Kolejna nominacja. Zostałam nominowana przez Angel Madame z bloga http://forbidden-looove.blogspot.com . (zachęcam do czytania).
Odpowiem tylko na pytania :
1. Co podoba ci się w moim opowiadaniu?
2. Jak trafiłeś na portal blogspot.com? :)
3. Co było twoją inspiracją gdy zacząłeś tworzyć opowiadanie?
3. Ile masz lat?
4. Ulubiona postać z TVD?
5. Ulubiona postać z mojego opowiadania?
6. Czy jesteś na bieżąco z serialem TVD?
7. Jesteś za Deleną czy Steleną? Dlaczego?
8. Ulubiony serial/film.
9. Ulubiony pisarz/książka?
10. Wolałbyś być wampirem, wilkołakiem, czarownicą czy może pozostałbyś człowiekiem?
11. Ulubiona piosenka?
1.Podoba mi się postać Klaus'a.
2.Kiedyś miałam bloga, ale zapomniałam o nim i po prostu założyłam drugiego.
3.Moją inspiracją był serial TVD oraz przeróżne opowiadania o miłości.
3xd. 15.
4.Mam 3 ulubione:Klaus, Caroline, Damon.
5.Wiliam/Joseph : *.
6.Oczywiście < 3
7.Stelena, ponieważ wolę Damon'a jak jest sam :D
8.Pamiętniki wampirów/The Vampire Diaries. <3
9.Katarzyna Berenika Miszczuk.
10.Osobiście hybrydą, ale w Twoim pytaniu tego nie ma, więc wampirem.
11.Ed Sheeran- Give me love, Jason Walker-Echo oraz Daughter - Medicine.
Dziękuję za nominację <33
poniedziałek, 28 stycznia 2013
sobota, 26 stycznia 2013
Nominacja
Odpowiem tylko na pytania :
1.Najlepszy: 3x14, a najgorszego nie mam.
2.Nie rozumiem pytania xd.
3.Kim Kolwiek.
4.Elena Gilbert rzecz jasna. < 3
5.Pewnie, że tak.
6.J.polski.
7.Joseph Morgan.; *
8.Ed Sheeran-Give me love oraz Jason Walker-Echo<3
9.Oczywiście, że tak <3
10.Wampir, ale ulubiona to HYBRYDA <3.
11.Klaroline : *
piątek, 25 stycznia 2013
Rozdział 8.
Caroline:
Kiedy Bonnie do mnie podeszła,
zdałam sobie sprawę, że to ona krzyczała. Spojrzałam na nią
ledwo i delikatnie się uśmiechnęłam. Moja mama ucieszyła się i
zaczęła mnie głaskać. Bonnie uklękła przy mnie.
-Wytrzymasz jeszcze około pięciu
godzin? - spytała z nadzieją w głosie. Przez chwilę zbierałam
się żeby odpowiedzieć, aż w końcu wybełkotałam niewyraźnie:
-Postaram się...Bonnie... proszę,
przynieś mi krwi...
Przyjaciółka uśmiechnęła
się i pobiegła szybko po worek z krwią. Po niecałej minucie była
z powrotem trzymając w ręku dwa worki z krwią. Otworzyła pierwszy
i delikatnie przyłożyła mi do ust. Poczułam jak lepki płyn
wypełnia moje usta i odetchnęłam. Było mi trochę lepiej, krew
zdecydowanie pomogła. Nadal umierałam, ale krew to opóźniła.
Gdy wypiłam całą zawartość
woreczka, wtuliłam się w mamę i zamknęłam oczy.
-Kochanie, nie zasypiaj – wyszeptała
mama. Bonnie podała jej drugi woreczek, pocałowała mnie w mokre
czoło i wyszła.
-Staram się, mamusiu – odparłam
lekko oddychając. Wtedy w moich myślach pojawił się Klaus.
Szczerze, wątpiłam w to, że zdąży mnie uratować. Może krew
jakoś mi pomogła, lecz ja wciąż czułam, jak ucieka ze mnie
życie. Jak powoli tracę czucie w nogach, powiekach i ustach.
Stawało się to stopniowo.
Klaus.
Klaus dzięki ostatnim
wydarzeniom w moim życiu nie był mi obojętny. Widziałam, że coś
dla niego znaczę, lecz nie wiedziałam co tak naprawdę czuje. Że
czuje? To wiedziałam na pewno, lecz nie wiedziałam co. Po prostu.
Najbardziej bolało mnie to,
że nie pożegnałam się z nim. Gdybym tylko mogła go przytulić
przed wyjazdem do tych Włoch, zrobiłabym to. Przynajmniej teraz,
pomyślałam, byłabym szczęśliwa.
Myślałam tak prawie
godzinę. Mama co jakiś czas mówiła coś do mnie, więc jej
odpowiadałam. Starałam się jakoś wytrwać. Chociaż dla niej i
dla przyjaciół. Oni wierzyli, że Klaus przyjedzie na czas, ja
niestety nie. Chciałam po prostu, żeby widzieli, że w to wierzę i
mam nadzieję. Byłam im to zwyczajnie winna.
Kolejne dwie godziny były
jeszcze gorsze. Strasznie ciężko mi się oddychało, mówienie
sprawiało mi ból, a kiedy mama przyłożyła mi otwarty woreczek z
krwią do ust, ja go nie czułam. Wiedziałam, że piję krew, ale
jej w ogóle nie czułam. Podnoszenie powiek również bolało. Nie
mogłam już wytrzymać. Wtedy byłam całkowicie pewna, że lada
moment umrę.
Mama co chwilę mówiła coś
do mnie, lecz było to niewyraźne. Aby jej nie martwić kiwałam
tylko głową.
Potem do pokoju weszła
Bonnie, a za nią Elena, Damon, Stefan, Jeremy i Matt. Stanęli cicho
przy mnie, a ja resztką moich sił podniosłam powieki. Byli smutni,
ale w ich oczach był błysk nadziei. Elena podeszła bliżej.
-Caroline, wytrzymasz jeszcze godzinę?
- spytała szeptem trzymając mnie za rękę. Wtedy wiedziałam już,
że nie mogę ich dłużej kłamać. W tamtym momencie prawie
stykałam się ze śmiercią. Ona była po prostu przy mnie. Czułam
ją. Pokręciłam przecząco głową i zamknęłam oczy.
-Caroline, proszę. Wierzymy w ciebie.
Dasz radę! - powiedziała Bonnie. Znowu pokręciłam przecząco
głową.
Moja mama znowu zaczęła
płakać, ale bardzo cicho. Delikatnie ścisnęłam dłoń Eleny i
uśmiechnęłam się blado.
Przyjaciele i mama cały czas
siedzieli przy mnie i coś mówili, lecz ja ich w ogóle nie
rozumiałam. Nawet już nie mogłam kiwać głową. Nic. Nawet
otwierać oczu. Oddychałam ledwo co i byłam pewna, że to już
koniec.
No i się stało. Wydałam z
siebie ostatni oddech i po chwili widziałam tylko światło. Nie
oddychałam. Nie ruszałam się. Uwolniona od bólu, spojrzałam na
przyjaciół, ale oni nie widzieli mnie. Przechodziłam powoli na
drugą stronę. Cały czas patrzyłam na przyjaciół. Elena zaczęła
delikatnie mną potrząsać.
-Caroline? - spytała, a z jej oczu
zaczęły wyciekać łzy, jedna po drugiej. Uśmiechnęłam się,
czego oni nie widzieli i pokiwałam głową.
Elena zaczęła zanosić się
płaczem. Przytuliła mnie mocno i zaczęła krzyczeć.
-Stefan, zrób coś! - on podszedł do
niej i przytulił.
-Eleno, nic się już nie da zrobić...
Dziewczyna wyrwała się z
jego uścisku i wybiegła płacząc. Bonnie zaczęła płakać i mnie
przytulać, moja mama to samo. Ja także płakałam, lecz oni nie
mogli tego zobaczyć. Patrzyłam na nich cały czas, tym samym
przechodząc na drugą stronę.
Klaus:
Jechałem jak najszybciej się
da. Byłem już w Mystic Falls i zmierzałem do domu Salvatorów. Nie
mogłem pozwolić, aby Caroline umarła. Gdyby umarła, ja też był
umarł. Życie bez niej, to nie było by to samo. Cały czas
obwiniałem siebie, że wyjechałem i zostawiłem ją samą. Że nie
domyśliłem się, że Tyler mógł ją ugryźć. Nienawidziłem
wręcz siebie za to. Wjechałem na podjazd i w mgnieniu oka wyszedłem
z auta.
Wtedy zamarłem, gdyż
zobaczyłem, że Elena siedzi na schodach i strasznie płacze.
Wiedziałem co to oznacza, ale nie przyjmowałem tego do wiadomości.
Podszedłem do niej szybko i zapytałem.
-Gdzie ona jest? - dziewczyna podniosła
głowę.
-Klaus, ona.. - odparła, lecz jej
przerwałem.
-Gdzie ona jest?! - wydarłem się do
niej.
-Na górze – odrzekła i dalej
płakała.
W wampirzym tempie wbiegłem na
górę. Po chwili znalazłem pokój w którym leżała. Byli tam
Damon, Stefan, Liz, Jeremy, Matt i Bonnie. Otaczali Caroline.
Spojrzałem na nią. Jej skóra była ciemna, jej matka i Bonnie
trzymały ją za ręce. Nie ruszała się, ani nie oddychała.
Wystraszyłem się i zacisnąłem oczy, żeby nie zacząć płakać.
