wtorek, 15 stycznia 2013

  Rodział 6.


Klaus:


         Poczułem jak Caroline dotknęła swymi ustami moje i zamarłem. Widziałem, że chciała się już odsunąć, lecz ja z całych sił wpiłem się w jej usta i zacząłem bez opamiętania całować. Ku mojemu zdziwieniu nie stawiała oporu. Całowałem ją z pasją, z początku delikatnie, lecz potem brutalnie. Spostrzegłem, że jej się to podoba.  
          Zaczęła błądzić rękoma po moim ciele. Pełni podniecenia zaczęliśmy w wampirzym tempie obijać się o ściany. Gdy już miałem zdjąć Caroline bluzkę, ona nagle zatrzymała się, odpychając mnie lekko od siebie:
-Stop! To chore...- powiedziała dysząc. Popatrzyłem na nią zrezygnowany i zapytałem.
-Co jest chore?
-To, co my robimy – odparła zasmucona.
-Całowanie to ludzka rzecz. To nie jest chore – stwierdziłem i przybliżyłem się do niej.
-Nie, Klaus.. - powiedziała stanowczo odpychając mnie znowu, tym razem mocniej. Zdenerwowany zacisnąłem ręce w pięści i uśmiechnąłem się szyderczo. Caroline popatrzyła na mnie przepraszająco.
-Dobrze, nie będę naciskał – odrzekłem zasmucony i odwróciłem się, aby odejść, lecz nagle zatrzymałem się, odwróciłem do niej i zdecydowany dodałem – Caroline, przepraszam, ale mogę już nie mieć takiej okazji.
-Jakiej okazji? - spytała zdziwiona.
-By cię pocałować – odparłem, po czym w wampirzym tempie wpiłem się w jej usta i przygwoździłem do ściany. Stawiała opór, próbowała się wyrwać z mojego uścisku, lecz nie dała mi rady. Po nie całej minucie przestała. Objęła rękoma moją szyję i zaczęła mnie całować namiętnie.
         Czułem, że się uśmiecha, więc również się uśmiechnąłem, po czym delikatnie od niej oderwałem. Była otumaniona pocałunkami, a usta delikatnie jej drżały. Pogłaskałem ją po policzku i szepnąłem:
-Nie gniewaj się..
-Nie gniewam – odparła uśmiechnięta i pocałowała mnie w usta, po czym dodała – muszę już iść.
-Zostań – wyszeptałem i sięgnąłem do suwaka jej bluzki. Chciałem ja rozpiąć, lecz mi przeszkodziła.
-Nie – stwierdziła stanowczo, po czym oderwała się ode mnie. Niechętnie uszanowałem jej decyzję i odprowadziłem ją do drzwi.
         Stanęliśmy na zewnątrz. Już miałem się z nią pożegnać kiedy nagle ktoś pchnął mnie z nadludzką siłą tak, że uderzyłem o swój samochód. Od razu podniosłem się i rozejrzałem. To był Tyler. Stał wściekły obok mojej willi, a wystraszona Caroline stała jak wryta na ulicy. Od razu podbiegłem do chłopaka i złapałem za szyję, po czym podniosłem do góry. Z całej siły go dusiłem, lecz po paru sekundach Caroline podbiegła do nas i krzyknęła wystraszona.
-Puść go!
Chcąc nie chcąc spełniłem jej rozkaz i rzuciłem nim o ścianę domu. Wydał z siebie cichy jęk, a ja podszedłem do niego.
-Życie ci zbrzydło? - spytałem i oparłem się o ścianę obok niego. Ten podniósł się na kolana i resztami sił zwrócił do, nadal wystraszonej, Caroline.
-Wskoczyłaś mu już do łóżka, czy uznałaś, że jeszcze za wcześnie?
        Wtedy poważnie mnie rozwścieczył. Nie czekając ani chwili złapałem go za szyję i rzuciłem nim o mój samochód. Potem podbiegłem do Caroline i przytuliłem delikatnie.
-W porządku? - spytałem i wytarłem jej łzę. Dziewczyna pokiwała głową. Po chwili Tyler znowu naskoczył na mnie. Uderzyłem o drzewo. Potem zobaczyłem jak Tyler naskoczył na Caroline. Upadła na ziemię, a ten na nią. Chciał jej coś zrobić, ale wampirzyca się broniła. Wtedy wiedziałem, że to musi być koniec. Podniosłem się i podbiegłem do nich. Po sekundzie wszystko się skończyło. Tyler leżał martwy obok zapłakanej Caroline, a ja trzymałem w ręku jego serce.  
        Moja ukochana zaczęła się trząść. Wtedy byłem pewien, że mi tego nie wybaczy. Zerknęła na niego i rozpłakała się jeszcze bardziej. Chwiejnie wstała, minęła mnie i uciekła.  
       Wkurzony wydarłem się na całe gardło i rzuciłem sercem i ścianę mojej willi. Byłem strasznie zły na siebie. Najgorsze było uczucie, że ją straciłem. Chciałem tylko ją obronić, lecz znowu wyszło nie tak jak chciałem.  
         Po chwili poczułem, że łzy zbierają mi się do oczu. Zacisnąłem zęby, lecz i tak jedna łza spłynęła mi po policzku. Wróciłem do domu i zatrzasnąłem drzwi.