Podbiegłem do nich, tym samym odpychając wszystkich na bok. Gdy
mnie zobaczyli, zszokowali się. Bonnie odeszła zapłakana i wtuliła
się w Jeremy'ego.
Liz także wstała i zaczęła
ocierać łzy. Nie czekając ani chwili przegryzłem sobie nadgarstek
i złapałem Caroline w talii. Jej ciało było zimne. Szybko otarłem
łzę i przyłożyłem ukochanej nadgarstek do ust.
-Pij, kochanie – wyszeptałem jej do
ucha. - Proszę, pij.
Czułem tylko jej zimne wargi na
moim nadgarstku, lecz nie czułem, żeby piła. Wystraszyłem się i
poruszyłem nadgarstkiem.
-Kochanie, pij, proszę –
powiedziałem na głos. Bonnie znowu zaniosła się płaczem. Stefan
wyszedł trzaskając drzwiami. Wszyscy tracili nadzieję, lecz ja nie
zgadzałem się z tym. Caroline zwyczajnie nie mogła umrzeć.
Po chwili poczułem, jak krwi
zaczyna ubywać. Poczułem jak wyrastają jej kły i wpijają się w
mój nadgarstek. Odetchnąłem z ulgą i oparłem się o łóżko,
pozwalając mojej ukochanej pić ile zechce.
-Tak, właśnie tak, skarbie –
wyszeptałem jej do ucha. Wszyscy się nagle ożywili. Bonnie
podbiegła do nas i złapała Caroline za rękę.
-Pije? - spytała nadal płacząc.
Pokiwałem twierdząco głową i pocałowałem Caroline w głowę.
To była najszczęśliwsza
chwila w moim życiu. Nie mogłem opisać mojej radości. Caroline
była dla mnie po prostu najważniejsza i nie mogłem jej stracić.
Wszyscy zaczęli ocierać łzy.
Byli szczęśliwi, tak jak ja. Nie chcieli stracić Caroline. Ona dla
nich także była ważna.
Caroline:
Już miałam przechodzić na
drugą stronę, kiedy coś poczułam. Poczułam krew. Zdziwiona
spojrzałam na przyjaciół. Bonnie nadal płakała, moja mama
również. Zauważyłam tylko, że ktoś mnie przytula. To był
Anioł. Ratował mnie. Dawał mi swoją krew. Na początku jej nie
chciałam, bo wiedziałam, że i tak umarłam. Ale w końcu zaczęłam
pić. Nie wiem po co, nie wiem czemu. Po prostu. Krew była
przepyszna. Wpiłam się w Anioła i zaczęłam połykać zachłannie
krew.
Spojrzałam za siebie. Drzwi na
drugą stronę były już bardzo daleko. Oddalałam się od nich.
Zaczęłam się uśmiechać. Nie wiedziałam co się dzieje, lecz
miałam jeszcze nadzieję, że przeżyję.
Kiedy Anioł zabrał rękę
poczułam jak całuje swymi ustami mój policzek. Wtedy poczułam.
Poczułam, że znów jestem w swoim ciele. Znów czułam ból, który
stopniowo zaczął znikać. Bałam się otworzyć oczy, więc
otworzyłam usta i zaczerpnęłam powietrza. Usłyszałam jakieś
szepty. Potem poczułam, że ktoś mnie przytula. To była Bonnie.
Płakała, ale wiedziałam, że
to są łzy szczęścia.
-Och, Caroline – szepnęła mama i
także mnie przytuliła.
Potem zebrałam się na odwagę
i otworzyłam delikatnie oczy. Wszyscy stali wokół mnie i się
uśmiechali. Po chwili do pokoju wbiegła Elena i Stefan.
Przyjaciółka podbiegła i ponownie zaczęła zanosić się, tym
razem, płaczem szczęścia. Przytuliła mnie z całej siły.
Nagle poczułam, że ktoś
mnie całuje w głowę. Byłam przekonana, że to Anioł, lecz kiedy
podniosłam głowę, zobaczyłam Klaus'a. Wtedy zdałam sobie sprawę,
że to on mnie uratował. Był moim wybawcą. Uśmiechnęłam się do
niego i starłam mu łzę z policzka.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam
się. Nie wiedziałam gdzie jestem. Znajdowałam się w jakimś
ogromnym pokoju. Ściany były koloru błękitnego. Naprzeciwko
łóżka, na którym leżałam znajdowała się antyczna komoda z
alkoholem. Po chwili, bardzo zdziwiona, zdałam sobie sprawę, że
leżę w czyichś objęciach. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam
Klausa. Leżał, trzymając mnie w ramionach i przyglądał mi się
poważnie. Zrobiłam zdziwioną minę.
Czułam jak energia znowu przepełnia moje ciało. Uśmiechnęłam
się, gdyż znowu zdałam sobie sprawę, że żyję. To było po
prostu wspaniałe, a myśl, że jeszcze niedawno byłam na krawędzi
śmierci, przyprawiała mnie o dreszcze.
-Gdzie ja jestem? - spytałam
rozkojarzona. Moją i Klausa twarz dzieliły zaledwie dwa centymetry.
Zmieszana odwróciłam twarz. Czekałam aż odpowie, lecz nic nie
usłyszałam. - Klaus, w porządku?
-Jesteśmy u mnie. W sypialni –
wyszeptał przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. Gdy to
usłyszałam poważnie się wkurzyłam. Byłam mu niezmiernie
wdzięczna, w końcu mnie uratował, ale ledwie co zasnęłam, a on
porwał mnie do siebie.
Już sobie zaczęłam
wyobrażać, jak moja mama musi się martwić. Dosłownie przed
chwilą prawie mnie straciła, a teraz nie mogła się mną
nacieszyć, ani ja ją. I do tego moi przyjaciele. Chciałam ich jak
najszybciej zobaczyć.
-Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnęłam
i zaczęłam wyrywać się z jego uścisku. Niestety nic to nie
zdziałało, a tylko przyniosło niepożądane skutki. Klaus
przybliżył się jeszcze bardziej do mnie, tak, że nasze uta prawie
się stykały.
Spojrzałam mu w oczy
zszokowana i zobaczyłam błysk szczęścia i pożądania. Wiedziałam
czego chce. Odwróciłam głowę i zacisnęłam oczy nadal próbując
się wyrwać.
-Caroline, przecież nic ci nie zrobię
– rzekł swym normalnym tonem. Odwróciłam się do niego.
-Puść mnie – poprosiłam i
spojrzałam na niego błagalnie.
Mieszaniec przez chwilę
patrzył na mnie, ale potem spuścił wzrok i w końcu puścił mnie.
Już miałam zeskoczyć z
łóżka i uciec stamtąd, lecz coś mnie powstrzymało. Zatrzymałam
się w bezruchu, zacisnęłam oczy i delikatnie zajęłam miejsce
obok niego, opierając głowę o ścianę.
Klaus popatrzył na mnie z
niedowierzaniem, po czym podniósł się lekko i oparł o ścianę
tuż obok mnie.
-Caroline, czego ty tak naprawdę chcesz? - spytał nie patrząc na mnie.
-Caroline, czego ty tak naprawdę chcesz? - spytał nie patrząc na mnie.
-Chcę, abyś przestał traktować mnie
jak jakąś rzecz – odparłam zdecydowana i skrzyżowałam ręce.
Klaus spojrzał na mnie i otworzył
szeroko oczy.
-Jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć?
- wyrzekł z wyrzutem w głosie, po czym dodał – nigdy tak cię
nie traktowałem i nigdy nie będę.
-To po co mnie tu zabrałeś, nie
pytając nawet o moje zdanie?! - wykrzyczałam i na niego
spojrzałam.
-Och, daj spokój Caroline..
-Pytam! - krzyknęłam znowu.
-Bo chciałem mieć cię tylko dla
siebie, nacieszyć się tym, że żyjesz! – krzyknął również i
utkwił w moich oczach. Gdy to usłyszałam zaniemówiłam i
odwróciłam wzrok. Poważnie się zdziwiłam, nie wiedziałam, że
aż tyle dla niego znaczę.
-Dziękuję ci, że mnie uratowałeś,
ale błagam traktuj mnie z szacunkiem. Tylko o tyle proszę.
Klaus uśmiechnął się blado i
przejechał ręką po moim policzku.
-Przepraszam – wyszeptał zbliżając
się do mnie. Powinnam się wtedy zwyczajnie odwrócić, lecz także
zaczęłam się do niego przybliżać. Patrzyłam na jego usta i
coraz bardziej ich pragnęłam.
Po chwili całą mnie
przepełniało szczęście, gdyż nasze usta się złączyły.
Tonęliśmy w pocałunkach i dotyku. Czułam się cudownie. Moje
serce zaczęło szybciej bić. Pełna podniecenia wbiłam paznokcie w
plecy mieszańca. Wydał z siebie cichy syk i zaczął brutalniej
mnie całować, co jeszcze bardziej mi się podobało. Z wampirzą
szybkością usiadłam na niego okrakiem i objęłam rękoma jego
szyję. Ten trzymał mnie w talii. To było niesamowite uczucie.
Klaus:
Nasze pocałunki stawały się
coraz bardziej brutalne i namiętne. Czułem się nieziemsko. Mocno
się zdziwiłem, że Caroline zgodziła się na to. Sądziłem, że
się odwróci, lecz ona przybliżyła się do mnie. Byłem
szczęśliwy, ale w pewnym momencie poczułem jakiś niedosyt.
Chciałem więcej Caroline. Całej jej.
Już miałem zdjąć z niej
koszulkę, kiedy usłyszałem jakiś ogromny trzask. Oboje w mgnieniu
oka oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na drzwi. Po paru
sekundach trzask się powtórzył, a ja mocno się wkurzyłem, że
ktoś śmie nam przerywać w takiej chwili.