Caroline:

           Nie mogłam uwierzyć, że Tyler nie żyje. Nie docierało to do mnie. Wiedziałam, że mnie skrzywdził, ale był moim przyjacielem. Najgorsze było to, że to Klaus go zabił. Czułam coś do niego, ale on to wszystko zniszczył. 
           Po części byłam mu też wdzięczna, że mnie obronił. W końcu Tyler mógł mi zrobić krzywdę, ale nie zasługiwał na śmierć.  
         Zapłakana weszłam do domu. Skierowałam się do salonu. Moja mama oglądała telewizor i piła herbatę. Kiedy usłyszała moje szlochanie odwróciła się.
-Co się stało?!- spytała wystraszona. Usiadłam obok i wtuliłam się w nią.
-Mamo.. Tyler nie żyje! - wykrzyczałam – Klaus go zabił! - dodałam i rozpłakałam się na dobre. Mama przytuliła mnie bardziej.
-Dlaczego go zabił?-spytała zmartwiona.
-Bronił mnie – wyszeptałam ocierając łzy.
-Och, skarbie. Wszystko będzie dobrze.
-Wiem, mamo – odparłam cicho i dodałam – ale to boli.
Potem mama zaprowadziła mnie do pokoju, a po chwili przyniosła mi worek z krwią.
-Odpocznij – powiedziała zasmucona.
-Mamo, musisz to wszystko załatwić. Powiedz wszystkim, że Tyler wyjechał, dobrze? - rzekłam i zaczęłam pić krew. Mama pokiwała głową i wyszła.
         Już nie płakałam, ale nadal byłam załamana. Siedziałam na łóżku i rozmyślałam o tej całej sytuacji. Miałam nadzieję, że Klaus pochowa ciało Tyler'a. Chociaż tyle może zrobić, pomyślałam.
         Kiedy już miałam iść spać poczułam jak telefon mi wibruje w kieszeni. Wyjęłam go i zobaczyłam, że jest już 4:18. Po sekundzie odczytałam sms-a. Był od Klaus'a.:

Kochana Caroline, wyjeżdżam do na jakiś czas do Włoch. Muszę załatwić parę spraw. Przepraszam za to co się dzisiaj stało. Do zobaczenia.

         Przeczytawszy sms-a rzuciłam telefon na biurko, położyłam się i przykryłam kołdrą. Nie chciałam aby Klaus wyjeżdżał. Pomimo tego co zrobił był mi bliski. Byłam pewna, że będzie mi go brakować przez ten czas, ale pewność, że wróci dodawała mi sił. Po chwili rozmyślania usnęłam.