Caroline zeszła ze mnie i
złapała mnie za rękę.
-Pójdę sprawdzić – rzekłem cicho
i wstałem. Caroline podbiegła do mnie i złapała mnie za rękę.
Razem wyszliśmy z pokoju i dalej wszystko potoczyło się samo.
Z różnych stron napadli
na mnie Damon, Elena i około dziesięciu innych wampirów. Szybko
odepchnąłem ich, lecz po sekundzie znowu na mnie napadli. Było ich
jeszcze więcej. Miałem ochotę wyrwać im wszystkim serca. Szybko
spojrzałem na Caroline.
Stefan trzymał ją mocno, a ona coś
krzyczała i próbowała się wyrwać Nieznanych wampirów wciąż
przybywało. Po chwili w korytarzu pojawiła się Bonnie. Zaczęła
wypowiadać jakieś zaklęcie patrząc na mnie. Moim ciałem
zawładnął niesamowity ból. Damon trzymał mnie obiema rękoma za
szyję, a inne wampiry za ramiona. Wszyscy obrócili mnie w stronę
tej wstrętnej czarownicy, która zmierzała w moją stronę,
wypowiadając zaklęcie z nienawiścią w głosie. Byłem pogrążony w niemiłosiernym bólu. Nagle z mojego gardła wydobył się przerażający krzyk.
Ból był po prostu ogromny,
paraliżował moje ciało. Nie mogłem nic zrobić. Czułem, jakby w
środku łamały mi się wszystkie kości.
Po chwili w nadludzkim tempie
wampiry zabrały mnie z domu wybiegając gdzieś w las.
________________________________________________________________________________
Kompletna porażka!! No po prostu nie wierzę! Z rozdziału na rozdział jest coraz gorzej! Naprawdę przepraszam, nie wiem co sie ze mną dzieje! :ccc.
Dobra, koniec płakania, jakoś będzie, tylko błagam mówcie prawdę, co sadzicie o tym rozdziale. Komplementy jak i krytyka mile widzine, ale to chyba już wiecie. :)
Tak więc zapraszam do czytania i gorąco pozdrawiam. <333333!
Nominacja
Liebster Award
1.15.
2.Mam.
3.LOL.
4.The Vampire Diaries < 3.
5.Oczywiście, że TAK : *.
6.Pisać opowiadania i czasami śpiewać :)
7.Fiolet.
8.Ponieważ w ten sposób mogę wyrazić siebie i moją pasję do pisania.
9.Ulubiona-Klaus, Najgorsza-Hayley.
10.Tak sobie.
11."Wilk" Katarzyny Bereniki Miszczuk.
MOJE PYTANIA:
1.Ile masz lat?
2.Co wyrażasz w swoim blogu?
3.Klaus vs Damon?
4.Rap czy Pop?
5.Ulubione danie?
6.Co byś zrobiła, gdybyś spotkała Pawła Wasilewskiego (Paul Wesley)?
7.Ulubiony film?
8.Muzyka vs taniec?
9.Lubisz Edwarda ze Zmierzchu?
10.Twoja ulubiona żeńska postać z TVD?
11.Prowadzisz pamiętnik?
piątek, 18 stycznia 2013
Rozdział 7.
Klaus:
Siedząc w samolocie
rozmyślałem o Caroline. Brakowało mi jej. Chciałem zabrać ją ze
sobą, ale byłem pewien, że jeszcze się nie pozbierała.
Powinienem ją pocieszyć, być z nią, lecz najzwyczajniej w świecie
nie potrafiłem.
Tak, chciałem, aby
mi wybaczyła, ale zdecydowałem się dać jej trochę czasu. Podróż
samolotem bardzo się dłużyła. Pragnąłem wszystko pozałatwiać
i jak najszybciej wrócić. Wrócić do niej. Do dziewczyny, która z
każdym dniem stawała się dla mnie coraz ważniejsza. Do mojej i
tylko mojej Caroline.
Caroline:
Patrzyłam ślepo na
ugryzienie i nie mogłam uwierzyć. Jak mogłam nie poczuć, że
Tyler mnie ugryzł, pomyślałam. Wszystko działo się strasznie
szybko, więc mógł to zrobić równie przypadkowo. Osunęłam się
na ziemie i oparłam o ścianę.
Klaus wyjechał aż
do Europy, nie zdąży przyjechać, aby mnie uratować, pomyślałam.
Wtedy zaczęłam cicho płakać. Nie chciałam umierać, bałam się
tego. Tylu rzeczy jeszcze nie widziałam i tylu rzeczy nie zrobiłam.
Pragnęłam, aby to był tylko sen. Że jak zamknę oczy, a potem
otworzę, rany nie będzie.
Długo płakałam
powoli uświadamiając sobie to wszystko i godząc się z faktem, że
umieram. To było wręcz nie do przyjęcia. Nie chodziło o mnie,
chodziło o moich bliskich. Nie chciałam ich zostawiać. Nie mogłam
po prostu. Nie w takim momencie naszego wspólnego życia.
Trochę uspokojona
wzięłam prysznic, po czym wróciłam do pokoju. Miałam jeszcze
cień nadziei, więc złapałam za telefon i wybrałam numer Klaus'a.
Po dwóch sygnałach usłyszałam pocztę głosową. Zrezygnowana
odłożyłam telefon i starłam łzę. Potem próbowałam parę razy
się do niego dodzwonić, lecz bez skutku.
Mimo strasznego
zrządzenia losu, chciałam te ostatnie chwile mojego życia spędzić
z bliskimi. Cały czas ścierając łzy umalowałam się, ubrałam
ciemne rurki i bluzkę na długi rękaw oraz niebieskie trampki.
Następnie wzięłam kluczyki i wyszłam z domu. Zmierzając ku
samochodowi zakręciło mi się w głowie. Westchnęłam cicho i po
chwili już jechałam.
Zamierzałam jechać
pierw do Stefana i Damona, a potem do Bonnie, do Eleny, Matta i
innych. Chciałam się z nimi po prostu pożegnać. Wysiadłam z
samochodu i podeszłam do drzwi. Nie byłam pewna tego co robię, ale
po chwili zdecydowanym krokiem weszłam do domu. Ku mojemu zdziwieniu
w salonie zastałam Stefana, Damona, Elenę, Bonnie, Matta i
Jeremy'ego. Nawet lepiej, pomyślałam, powiem to im wszystkim, a nie
każdemu z osobna. Może lepiej to przyjmą.
Wszyscy powitali
mnie spojrzeniami. Miny mieli wręcz promienne.
-A wy co tacy zadowoleni? - spytałam
smutno. Damon odwrócił się do mnie.
-Planujemy jeszcze dziś wysuszyć
pewnego baaardzo złego mieszańca – odparł uśmiechnięty.
Usłyszawszy to zlękłam się. Wiedziałam, że chodzi im o Klaus'a.
Wystraszona spytałam.
-Jak zamierzacie to uczynić, skoro
Bonnie nie ma mocy?
-A czy tylko Bonnie jest czarownicą? -
spytał retorycznie Damon i znowu się uśmiechnął.
W tamtym momencie
chciałam zacząć protestować. Że nie mogą tego zrobić, bo mi na
nim zależy. Ale nie mogłam, nie miałam sił na to wszystko.
Zresztą wiedziałam, że tego nie zrobią, gdyż Klaus'a i tak nie
było.
-Klaus wyjechał do Włoch – rzekłam
beznamiętnie i usiadłam obok Matt'a. Uśmiechnął się do mnie, co
odwzajemniłam.
-Kiedy? - spytała zrezygnowana Elena.
-Dzisiaj w nocy – odparłam
niepewnie. Wszyscy posmutnieli. Stefan popatrzył na mnie zdziwiony i
wstał.
-Skąd to wiesz? - spytał i upił łyk
Whisky.
-Poinformował mnie o tym – odparłam
jeszcze bardziej smutna. Bonnie zaczęła mi się przyglądać.
-To już taki etap między wami? -
zapytał Damon zawadiacko, po czym dodał – a co Tyler na to?
I wtedy zamarłam.
Nagle przypomniało mi się, że nie żyje. Jak mogłam zapomnieć,
pomyślałam, że mój były, którego kochałam jak wariatka, umarł.
Skarciłam siebie za brak szacunku do niego i odparłam jeszcze
bardziej pogrążona w rozpaczy.
-Tyler wyjechał – powiedziawszy to
prawie się rozpłakałam, lecz resztkami sił jakoś dałam radę.
Wszyscy zebrani odwrócili wzrok i udawali, że tego nie usłyszeli.
Byłam pewna, że są ciekawi dlaczego nie jestem z nim, ale zdziwiło
mnie to, że w ogóle o to nie pytają. Miałam tylko nadzieję, że
nie wiedzą, że nie żyje. Sama nie wiem czemu, ale wolałam, żeby
sądzili, że wyjechał.
-Cóż, musimy to odłożyć do jego
powrotu. - powiedział Stefan swoim stanowczym tonem i dodał – Ale
tak czy inaczej Klaus musi zostać wysuszony.
I wtedy się stało.
Zaczęłam gorzko płakać. Bonnie i Elena zerwały się z miejsc, a
inni patrzyli na mnie zszokowani.
-Caroline, co się stało?! - spytała
Elena, a Bonnie mnie objęła. Patrzyły na mnie zatroskane, a ja
chowałam twarz w dłoniach. Mój płacz nie ustawał.
-Caroline! - krzyknęła Bonnie lekko
mną potrząsając. Podniosłam głowę. Wszyscy stali wokół mnie
przyglądając się. Zacisnęłam oczy i wytarłam łzy.
-Teraz to nie ważne. Życzę wam
powodzenia w wysuszeniu Klaus'a, bo tylko na tym wam teraz zależy,
czyż nie? - powiedziałam i wstałam. Nadal płacząc skierowałam
się do wyjścia, lecz Bonnie mnie zatrzymała.
-Caroline, powiedz co się stało! -
rozkazała wystraszona trzymając mnie za ręce. Zacisnęłam wargi i
znowu otarłam łzy. Elena i inni stali obok czekając na to, co się
stanie. Po chwili niepewnie podwinęłam rękaw odsłaniając ranę,
która teraz sięgała aż od nadgarstka, po sam łokieć. Bonnie
złapała za rękę i przyjrzała się zszokowana.
-Ugryzienie wilkołaka – wyszeptał
Stefan i przeklął cicho, po czym dodał – Klaus cię ugryzł?
-Nie. Tyler – odparłam przez łzy.
-Tyler?! - wrzasnął Damon.
-To nie ważne, Damon. Trzeba jak
najszybciej sprowadzić Klaus'a – wrzasnęła na niego Elena i
objęła mnie – Wszystko będzie dobrze.
-Klaus jest we Włoszech, Elena. Nie
zdąży wrócić, rana zbyt szybko się powiększa – odparłam
zrezygnowana i poczułam jak kręci mi się w głowie. Nagle opadłam
całkowicie z sił i zaczęłam upadać, lecz dziewczyny mnie
przytrzymały. Damon po chwili wziął mnie na ręce i położył na
kanapie. Elena i Bonnie uklękły przy mnie, zaczęły przytulać i
pocieszać.
-Klaus nie odbiera – usłyszałam
Stefana i zamknęłam oczy.
-Dzwoń do niego cały czas –
rozkazała Elena i poczułam jak głaszcze mnie po włosach. Po
chwili usłyszałam jak ktoś prędko wychodzi. Byli to zapewne
Jeremy i Matt.
Cieszyłam się, że tak się tym przejęli. Wtedy w
myślach dziękowałam Bogu za takich przyjaciół. Byli dla mnie
wszystkim i wiedziałam, że ja dla nich też. Nawet Damon okazywał
zmartwienie, co mnie bardzo zdziwiło.
Byłam pewna, że
tak jak i ja pogodzą się z tym, że umrę. Tak czy inaczej musieli
to przyjąć do wiadomości. To, że umrę, było pewne. Po prostu.
Po chwili już
nic nie słyszałam. Usnęłam.
Otworzyłam
ociężale oczy i rozejrzałam się. Leżałam w pokoju Damona.
Delikatnie podwinęłam rękaw. Rana rozprzestrzeniła się po całej
ręce. Westchnęłam i z powrotem położyłam głowę na poduszce.
Po paru minutach
usłyszałam, że drzwi się powoli otwierają. Kiedy w progu stanęła
Elena, chciałam się delikatnie podnieść, lecz nie mogłam. Byłam
całkiem bez sił.
Przyjaciółka
podeszła do mnie i położyła się obok. Wtuliłam się w nią i
cichutko zapłakałam.
-Caroline... Klaus nie odbiera
telefonu... Nie ma jak się z nim skontaktować. - powiedziała i
również zapłakała.
-Wiem, Eleno.. Pogodziłam się z tym,
że umrę – odparłam. Po chwili obydwie głośno płakałyśmy.
Jak dzieci. Przytulałyśmy się i zwyczajnie płakałyśmy.
-Wy wszyscy.. - zaczęłam szeptem -
Przez całe moje życie okazywaliście mi ciepło i troskę. Byliście
moimi prawdziwymi przyjaciółmi i za to bardzo wam dziękuję.
-Caroline, my zawsze będziemy twoimi
przyjaciółmi. - odparła, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
Leżąc zaczęło
mi się robić gorąco. Czułam, że się pocę. Zaczęłam szybciej
oddychać, a Elena mocniej mnie przytuliła. Jedyne co mnie cieszyło,
to to, że nie mam halucynacji.
Po dziesięciu
minutach w progu pokoju stanęła moja mama. Płakała. Spojrzałam
na nią wycieńczona i znowu zaczęłam płakać. Elena wytarła
sobie łzę, przytuliła mnie i wyszła. Moja mama usiadła zapłakana
przede mną i złapała mnie za rękę.
-Mamo... - zaczęłam i kolejny raz
rozpłakałam się na dobre – Tak cię przepraszam!
Mama pogłaskała
mnie po policzku jednocześnie wycierając łzy.
-Za co mnie przepraszasz, kochanie? -
spytała. Jej oczy były pełne rozpaczy i żalu.
-Za to, że nie byłam dobrą córką.
Powinnaś być ze mnie dumna, szczycić się mną, a ja cię
zawiodłam..- wybełkotałam bezsilnie. Mama ścisnęła moją dłoń
nadal mnie głaszcząc.
-Byłaś i jesteś wspaniałą córką,
Caroline! - wyszeptała zapłakana, po czym dodała – sprawiłaś,
że patrzę na świat inaczej. Nauczyłaś mnie dostrzegać rzeczy,
których nigdy nie dostrzegałam. Jestem z ciebie dumna, córeczko.
-Naprawdę? Przecież jestem
wampirem...- szepnęłam tracąc całkowicie siły.
-Oczywiście skarbie. Jesteś piękna,
silna i masz dobre serce. To się liczy. A to, czy jesteś wampirem,
czy też nie, nie ma żadnego znaczenia – odparła i położyła
się obok przytulając mnie.
-Przepraszam, że cię zostawiam. -
szepnęłam i zaczęłam coraz ciężej oddychać. Czułam, że
śmierć jest już blisko.
-To nie twoja wina, córeczko.
-Mamo... pamiętaj... ja zawsze będę
przy tobie – wyszeptałam.
-Wiem, kochanie.
Leżałyśmy
tak kilka minut, a ja cały czas traciłam siły. Czułam jak wybywa
ze mnie życie.
-Kocham cię, mamo – wybełkotałam
resztkami sił i zamknęłam delikatnie oczy.
-Ja ciebie też, Caroline – odparła
powstrzymując płacz.
Kiedy już
chciałam całkowicie zamknąć oczy, usłyszałam niewyraźnie, jak
ktoś wbiega do pokoju i krzyczy:
-Klaus właśnie wraca do Mystic Falls!
______________________________________________________________________
Oto rozdział 7. Tym razem ocenianie go pozostawię Wam. Krytyka i komplementy mile widziane. Chciałam również podziękować za komentarze, które pojawiły się pod 6 rozdziałem. W ogóle za wszystkie komentarze. One dodają mi siły i chęci do realizowania historii o Klaroline. Jeszcze raz dziękuję ; ****.
Oglądaliście już After School Special? Ja tak i powiem Wam, że jest MEGA BOSKI. W końcu będzie dużooo Deleny. Cieszę się, że Elena powiedziała Stefanowi co czuje do Damon'a. Jest jeszcze sprawa Silas'a. Z tego odcinka wynika, że ma się on pojawić, chociaż to nie jest pewne. Ponoć jest potężniejszy nawet od KLAUS'A, co dla mnie jest po prostu nie do przyjęcia. Kocham Klaus'a i chcę, aby to on cały czas był tym Najpotężniejszym. Nie chcę żadnego Silas'a. Ale to tylko moja opinia :).
A co Wy sądzicie o tym odcinku?
Pozdrawiam. < 3
wtorek, 15 stycznia 2013
Rodział 6.
Klaus:
Poczułem jak Caroline
dotknęła swymi ustami moje i zamarłem. Widziałem, że chciała
się już odsunąć, lecz ja z całych sił wpiłem się w jej usta i
zacząłem bez opamiętania całować. Ku mojemu zdziwieniu nie
stawiała oporu. Całowałem ją z pasją, z początku delikatnie,
lecz potem brutalnie. Spostrzegłem, że jej się to podoba.
Zaczęła błądzić rękoma
po moim ciele. Pełni podniecenia zaczęliśmy w wampirzym tempie
obijać się o ściany. Gdy już miałem zdjąć Caroline bluzkę,
ona nagle zatrzymała się, odpychając mnie lekko od siebie:
-Stop! To chore...- powiedziała dysząc. Popatrzyłem na nią zrezygnowany i zapytałem.
-Stop! To chore...- powiedziała dysząc. Popatrzyłem na nią zrezygnowany i zapytałem.
-Co jest chore?
-To, co my robimy – odparła
zasmucona.
-Całowanie to ludzka rzecz. To nie
jest chore – stwierdziłem i przybliżyłem się do niej.
-Nie, Klaus.. - powiedziała stanowczo
odpychając mnie znowu, tym razem mocniej. Zdenerwowany zacisnąłem
ręce w pięści i uśmiechnąłem się szyderczo. Caroline
popatrzyła na mnie przepraszająco.
-Dobrze, nie będę naciskał –
odrzekłem zasmucony i odwróciłem się, aby odejść, lecz nagle
zatrzymałem się, odwróciłem do niej i zdecydowany dodałem –
Caroline, przepraszam, ale mogę już nie mieć takiej okazji.
-Jakiej okazji? - spytała zdziwiona.
-By cię pocałować – odparłem, po
czym w wampirzym tempie wpiłem się w jej usta i przygwoździłem do
ściany. Stawiała opór, próbowała się wyrwać z mojego uścisku,
lecz nie dała mi rady. Po nie całej minucie przestała. Objęła
rękoma moją szyję i zaczęła mnie całować namiętnie.