          Obudziwszy się przetarłam rękoma oczy i zerknęłam na zegarek w telefonie. Była 11:37. Mojej mamy już nie było. Ociężale wstałam i powlokłam się do łazienki. Idąc zakręciło mi się lekko w głowie, lecz to olałam. Stanęłam w łazience przed lustrem i uśmiechnęłam blado do siebie. Już miałam iść pod prysznic, kiedy coś zaczęło mnie uwierać w okolicy nadgarstka. Podciągnęłam rękaw bluzy i zobaczyłam wielką ranę, a pośrodku dwa małe wgłębienia. Wtedy zdałam sobie sprawę, że Tyler mnie ugryzł.

___________________________________________________________________________

Jejku, nawet nie wiem jak mam was przeprosić! Ten rozdział jest okropny, serio! W ogóle mi się nie podoba. Jakoś dzisiaj nie miałam weny, ale musiałam coś napisać i dodać, bo obiecałam, że jak tylko skończy mi się szlaban to dodam 6 rozdział. (Nie przypuszczałam nawet, że tak szybko skończy mi się kara xd). 
Więc jeszcze raz przepraszam. Postaram się, aby 7 rozdział był ciekawszy. 
No nic, krytyka jak i komplementy mile widziane, za co z góry dziękuję :)
Miłego czytania, pozdrawiam .; *

poniedziałek, 14 stycznia 2013

UWAGA!

Chciałabym wszystkich przeprosić za to, że w niedzielę nie pojawił się kolejny rozdział. Wynikło to z tego, że mam karę do odwołania i niestety nie wiem kiedy w końcu będę mogła napisać 6 rozdział. Mam nadzieję, że już niedługo. Teraz piszę od koleżanki, chociaż tak mogłam Was o tym poinformować.
Jeszcze raz przepraszam i obiecuję, że jak tylko będę mogła wezmę się za pisanie 6 rozdziału.
Dziękuję również, że nadal czytacie te moje wypociny, chociaż nie wiem, co Wam się w tym podoba. Dziękuję  jeszcze raz z całego serca, jesteście wspaniali.
Pozdrawiam, Lena ; *.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

      Rozdział 5.
     