Czułem, że się
uśmiecha, więc również się uśmiechnąłem, po czym delikatnie
od niej oderwałem. Była otumaniona pocałunkami, a usta delikatnie
jej drżały. Pogłaskałem ją po policzku i szepnąłem:
-Nie gniewaj się..
-Nie gniewam – odparła uśmiechnięta
i pocałowała mnie w usta, po czym dodała – muszę już iść.
-Zostań – wyszeptałem i sięgnąłem
do suwaka jej bluzki. Chciałem ja rozpiąć, lecz mi przeszkodziła.
-Nie – stwierdziła stanowczo, po
czym oderwała się ode mnie. Niechętnie uszanowałem jej decyzję i
odprowadziłem ją do drzwi.
Stanęliśmy na zewnątrz.
Już miałem się z nią pożegnać kiedy nagle ktoś pchnął mnie z
nadludzką siłą tak, że uderzyłem o swój samochód. Od razu
podniosłem się i rozejrzałem. To był Tyler. Stał wściekły obok
mojej willi, a wystraszona Caroline stała jak wryta na ulicy. Od
razu podbiegłem do chłopaka i złapałem za szyję, po czym
podniosłem do góry. Z całej siły go dusiłem, lecz po paru
sekundach Caroline podbiegła do nas i krzyknęła wystraszona.
-Puść go!
Chcąc nie chcąc
spełniłem jej rozkaz i rzuciłem nim o ścianę domu. Wydał z
siebie cichy jęk, a ja podszedłem do niego.
-Życie ci zbrzydło? - spytałem i
oparłem się o ścianę obok niego. Ten podniósł się na kolana i
resztami sił zwrócił do, nadal wystraszonej, Caroline.
-Wskoczyłaś mu już do łóżka, czy
uznałaś, że jeszcze za wcześnie?
Wtedy poważnie mnie
rozwścieczył. Nie czekając ani chwili złapałem go za szyję i
rzuciłem nim o mój samochód. Potem podbiegłem do Caroline i
przytuliłem delikatnie.
-W porządku? - spytałem i wytarłem
jej łzę. Dziewczyna pokiwała głową. Po chwili Tyler znowu
naskoczył na mnie. Uderzyłem o drzewo. Potem zobaczyłem jak Tyler
naskoczył na Caroline. Upadła na ziemię, a ten na nią. Chciał
jej coś zrobić, ale wampirzyca się broniła. Wtedy wiedziałem, że to
musi być koniec. Podniosłem się i podbiegłem do nich. Po
sekundzie wszystko się skończyło. Tyler leżał martwy obok
zapłakanej Caroline, a ja trzymałem w ręku jego serce.
Moja ukochana zaczęła
się trząść. Wtedy byłem pewien, że mi tego nie wybaczy.
Zerknęła na niego i rozpłakała się jeszcze bardziej. Chwiejnie
wstała, minęła mnie i uciekła.
Wkurzony wydarłem się na
całe gardło i rzuciłem sercem i ścianę mojej willi. Byłem
strasznie zły na siebie. Najgorsze było uczucie, że ją straciłem.
Chciałem tylko ją obronić, lecz znowu wyszło nie tak jak
chciałem.
Po chwili poczułem, że
łzy zbierają mi się do oczu. Zacisnąłem zęby, lecz i tak jedna
łza spłynęła mi po policzku. Wróciłem do domu i zatrzasnąłem
drzwi.
Caroline:
Nie mogłam uwierzyć, że
Tyler nie żyje. Nie docierało to do mnie. Wiedziałam, że mnie
skrzywdził, ale był moim przyjacielem. Najgorsze było to, że to
Klaus go zabił. Czułam coś do niego, ale on to wszystko zniszczył.
Po części byłam mu też
wdzięczna, że mnie obronił. W końcu Tyler mógł mi zrobić
krzywdę, ale nie zasługiwał na śmierć.
Zapłakana weszłam do
domu. Skierowałam się do salonu. Moja mama oglądała telewizor i
piła herbatę. Kiedy usłyszała moje szlochanie odwróciła się.
-Co się stało?!- spytała
wystraszona. Usiadłam obok i wtuliłam się w nią.
-Mamo.. Tyler nie żyje! - wykrzyczałam
– Klaus go zabił! - dodałam i rozpłakałam się na dobre. Mama
przytuliła mnie bardziej.
-Dlaczego go zabił?-spytała
zmartwiona.
-Bronił mnie – wyszeptałam
ocierając łzy.
-Och, skarbie. Wszystko będzie dobrze.
-Wiem, mamo – odparłam cicho i
dodałam – ale to boli.
Potem mama zaprowadziła
mnie do pokoju, a po chwili przyniosła mi worek z krwią.
-Odpocznij – powiedziała zasmucona.
-Mamo, musisz to wszystko załatwić.
Powiedz wszystkim, że Tyler wyjechał, dobrze? - rzekłam i zaczęłam
pić krew. Mama pokiwała głową i wyszła.
Już nie płakałam, ale
nadal byłam załamana. Siedziałam na łóżku i rozmyślałam o tej
całej sytuacji. Miałam nadzieję, że Klaus pochowa ciało Tyler'a.
Chociaż tyle może zrobić, pomyślałam.
Kiedy już miałam iść
spać poczułam jak telefon mi wibruje w kieszeni. Wyjęłam go i
zobaczyłam, że jest już 4:18. Po sekundzie odczytałam sms-a. Był
od Klaus'a.:
Kochana Caroline, wyjeżdżam do na
jakiś czas do Włoch. Muszę załatwić parę spraw. Przepraszam za
to co się dzisiaj stało. Do zobaczenia.
Przeczytawszy sms-a
rzuciłam telefon na biurko, położyłam się i przykryłam kołdrą.
Nie chciałam aby Klaus wyjeżdżał. Pomimo tego co zrobił był mi
bliski. Byłam pewna, że będzie mi go brakować przez ten czas, ale
pewność, że wróci dodawała mi sił. Po chwili rozmyślania
usnęłam.
Obudziwszy się
przetarłam rękoma oczy i zerknęłam na zegarek w telefonie. Była
11:37. Mojej mamy już nie było. Ociężale wstałam i powlokłam
się do łazienki. Idąc zakręciło mi się lekko w głowie, lecz to
olałam. Stanęłam w łazience przed lustrem i uśmiechnęłam blado
do siebie. Już miałam iść pod prysznic, kiedy coś zaczęło mnie
uwierać w okolicy nadgarstka. Podciągnęłam rękaw bluzy i
zobaczyłam wielką ranę, a pośrodku dwa małe wgłębienia. Wtedy
zdałam sobie sprawę, że Tyler mnie ugryzł.
___________________________________________________________________________
Jejku, nawet nie wiem jak mam was przeprosić! Ten rozdział jest okropny, serio! W ogóle mi się nie podoba. Jakoś dzisiaj nie miałam weny, ale musiałam coś napisać i dodać, bo obiecałam, że jak tylko skończy mi się szlaban to dodam 6 rozdział. (Nie przypuszczałam nawet, że tak szybko skończy mi się kara xd).
Więc jeszcze raz przepraszam. Postaram się, aby 7 rozdział był ciekawszy.
No nic, krytyka jak i komplementy mile widziane, za co z góry dziękuję :)
Miłego czytania, pozdrawiam .; *
poniedziałek, 14 stycznia 2013
UWAGA!
Chciałabym wszystkich przeprosić za to, że w niedzielę nie pojawił się kolejny rozdział. Wynikło to z tego, że mam karę do odwołania i niestety nie wiem kiedy w końcu będę mogła napisać 6 rozdział. Mam nadzieję, że już niedługo. Teraz piszę od koleżanki, chociaż tak mogłam Was o tym poinformować.
Jeszcze raz przepraszam i obiecuję, że jak tylko będę mogła wezmę się za pisanie 6 rozdziału.
Dziękuję również, że nadal czytacie te moje wypociny, chociaż nie wiem, co Wam się w tym podoba. Dziękuję jeszcze raz z całego serca, jesteście wspaniali.
Pozdrawiam, Lena ; *.
poniedziałek, 7 stycznia 2013
Rozdział 5.
Stanęłam przed
drzwiami jego willi i nie wiedziałam co począć. Jedna część
mnie mówiła, że mam się odwrócić i uciec, lecz druga kazała mi
zostać. Miałam mieszane uczucia. Już miałam zapukać, lecz drzwi
poczęły się same otwierać. Po chwili w progu stanęli Klaus i
jakaś kobieta. Bodajże koło trzydziestki.
Mieszaniec
uśmiechnął się do mnie i zaczął mówić:
-Witaj, Caroline. Poznaj Adrienne –
rzekł swym aksamitnym głosem uśmiechnął się do mnie. Kobieta
spojrzała na mnie niepewnie.
-Adrienne Dawson – przedstawiła się.
-Caroline Forbes – odparłam swoim
normalnym tonem i cofnęłam się o krok.
-Adrienne to potężna wiedźma –
wyjaśnił mi Klaus.
-Czarownica, Nikaus – poprawiła
wiedźma i pocałowała go w policzek -do zobaczenia jutro.
-Do widzenia – odparł Klaus trochę
znudzony.
Gestem ręki
zaprosił mnie do środka. Po chwili siedzieliśmy w salonie na
kanapie.
-Przepraszam, że ci przeszkadzam,
chyba byłeś trochę zajęty – stwierdziłam z sarkazmem, a on
zaśmiał się.
-Adrienne to czarownica, rzuci czar na
Elenę, pamiętasz? - odparł, a na jego buzi pojawił się, dobrze
mi znany, zawadiacki uśmiech.
-Wszystkie wiedźmy całujesz? -
spytałam z pogardą w głosie. Popatrzył na mnie poważnie, a po
chwili ponownie się zaśmiał.
-A więc w tym sęk – rzekł
zachwycony, po czym dodał – Caroline, jesteś zabawna. -
Powiedział i zaśmiał się donośnie. Poważnie się zdenerwowałam
i wstałam. Już miałam się kierować do wyjścia, kiedy hybryda
wstała i złapała mnie za rękę. Obróciłam się, a on spojrzał
mi głęboko w oczy. Byłam w niebie. Chcąc nie chcąc usiadłam z
powrotem na kanapie i spuściłam wzrok.
-Pocałunki bywają różne. Są te
szczere, te magiczne. Oraz te nie mające żadnego wyrazu –
powiedział poważnie, a ja zdałam sobie sprawę, że trzyma mnie za
rękę. Mimowolnie ją zabrałam i spojrzałam gdzieś w przestrzeń.
-R-rozumiem – odparłam otumaniona
jego urokiem. Było w nim coś takiego, co przyciągało mnie jak
magnes. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, chociaż resztkami sił
starałam się zachować czujność.
-A tak w ogólne co cię do mnie
sprowadza, kochanie? - spytał rozpromieniony. Był pewny siebie.
-Chciałam pogadać – stwierdziłam
uprzejmie i poczułam jego wzrok na swoim ciele.
-To rozmawiajmy – odparł zawadiacko
i powoli zaczął przybliżać się do mnie. Wiedziałam, że
powinnam się jak najprędzej oddalić, lecz moje ciało nie
reagowało. Siedziałam nieruchomo i czekałam na jego krok. Kiedy
nasze twarze dzieliło tylko parę centymetrów zaczęłam szybciej
oddychać, jednocześnie czując jego zimny oddech na skórze.
Jednak, kiedy nasze
usta miały się złączyć, odwróciłam głowę i zacisnęłam
oczy. Klaus westchnął zrezygnowany i wrócił do wcześniejszej
pozycji. Popatrzyłam na niego. Jego oczy były pełne smutku i żalu.
-Klaus, zrozum. Nie mogę cię
pocałować – wyjaśniłam smutno.
-Dlaczego? - spytał jakby od czapy.
-Bo nie całuję się z kimś kto
zabija ludzi – powiedziałam i cichutko zachichotałam.
-To nic nie wyjaśnia. Nie chcesz mnie
pocałować, bo boisz się – stwierdził pewnie.
-Niby czego?
-Tego, że twoje uczucia do mnie dzięki
pocałunkowi staną się silniejsze – rzekł, a ja patrzyłam na
niego z szeroko otwartymi oczyma. Miał racje, po protu miał, ale ja
szłam w zaparte.
-Mylisz się.
-Nieprawda, Caroline.
Przestań się oszukiwać i przyznaj w końcu, że coś do mnie
czujesz – orzekł i przybliżył się do mnie. Miał racje, ale ja
nie chciałam się do tego przyznać. Zdenerwowana wstałam i
skrzyżowałam ręce na piersiach.
-To ty przestań! Nic do
ciebie nie czuję – oznajmiłam chłodno.
-Kłamiesz – odrzekł i
wstał stając naprzeciwko mnie. Nadal się uśmiechał.
-Nie kłamię!-wykrzyczałam
wściekła.
-Owszem, kłamiesz - Klaus
przybliżył się jeszcze bardziej-oszukujesz i mnie, i sie...- dodał zdecydowany, lecz nie
dokończył, bo przerwałam mu składając na jego ustach namiętny
pocałunek.
___________________________________________________________________________________
Wybaczcie, że taki krótki, ale koniecznie chciałam go dodać. W niedzielę
13 stycznia dodam kolejny, obiecuję. Życzę przyjemnego czytania. Komplementy, jak i krytyka mile widziane :).
; *
czwartek, 3 stycznia 2013
Rozdział 4.
Damon:
Wszystko poszło nie tak jak chciałem. Elena powinna uciekać ze mną. Nie ze Stefan’em.
Dzięki mnie miałaby świeżą krew, ludzką krew, a dzięki Stefan’owi pewnie teraz jedzą lunch ze sarenką.
Chciałem aby Elena była teraz przy mnie. Abym mógł dotknąć jej twarzy. Popatrzeć w oczy. Po chwili poczułem jak łza spływa mi po policzku. Przeklnąłem w myślach i wytarłem niesforną kroplę.
Schodząć na dół do salonu słyszałem pukanie do drzwi. W wampirzym tępie podbiegłem do nich i odtworzyłem. W progu stała Bonnie.
-Cześć, Damon - przywitała się i weszła do środka. Po chwili siedzieliśmy na sofie.
-O co chodzi?-spytałem znudzony.
-Znalazłam sposób. - odpowiedziała.
-Na wampiryzm?-spytałem zaskoczony, po czym dodałem- Na to nie ma „sposobu“, Bonnie.
-No, na wampiryzm nie. Znalazłam coś innego. - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.
-Mów dalej - odparłem i przymrużyłem oczy.
-Przez całą noc czytałam różne księgi, zaklęcia, szukałam rozwiązania, kiedy natknęłam się na to - rzekła i wyjęła z torby dużą książkę i mi podała - przeczytaj to - poleciła i wskazała palcem tekst. Według polecenia zacząłem czytać. Było to zaklęcie, lecz po chwili spojrzałem na Bonnie jak na wariatkę.
-Ja nic z tego nie rozumiem - powiedziałem i oddałem jej księgę.
-To zaklęcie mówi, że u człowieka po przemianie zmieniają się tylko niektóre cechy. Fizycznie jest taki sam. Jego ciało pozostaje nienaruszone.
-Czyli?..
-Czyli dzięki temu zaklęciu można przywrócić u wampira dawny skład jego krwi. Wampir pozostaje wampirem, ale krew jest człowiecza - powiedziała, ale ja nadal nie wiedziałem o co chodzi.
-A niby jak nam to pomorze, Bonnie?
-Boże, Damon, myśl! Kiedy Elena będzie miała w sobie swoją dawną krew nie będzie musiała uciekać, bo Klaus będzie mógł tworzyć swoje hybrydy! - dokończyła dumna. Gdy to usłyszałem na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Moja Elena znowu będzie przy mnie.
-No, Bonnie należy ci się nagroda. A teraz trzeba sprowadzić Elenę spowrotem. - stwierdziłem i wstałem kierując się do wyjścia. Bonnie poszła w ślad za mną.
-Zaczekaj, a co z Klaus’em? Jemu też trzeba powiedzieć - zapytała zatroskana.
-Zleć to Caroline, ona umie z nim rozmawiać. Narazicho - odparłem i wybiegłem w wampirzym tępie z domu.
Caroline:
Jedząc śniadanie, w postaci woreczka z krwią, rozmyślałam o tej świni Tyler’rze, kiedy z monologu wyrwał mnie dźwięk telefonu.
-Cześć, Bonnie! Co tam?- spytałam udając wesołą.
-Caroline, jest sprawa - przeszła do sedna.
-Słucham.
-Znalazłam rozwiązanie dla Eleny.- powiedziała z dumą i cicho kaszlnęła.
-Tak?! Jakie?
-Teraz to nie istotne. Damon właśnie sprowadza Elenę. Tak sądzę. Ale trzeba też poinformować o tym.. Klaus’a. - dodała przyciszonym głosem. Nie, no nie wierzę, pomyślałam.
-A co ja ma z tym wspólnego?! - spytałam wściekła. Zawsze ja otrzymuję zadanie pod tytułem „ pogadać z Klaus’em“.
-Car, spokojnie. Tylko tobie nic nie zrobi, a nie ma nikogo innego, żeby z nim porozmawiał. Proszę, zrób to dla Eleny.
-Ugh.. no dobrze. Ale wisicie mi przysługę!
-Kocham cię, pa! - powiedziała i rozłączyła się.
Potem zaczęłam się szykowac do wyjścia i znowu powróciłam do rozmyślania. Nadal było mi źle po tym co zrobił Tyler, ale wiedziałam, że nie powinnam przez niego płakać. Nie zasługiwał na to. Postanowiłam więc zapomnieć o nim.
Później Klaus. Nie dawał mi spokoju w myślach. Myślałam, że nie jest zdolny do jakichkolwiek uczuć, a wczoraj przytulając się do niego, czułam się tak bezpiecznie, tak błogo. Nadal go nienawidziłam, ale jakoś nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Pragnęłam tylko znowu się do niego przytulić i znów się poczuć tak wspaniale jak wtedy.
Ubrałam na siebie ciemne rurki, falowaną koszulkę w kwiatki i szare trampki, po czym wsiadłam do samochodu i ruszyłam w kierunku posiadłości Mikaelson’ów.
Kiedy wysiadłam z auta z wampirzą szybkością znalazłam się przed wielkimi drewnianymi drzwiami i zapukałam. Po sekundzie usłyszałam, że ktoś się zbliża do drzwi. Kiedy się tylko uchyliły ujżałam Klaus’a. Ubrany był w ciemne spodnie, z nieznanego mi materiału i niebieską koszulę całkowicie rozpiętą. Moje oczy mimowolnie zjechały w dół i spoczęły na jego torsie. Przyglądałam się z uwielbieniem, lecz po chwili zdałam sobie sprawę, że wyglądam jak idiotka.
Szybko spojrzałam na niego i zauważyłam, że się uśmiecha. Był taki przystojny.
-Witaj, Caroline - odezwał się pierwszy i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Po chwili znaleźliśmy się w salonie. Usiadłam na kanapie, a on obok mnie.