        Stanęłam przed drzwiami jego willi i nie wiedziałam co począć. Jedna część mnie mówiła, że mam się odwrócić i uciec, lecz druga kazała mi zostać. Miałam mieszane uczucia. Już miałam zapukać, lecz drzwi poczęły się same otwierać. Po chwili w progu stanęli Klaus i jakaś kobieta. Bodajże koło trzydziestki.  
       Mieszaniec uśmiechnął się do mnie i zaczął mówić:
-Witaj, Caroline. Poznaj Adrienne – rzekł swym aksamitnym głosem uśmiechnął się do mnie. Kobieta spojrzała na mnie niepewnie.
-Adrienne Dawson – przedstawiła się.
-Caroline Forbes – odparłam swoim normalnym tonem i cofnęłam się o krok.
-Adrienne to potężna wiedźma – wyjaśnił mi Klaus.
-Czarownica, Nikaus – poprawiła wiedźma i pocałowała go w policzek -do zobaczenia jutro.
-Do widzenia – odparł Klaus trochę znudzony.
        Gestem ręki zaprosił mnie do środka. Po chwili siedzieliśmy w salonie na kanapie.  
-Przepraszam, że ci przeszkadzam, chyba byłeś trochę zajęty – stwierdziłam z sarkazmem, a on zaśmiał się.
-Adrienne to czarownica, rzuci czar na Elenę, pamiętasz? - odparł, a na jego buzi pojawił się, dobrze mi znany, zawadiacki uśmiech.
-Wszystkie wiedźmy całujesz? - spytałam z pogardą w głosie. Popatrzył na mnie poważnie, a po chwili ponownie się zaśmiał.
-A więc w tym sęk – rzekł zachwycony, po czym dodał – Caroline, jesteś zabawna. - Powiedział i zaśmiał się donośnie. Poważnie się zdenerwowałam i wstałam. Już miałam się kierować do wyjścia, kiedy hybryda wstała i złapała mnie za rękę. Obróciłam się, a on spojrzał mi głęboko w oczy. Byłam w niebie. Chcąc nie chcąc usiadłam z powrotem na kanapie i spuściłam wzrok.
-Pocałunki bywają różne. Są te szczere, te magiczne. Oraz te nie mające żadnego wyrazu – powiedział poważnie, a ja zdałam sobie sprawę, że trzyma mnie za rękę. Mimowolnie ją zabrałam i spojrzałam gdzieś w przestrzeń.
-R-rozumiem – odparłam otumaniona jego urokiem. Było w nim coś takiego, co przyciągało mnie jak magnes. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, chociaż resztkami sił starałam się zachować czujność.
-A tak w ogólne co cię do mnie sprowadza, kochanie? - spytał rozpromieniony. Był pewny siebie.
-Chciałam pogadać – stwierdziłam uprzejmie i poczułam jego wzrok na swoim ciele.
-To rozmawiajmy – odparł zawadiacko i powoli zaczął przybliżać się do mnie. Wiedziałam, że powinnam się jak najprędzej oddalić, lecz moje ciało nie reagowało. Siedziałam nieruchomo i czekałam na jego krok.                   Kiedy nasze twarze dzieliło tylko parę centymetrów zaczęłam szybciej oddychać, jednocześnie czując jego zimny oddech na skórze.  
         Jednak, kiedy nasze usta miały się złączyć, odwróciłam głowę i zacisnęłam oczy. Klaus westchnął zrezygnowany i wrócił do wcześniejszej pozycji. Popatrzyłam na niego. Jego oczy były pełne smutku i żalu.
-Klaus, zrozum. Nie mogę cię pocałować – wyjaśniłam smutno.
-Dlaczego? - spytał jakby od czapy.
-Bo nie całuję się z kimś kto zabija ludzi – powiedziałam i cichutko zachichotałam.
-To nic nie wyjaśnia. Nie chcesz mnie pocałować, bo boisz się – stwierdził pewnie.
-Niby czego?
-Tego, że twoje uczucia do mnie dzięki pocałunkowi staną się silniejsze – rzekł, a ja patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczyma. Miał racje, po protu miał, ale ja szłam w zaparte.
-Mylisz się.
-Nieprawda, Caroline. Przestań się oszukiwać i przyznaj w końcu, że coś do mnie czujesz – orzekł i przybliżył się do mnie. Miał racje, ale ja nie chciałam się do tego przyznać. Zdenerwowana wstałam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-To ty przestań! Nic do ciebie nie czuję – oznajmiłam chłodno.
-Kłamiesz – odrzekł i wstał stając naprzeciwko mnie. Nadal się uśmiechał.
-Nie kłamię!-wykrzyczałam wściekła.
-Owszem, kłamiesz - Klaus przybliżył się jeszcze bardziej-oszukujesz i mnie, i sie...- dodał zdecydowany, lecz nie dokończył, bo przerwałam mu składając na jego ustach namiętny pocałunek.  

___________________________________________________________________________________

Wybaczcie, że taki krótki, ale koniecznie chciałam go dodać. W niedzielę 
13 stycznia dodam kolejny, obiecuję. 

 Życzę przyjemnego czytania. Komplementy, jak i krytyka mile widziane   :).
; *

czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 4.

Damon:

      Wszystko poszło nie tak jak chciałem. Elena powinna uciekać ze mną. Nie ze Stefan’em.
Dzięki mnie miałaby świeżą krew, ludzką krew, a dzięki Stefan’owi pewnie teraz jedzą lunch ze sarenką.
        Chciałem aby Elena była teraz przy mnie. Abym mógł dotknąć jej twarzy. Popatrzeć w oczy. Po chwili poczułem jak łza spływa mi po policzku. Przeklnąłem w myślach i wytarłem niesforną kroplę.
Schodząć na dół do salonu słyszałem pukanie do drzwi. W wampirzym tępie podbiegłem do nich i odtworzyłem. W progu stała Bonnie.
-Cześć, Damon - przywitała się i weszła do środka. Po chwili siedzieliśmy na sofie.
-O co chodzi?-spytałem znudzony.
-Znalazłam sposób. - odpowiedziała.
-Na wampiryzm?-spytałem zaskoczony, po czym dodałem- Na to nie ma „sposobu“, Bonnie.
-No, na wampiryzm nie. Znalazłam coś innego. - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.
-Mów dalej - odparłem i przymrużyłem oczy.
-Przez całą noc czytałam różne księgi, zaklęcia, szukałam rozwiązania, kiedy natknęłam się na to - rzekła i wyjęła z torby dużą książkę i mi podała - przeczytaj to - poleciła i wskazała palcem tekst. Według polecenia zacząłem czytać. Było to zaklęcie, lecz po chwili spojrzałem na Bonnie jak na wariatkę.
-Ja nic z tego nie rozumiem - powiedziałem i oddałem jej księgę.
-To zaklęcie mówi, że u człowieka po przemianie zmieniają się tylko niektóre cechy. Fizycznie jest taki sam. Jego ciało pozostaje nienaruszone.
-Czyli?..
-Czyli dzięki temu zaklęciu można przywrócić u wampira dawny skład jego krwi. Wampir pozostaje wampirem, ale krew jest człowiecza - powiedziała, ale ja nadal nie wiedziałem o co chodzi.
-A niby jak nam to pomorze, Bonnie?
-Boże, Damon, myśl! Kiedy Elena będzie miała w sobie swoją dawną krew nie będzie musiała uciekać, bo Klaus będzie mógł tworzyć swoje hybrydy! - dokończyła dumna. Gdy to usłyszałem na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Moja Elena znowu będzie przy mnie.
-No, Bonnie należy ci się nagroda. A teraz trzeba sprowadzić Elenę spowrotem. - stwierdziłem i wstałem kierując się do wyjścia. Bonnie poszła w ślad za mną.
-Zaczekaj, a co z Klaus’em? Jemu też trzeba powiedzieć - zapytała zatroskana.
-Zleć to Caroline, ona umie z nim rozmawiać. Narazicho - odparłem i wybiegłem w wampirzym tępie z domu.



Caroline:

     Jedząc śniadanie, w postaci woreczka z krwią, rozmyślałam o tej świni Tyler’rze, kiedy z monologu wyrwał mnie dźwięk telefonu.
-Cześć, Bonnie! Co tam?- spytałam udając wesołą.
-Caroline, jest sprawa - przeszła do sedna.
-Słucham.
-Znalazłam rozwiązanie dla Eleny.- powiedziała z dumą i cicho kaszlnęła.
-Tak?! Jakie?
-Teraz to nie istotne. Damon właśnie sprowadza Elenę. Tak sądzę. Ale trzeba też poinformować o tym.. Klaus’a. - dodała przyciszonym głosem. Nie, no nie wierzę, pomyślałam.
-A co ja ma z tym wspólnego?! - spytałam wściekła. Zawsze ja otrzymuję zadanie pod tytułem „ pogadać z Klaus’em“.
-Car, spokojnie. Tylko tobie nic nie zrobi, a nie ma nikogo innego, żeby z nim porozmawiał. Proszę, zrób to dla Eleny.
-Ugh.. no dobrze. Ale wisicie mi przysługę!
-Kocham cię, pa! - powiedziała i rozłączyła się.
      Potem zaczęłam się szykowac do wyjścia i znowu powróciłam do rozmyślania. Nadal było mi źle po tym co zrobił Tyler, ale wiedziałam, że nie powinnam przez niego płakać. Nie zasługiwał na to. Postanowiłam więc zapomnieć o nim.
      Później Klaus. Nie dawał mi spokoju w myślach. Myślałam, że nie jest zdolny do jakichkolwiek uczuć, a wczoraj przytulając się do niego, czułam się tak bezpiecznie, tak błogo. Nadal go nienawidziłam, ale jakoś nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Pragnęłam tylko znowu się do niego przytulić i znów się poczuć tak wspaniale jak wtedy.
      Ubrałam na siebie ciemne rurki, falowaną koszulkę w kwiatki i szare trampki, po czym wsiadłam do samochodu i ruszyłam w kierunku posiadłości Mikaelson’ów.
       Kiedy wysiadłam z auta z wampirzą szybkością znalazłam się przed wielkimi drewnianymi drzwiami i zapukałam. Po sekundzie usłyszałam, że ktoś się zbliża do drzwi. Kiedy się tylko uchyliły ujżałam Klaus’a.            Ubrany był w ciemne spodnie, z nieznanego mi materiału i niebieską koszulę całkowicie rozpiętą. Moje oczy mimowolnie zjechały w dół i spoczęły na jego torsie. Przyglądałam się z uwielbieniem, lecz po chwili zdałam sobie sprawę, że wyglądam jak idiotka.
       Szybko spojrzałam na niego i zauważyłam, że się uśmiecha. Był taki przystojny.
-Witaj, Caroline - odezwał się pierwszy i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Po chwili znaleźliśmy się w salonie. Usiadłam na kanapie, a on obok mnie.
-Jak się czujesz? - spytał z zatroskaną miną.
-Dobrze i jeszcze raz ci dziękuję. Przyszłam, bo muszę ci coś powiedzieć. - powiedziałam poważnie.
-Zamieniam się w słuch, kochana.
-Bonnie znalazła wyjście dla Eleny. - rzekłam ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Klaus nagle się orzywił i spojrzał na mnie rozpromieniony.
-No to świetnie. Wiedziałem, że coś wymyślicie. Jakie to wyjście? - spytał i uśmiechnął się szelmowsko.
-Sama nie wiem, miałam ci tylko to przekazać.
-Ach tak. Gdzie jest Elena? - spytał nad wyraz spokojnie.
-Damon po nią pojechał. Sądzę, że dzisiaj będzie w Mystic Falls.- odparłam i spojrzałam gdzieś w przstrzeń. Po chwili niezręcznej ciszy wstałam.
-Już uciekasz? - spytał spoglądając na mój biust.
-Tak. Tylko to miałam ci do powiedzenia.
-Kochanie, przekaż Bonnie, żeby przyjechała do mnie dzisiaj. Jak najszybciej - polecił i odprowadził mnie do drzwi.
-Wiesz istnieje takie coś jak telefon. Przestań się wszystkimi wysługiwać i zrób coś sam. Cześć - powiedziałam i wyszłam trzaskając drzwiami. Nie wiem dlaczego tak się zachowałam. Po prostu starałam się stłumić to uczucie, które pojawiało się we mnie, gdy tylko go widziałam.
Otwierając drzwi od samochodu czyjaś ręka je zatrzasnęła. Odwróciłam się i zobaczyłam mieszańca.
-Czego znowu? - spyłam zdenerwowana.
-Jeżeli Tyler znowu cię skrzywdzi, powiedz mi, a ukażę go znowu. - pwiedział, a ja się kompletnie zagotowałam.
-Że co?! Jak to „ukażesz“?!