-Jak się czujesz? - spytał z zatroskaną miną.
-Dobrze i jeszcze raz ci dziękuję. Przyszłam, bo muszę ci coś powiedzieć. - powiedziałam poważnie.
-Zamieniam się w słuch, kochana.
-Bonnie znalazła wyjście dla Eleny. - rzekłam ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Klaus nagle się orzywił i spojrzał na mnie rozpromieniony.
-No to świetnie. Wiedziałem, że coś wymyślicie. Jakie to wyjście? - spytał i uśmiechnął się szelmowsko.
-Sama nie wiem, miałam ci tylko to przekazać.
-Ach tak. Gdzie jest Elena? - spytał nad wyraz spokojnie.
-Damon po nią pojechał. Sądzę, że dzisiaj będzie w Mystic Falls.- odparłam i spojrzałam gdzieś w przstrzeń. Po chwili niezręcznej ciszy wstałam.
-Już uciekasz? - spytał spoglądając na mój biust.
-Tak. Tylko to miałam ci do powiedzenia.
-Kochanie, przekaż Bonnie, żeby przyjechała do mnie dzisiaj. Jak najszybciej - polecił i odprowadził mnie do drzwi.
-Wiesz istnieje takie coś jak telefon. Przestań się wszystkimi wysługiwać i zrób coś sam. Cześć - powiedziałam i wyszłam trzaskając drzwiami. Nie wiem dlaczego tak się zachowałam. Po prostu starałam się stłumić to uczucie, które pojawiało się we mnie, gdy tylko go widziałam.
Otwierając drzwi od samochodu czyjaś ręka je zatrzasnęła. Odwróciłam się i zobaczyłam mieszańca.
-Czego znowu? - spyłam zdenerwowana.
-Jeżeli Tyler znowu cię skrzywdzi, powiedz mi, a ukażę go znowu. - pwiedział, a ja się kompletnie zagotowałam.
-Że co?! Jak to „ukażesz“?!
-Caroline, nawet nie wiesz jak bolało mnie, kiedy płakałaś. Musiał za to zapłacić.- odparł i pogłaskał mnie po włosach.
-Co ty w ogóle mówisz? Czy ja cię prosiłam o to? Nie! Dziękuję ci, że wczoraj byłeś przy mnie, ale nie mam ochoty mścić się na kimś, kto nawet na zemstę nie zasługuje! Co mu zrobiłeś? - spytałam wkurzona.
-Nic strasznego. Pewnie jeszcze dochodzi do siebie, ale jest w tym coś dobrego, skarbie.
-Niby co?!-spytałam wściekła.
- Zrobiłem to sam - dodał i uśmiechnął się zawadiacko po czym zniknął za drzwiami swego domu.
Byłam po prostu wściekła! Klaus musiał pobić Tyler’a, chociaż wlace go o to nie prosiłam! Z jednej strony cieszyłam się, że mój były zapłacił za zdradę, ale z drugiej bałam się, że zrobił mu coś naprawdę poważnego. Niestety nadal był dla mnie ważny. Nie można tak z dnia na dzień przestać kochać.
Zdenerwowana skierowałam się do domu Bonnie. Gdy znalazłam się w środku od razu przeszłam do sedna.
-Bonnie, Klaus chce się z tobą widzieć. Pewnie pragnie znać szczegóły tego całego zaklęcia. Powiedział, że masz się u niego jak najszybciej zjawić. - rzekłam swoim normalnym tonem.
-Cóż.. muszę jechać -odparła i wstała - Caroline?
-Tak?
-Pojedziesz tam ze mną? - spytała błagalnym tonem po czym dodała - nie chcę z nim przebywać sam na sam.
-Eh, no jasne - odpowiedziałam i cichutko zachichotałam.
Po dziesięciu minutach ponownie znalazłam się na posesji Klaus'a. Razem z Bonnie. Gdy wchodziłyśmy do środka, moja przyjaciółka zachowywała się bardzo niepewnie i podejrzliwie. Zdałam sobie sprawę, że się boi.
Usiadłyśmy w salonie mieszańca i zaczęliśmy rozmowę.
-Bonnie, wytłumacz mi proszę na czym polega to zaklęcie. - zaczął.
-Czar zamienia u wampira skład jego krwi. Krew jest po prostu człowiecza.
-Czyli dzięki temu Elena będzia miała swoją dawną krew? - spytał jeszcze bardziej zachwycony. Potem na sekundę spojrzał na mnie. Przyłapał mnie. Przyglądałam się mu.
-Zgadza się - odparła z obrzydzeniem - I będziesz mógł kontynuować tworzenie swojej hybrydziej rodzinki.
-Na to liczę - odgryzł się i uśmiechnął szelmowsko do mnie. - Spisałaś się Bonnie. Byłem pewien, że coś wymyślicie.
-Robię to dla Eleny.-wydukała coraz bardziej wkurzona i dodała - Jest coś jeszcze. Musisz sprowadzić czarownicę. Ja straciłam moce.
-Zajmę się tym. No, drogie panie, na was już czas - powiedział uprzejmie po czym wstał, a Bonnie poszła w ślad za nim. Po chwili znalazł się przy mnie i wyciągnął dłoń. Spojrzałam na niego głupio i wstałam odpychając jego rękę. Ten tylko pokręcił głową i zachichotał.
-Do zobaczenia kochanie - zwrócił się do mnie, a potem do Bonnie - Do widzenia Bonnie.
Po tym wszystkim odwiozłam przyjaciółkę do domu i pojechałam do siebie. Po długiej i gorącej kompieli położyłam się do łóżka próbując zasnąć.
Przewracałam się z boku na bok, lecz nic to nie dało. Rozmyslałam o wszystkim mając nadzieję, że usnę. Ale nadal nic. W końcu zdałam sobie sprawę, że nie usnę więc gapiłam się ślepo w sufit. Ten dzień był przygnębiający, pomyślałam. Później w moich myślach pojawił się Klaus.
Wyobrażałam go sobie bez koszulki. Że dotykam jego torsu, a później jego ust. Nie, nie, nie Carolie, skarciłam się w myślach. Mimo iż nie chciałam nadal o nim rozmyślałam. Po długich monologach wstałam ubrałam na siebie dresy i czytałam książkę przy biurku. Kiedy i to mi się znudziło podeszłam do okna, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je. Po sekundzie zmierzałam już w wampirzym tępie w kierunku posesji hybrydy...
__________________________________________________________________________
Taa.. no to jest 4 rozdział. Nie wiem czemu, ale w ogóle mi się nie podoba : c.
Oczywiście z dedykacją dla Oli (Rose) <3. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła :)
A co Wy myślicie o tym ? xx
Liczę na komentarze, pozdrawiam ; *.
Damon:
Wszystko poszło nie tak jak chciałem. Elena powinna uciekać ze mną. Nie ze Stefan’em.
Dzięki mnie miałaby świeżą krew, ludzką krew, a dzięki Stefan’owi pewnie teraz jedzą lunch ze sarenką.
Chciałem aby Elena była teraz przy mnie. Abym mógł dotknąć jej twarzy. Popatrzeć w oczy. Po chwili poczułem jak łza spływa mi po policzku. Przeklnąłem w myślach i wytarłem niesforną kroplę.
Schodząć na dół do salonu słyszałem pukanie do drzwi. W wampirzym tępie podbiegłem do nich i odtworzyłem. W progu stała Bonnie.
-Cześć, Damon - przywitała się i weszła do środka. Po chwili siedzieliśmy na sofie.
-O co chodzi?-spytałem znudzony.
-Znalazłam sposób. - odpowiedziała.
-Na wampiryzm?-spytałem zaskoczony, po czym dodałem- Na to nie ma „sposobu“, Bonnie.
-No, na wampiryzm nie. Znalazłam coś innego. - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.
-Mów dalej - odparłem i przymrużyłem oczy.
-Przez całą noc czytałam różne księgi, zaklęcia, szukałam rozwiązania, kiedy natknęłam się na to - rzekła i wyjęła z torby dużą książkę i mi podała - przeczytaj to - poleciła i wskazała palcem tekst. Według polecenia zacząłem czytać. Było to zaklęcie, lecz po chwili spojrzałem na Bonnie jak na wariatkę.
-Ja nic z tego nie rozumiem - powiedziałem i oddałem jej księgę.
-To zaklęcie mówi, że u człowieka po przemianie zmieniają się tylko niektóre cechy. Fizycznie jest taki sam. Jego ciało pozostaje nienaruszone.
-Czyli?..
-Czyli dzięki temu zaklęciu można przywrócić u wampira dawny skład jego krwi. Wampir pozostaje wampirem, ale krew jest człowiecza - powiedziała, ale ja nadal nie wiedziałem o co chodzi.
-A niby jak nam to pomorze, Bonnie?
-Boże, Damon, myśl! Kiedy Elena będzie miała w sobie swoją dawną krew nie będzie musiała uciekać, bo Klaus będzie mógł tworzyć swoje hybrydy! - dokończyła dumna. Gdy to usłyszałem na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Moja Elena znowu będzie przy mnie.
-No, Bonnie należy ci się nagroda. A teraz trzeba sprowadzić Elenę spowrotem. - stwierdziłem i wstałem kierując się do wyjścia. Bonnie poszła w ślad za mną.
-Zaczekaj, a co z Klaus’em? Jemu też trzeba powiedzieć - zapytała zatroskana.
-Zleć to Caroline, ona umie z nim rozmawiać. Narazicho - odparłem i wybiegłem w wampirzym tępie z domu.
Caroline:
Jedząc śniadanie, w postaci woreczka z krwią, rozmyślałam o tej świni Tyler’rze, kiedy z monologu wyrwał mnie dźwięk telefonu.
-Cześć, Bonnie! Co tam?- spytałam udając wesołą.
-Caroline, jest sprawa - przeszła do sedna.
-Słucham.
-Znalazłam rozwiązanie dla Eleny.- powiedziała z dumą i cicho kaszlnęła.
-Tak?! Jakie?
-Teraz to nie istotne. Damon właśnie sprowadza Elenę. Tak sądzę. Ale trzeba też poinformować o tym.. Klaus’a. - dodała przyciszonym głosem. Nie, no nie wierzę, pomyślałam.
-A co ja ma z tym wspólnego?! - spytałam wściekła. Zawsze ja otrzymuję zadanie pod tytułem „ pogadać z Klaus’em“.
-Car, spokojnie. Tylko tobie nic nie zrobi, a nie ma nikogo innego, żeby z nim porozmawiał. Proszę, zrób to dla Eleny.
-Ugh.. no dobrze. Ale wisicie mi przysługę!
-Kocham cię, pa! - powiedziała i rozłączyła się.
Potem zaczęłam się szykowac do wyjścia i znowu powróciłam do rozmyślania. Nadal było mi źle po tym co zrobił Tyler, ale wiedziałam, że nie powinnam przez niego płakać. Nie zasługiwał na to. Postanowiłam więc zapomnieć o nim.
Później Klaus. Nie dawał mi spokoju w myślach. Myślałam, że nie jest zdolny do jakichkolwiek uczuć, a wczoraj przytulając się do niego, czułam się tak bezpiecznie, tak błogo. Nadal go nienawidziłam, ale jakoś nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Pragnęłam tylko znowu się do niego przytulić i znów się poczuć tak wspaniale jak wtedy.
Ubrałam na siebie ciemne rurki, falowaną koszulkę w kwiatki i szare trampki, po czym wsiadłam do samochodu i ruszyłam w kierunku posiadłości Mikaelson’ów.
Kiedy wysiadłam z auta z wampirzą szybkością znalazłam się przed wielkimi drewnianymi drzwiami i zapukałam. Po sekundzie usłyszałam, że ktoś się zbliża do drzwi. Kiedy się tylko uchyliły ujżałam Klaus’a. Ubrany był w ciemne spodnie, z nieznanego mi materiału i niebieską koszulę całkowicie rozpiętą. Moje oczy mimowolnie zjechały w dół i spoczęły na jego torsie. Przyglądałam się z uwielbieniem, lecz po chwili zdałam sobie sprawę, że wyglądam jak idiotka.
Szybko spojrzałam na niego i zauważyłam, że się uśmiecha. Był taki przystojny.
-Witaj, Caroline - odezwał się pierwszy i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Po chwili znaleźliśmy się w salonie. Usiadłam na kanapie, a on obok mnie.
-Jak się czujesz? - spytał z zatroskaną miną.
-Dobrze i jeszcze raz ci dziękuję. Przyszłam, bo muszę ci coś powiedzieć. - powiedziałam poważnie.
-Zamieniam się w słuch, kochana.
-Bonnie znalazła wyjście dla Eleny. - rzekłam ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Klaus nagle się orzywił i spojrzał na mnie rozpromieniony.
-No to świetnie. Wiedziałem, że coś wymyślicie. Jakie to wyjście? - spytał i uśmiechnął się szelmowsko.
-Sama nie wiem, miałam ci tylko to przekazać.
-Ach tak. Gdzie jest Elena? - spytał nad wyraz spokojnie.
-Damon po nią pojechał. Sądzę, że dzisiaj będzie w Mystic Falls.- odparłam i spojrzałam gdzieś w przstrzeń. Po chwili niezręcznej ciszy wstałam.
-Już uciekasz? - spytał spoglądając na mój biust.
-Tak. Tylko to miałam ci do powiedzenia.
-Kochanie, przekaż Bonnie, żeby przyjechała do mnie dzisiaj. Jak najszybciej - polecił i odprowadził mnie do drzwi.
-Wiesz istnieje takie coś jak telefon. Przestań się wszystkimi wysługiwać i zrób coś sam. Cześć - powiedziałam i wyszłam trzaskając drzwiami. Nie wiem dlaczego tak się zachowałam. Po prostu starałam się stłumić to uczucie, które pojawiało się we mnie, gdy tylko go widziałam.
Otwierając drzwi od samochodu czyjaś ręka je zatrzasnęła. Odwróciłam się i zobaczyłam mieszańca.
-Czego znowu? - spyłam zdenerwowana.
-Jeżeli Tyler znowu cię skrzywdzi, powiedz mi, a ukażę go znowu. - pwiedział, a ja się kompletnie zagotowałam.
-Że co?! Jak to „ukażesz“?!
-Caroline, nawet nie wiesz jak bolało mnie, kiedy płakałaś. Musiał za to zapłacić.- odparł i pogłaskał mnie po włosach.
-Co ty w ogóle mówisz? Czy ja cię prosiłam o to? Nie! Dziękuję ci, że wczoraj byłeś przy mnie, ale nie mam ochoty mścić się na kimś, kto nawet na zemstę nie zasługuje! Co mu zrobiłeś? - spytałam wkurzona.
-Nic strasznego. Pewnie jeszcze dochodzi do siebie, ale jest w tym coś dobrego, skarbie.
-Niby co?!-spytałam wściekła.
- Zrobiłem to sam - dodał i uśmiechnął się zawadiacko po czym zniknął za drzwiami swego domu.
Byłam po prostu wściekła! Klaus musiał pobić Tyler’a, chociaż wlace go o to nie prosiłam! Z jednej strony cieszyłam się, że mój były zapłacił za zdradę, ale z drugiej bałam się, że zrobił mu coś naprawdę poważnego. Niestety nadal był dla mnie ważny. Nie można tak z dnia na dzień przestać kochać.
Zdenerwowana skierowałam się do domu Bonnie. Gdy znalazłam się w środku od razu przeszłam do sedna.
-Bonnie, Klaus chce się z tobą widzieć. Pewnie pragnie znać szczegóły tego całego zaklęcia. Powiedział, że masz się u niego jak najszybciej zjawić. - rzekłam swoim normalnym tonem.
-Cóż.. muszę jechać -odparła i wstała - Caroline?
-Tak?
-Pojedziesz tam ze mną? - spytała błagalnym tonem po czym dodała - nie chcę z nim przebywać sam na sam.
-Eh, no jasne - odpowiedziałam i cichutko zachichotałam.
Po dziesięciu minutach ponownie znalazłam się na posesji Klaus'a. Razem z Bonnie. Gdy wchodziłyśmy do środka, moja przyjaciółka zachowywała się bardzo niepewnie i podejrzliwie. Zdałam sobie sprawę, że się boi.
Usiadłyśmy w salonie mieszańca i zaczęliśmy rozmowę.
-Bonnie, wytłumacz mi proszę na czym polega to zaklęcie. - zaczął.
-Czar zamienia u wampira skład jego krwi. Krew jest po prostu człowiecza.
-Czyli dzięki temu Elena będzia miała swoją dawną krew? - spytał jeszcze bardziej zachwycony. Potem na sekundę spojrzał na mnie. Przyłapał mnie. Przyglądałam się mu.
-Zgadza się - odparła z obrzydzeniem - I będziesz mógł kontynuować tworzenie swojej hybrydziej rodzinki.
-Na to liczę - odgryzł się i uśmiechnął szelmowsko do mnie. - Spisałaś się Bonnie. Byłem pewien, że coś wymyślicie.
-Robię to dla Eleny.-wydukała coraz bardziej wkurzona i dodała - Jest coś jeszcze. Musisz sprowadzić czarownicę. Ja straciłam moce.
-Zajmę się tym. No, drogie panie, na was już czas - powiedział uprzejmie po czym wstał, a Bonnie poszła w ślad za nim. Po chwili znalazł się przy mnie i wyciągnął dłoń. Spojrzałam na niego głupio i wstałam odpychając jego rękę. Ten tylko pokręcił głową i zachichotał.
-Do zobaczenia kochanie - zwrócił się do mnie, a potem do Bonnie - Do widzenia Bonnie.
Po tym wszystkim odwiozłam przyjaciółkę do domu i pojechałam do siebie. Po długiej i gorącej kompieli położyłam się do łóżka próbując zasnąć.
Przewracałam się z boku na bok, lecz nic to nie dało. Rozmyslałam o wszystkim mając nadzieję, że usnę. Ale nadal nic. W końcu zdałam sobie sprawę, że nie usnę więc gapiłam się ślepo w sufit. Ten dzień był przygnębiający, pomyślałam. Później w moich myślach pojawił się Klaus.
Wyobrażałam go sobie bez koszulki. Że dotykam jego torsu, a później jego ust. Nie, nie, nie Carolie, skarciłam się w myślach. Mimo iż nie chciałam nadal o nim rozmyślałam. Po długich monologach wstałam ubrałam na siebie dresy i czytałam książkę przy biurku. Kiedy i to mi się znudziło podeszłam do okna, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je. Po sekundzie zmierzałam już w wampirzym tępie w kierunku posesji hybrydy...
__________________________________________________________________________
Taa.. no to jest 4 rozdział. Nie wiem czemu, ale w ogóle mi się nie podoba : c.
Oczywiście z dedykacją dla Oli (Rose) <3. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła :)
A co Wy myślicie o tym ? xx
Liczę na komentarze, pozdrawiam ; *.
Subskrybuj:
Posty (Atom)