-Caroline, nawet nie wiesz jak bolało mnie, kiedy płakałaś. Musiał za to zapłacić.- odparł i pogłaskał mnie po włosach.
-Co ty w ogóle mówisz? Czy ja cię prosiłam o to? Nie! Dziękuję ci, że wczoraj byłeś przy mnie, ale nie mam ochoty mścić się na kimś, kto nawet na zemstę nie zasługuje! Co mu zrobiłeś? - spytałam wkurzona.
-Nic strasznego. Pewnie jeszcze dochodzi do siebie, ale jest w tym coś dobrego, skarbie.
-Niby co?!-spytałam wściekła.
- Zrobiłem to sam - dodał i uśmiechnął się zawadiacko po czym zniknął za drzwiami swego domu.
       Byłam po prostu wściekła! Klaus musiał pobić Tyler’a, chociaż wlace go o to nie prosiłam! Z jednej strony cieszyłam się, że mój były zapłacił za zdradę, ale z drugiej bałam się, że zrobił mu coś naprawdę poważnego. Niestety nadal był dla mnie ważny. Nie można tak z dnia na dzień przestać kochać.
          Zdenerwowana skierowałam się do domu Bonnie. Gdy znalazłam się w środku od razu przeszłam do sedna.
-Bonnie, Klaus chce się z tobą widzieć. Pewnie pragnie znać szczegóły tego całego zaklęcia. Powiedział, że masz się u niego jak najszybciej zjawić. - rzekłam swoim normalnym tonem.
-Cóż.. muszę jechać -odparła i wstała - Caroline?
-Tak?
-Pojedziesz tam ze mną? - spytała błagalnym tonem po czym dodała - nie chcę z nim przebywać sam na sam.
-Eh, no jasne - odpowiedziałam i cichutko zachichotałam.
       Po dziesięciu minutach ponownie znalazłam się na posesji Klaus'a. Razem z Bonnie. Gdy wchodziłyśmy do środka, moja przyjaciółka zachowywała się bardzo niepewnie i podejrzliwie. Zdałam sobie sprawę, że się boi.
       Usiadłyśmy w salonie mieszańca i zaczęliśmy rozmowę.
-Bonnie, wytłumacz mi proszę na czym polega to zaklęcie. - zaczął.
-Czar zamienia u wampira skład jego krwi. Krew jest po prostu człowiecza.
-Czyli dzięki temu Elena będzia miała swoją dawną krew? - spytał jeszcze bardziej zachwycony. Potem na sekundę spojrzał na mnie. Przyłapał mnie. Przyglądałam się mu.
-Zgadza się - odparła z obrzydzeniem - I będziesz mógł kontynuować tworzenie swojej hybrydziej rodzinki.
-Na to liczę - odgryzł się i uśmiechnął szelmowsko do mnie. - Spisałaś się Bonnie. Byłem pewien, że coś wymyślicie.
-Robię to dla Eleny.-wydukała coraz bardziej wkurzona i dodała - Jest coś jeszcze. Musisz sprowadzić czarownicę. Ja straciłam moce.
-Zajmę się tym. No, drogie panie, na was już czas - powiedział uprzejmie po czym wstał, a Bonnie poszła w ślad za nim. Po chwili znalazł się przy mnie i wyciągnął dłoń. Spojrzałam na niego głupio i wstałam odpychając jego rękę. Ten tylko pokręcił głową i zachichotał.
-Do zobaczenia kochanie - zwrócił się do mnie, a potem do Bonnie - Do widzenia Bonnie.
       Po tym wszystkim odwiozłam przyjaciółkę do domu i pojechałam do siebie. Po długiej i gorącej kompieli położyłam się do łóżka próbując zasnąć.
       Przewracałam się z boku na bok, lecz nic to nie dało. Rozmyslałam o wszystkim mając nadzieję, że usnę. Ale nadal nic. W końcu zdałam sobie sprawę, że nie usnę więc gapiłam się ślepo w sufit. Ten dzień był przygnębiający, pomyślałam. Później w moich myślach pojawił się Klaus.
       Wyobrażałam go sobie bez koszulki. Że dotykam jego torsu, a później jego ust. Nie, nie, nie Carolie, skarciłam się w myślach. Mimo iż nie chciałam nadal o nim rozmyślałam. Po długich monologach wstałam ubrałam na siebie dresy i czytałam książkę przy biurku. Kiedy i to mi się znudziło podeszłam do okna, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je. Po sekundzie zmierzałam już w wampirzym tępie w kierunku posesji hybrydy...


__________________________________________________________________________

Taa.. no to jest 4 rozdział. Nie wiem czemu, ale w ogóle mi się nie podoba : c. 
Oczywiście z dedykacją dla Oli (Rose) <3. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła :)
A co Wy myślicie o tym ? xx
Liczę na komentarze, pozdrawiam ; *.