Rozdział 9.
Caroline:
Otworzyłam oczy. Leżałam
na podłodze. Jęknęłam cicho i zdałam sobie sprawę, że Stefan
złamał mi kark. Warknęłam cicho i podniosłam się. Przypomniała
mi się też ta cała sytuacja. Nie wiedziałam w ogóle co to było.
Wszystko stało się tak szybko. Pełno wampirów i wszystkie
atakowały Klausa. I do tego moi przyjaciele. Kiedy widziałam jak
Bonnie sprawia ból Klausowi, miałam ochotę ją zabić. Nie wiem
czemu, ale tak czułam.
Przerażona zaczęłam biegać
po domu. Miałam nadzieję, że Klaus gdzieś tam jest. Niestety nie
znalazłam go. Najgorsza była myśl, że nie wiedziałam, gdzie był.
Byłam pewna, że moi byli przyjaciele, bo od tamtej chwili już nimi
nie byli, chcą wysuszyć mieszańca. Nie chciałam tego, ponieważ
strasznie zależało mi na nim
Cała się trzęsłam. Aby
się trochę uspokoić, usiadłam na łóżku w sypialni i schowałam
twarz w dłoniach. Ledwo powstrzymałam się od płaczu. Zaczęłam
się zastanawiać, co mogę zrobić żeby uratować Klausa. Chciałam
to zrobić nie tylko dlatego, że byłam mu to winna, ale również
dlatego, że był dla mnie od pewnego czasu ważny.
Wiedziałam, że sama go nie
uratuję, potrzebowałam pomocy. Nie wiedziałam dokąd go porwali,
lecz byłam pewna, że muszę działać, zanim będzie za późno.
Wtedy wpadłam na pomysł.
Zerknęłam na stolik. Leżała na nim komórka Klausa. Szybko za nią
złapałam i zaczęłam szukać numeru Adrienne. Kiedy znalazłam od
razu nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po dwóch sygnałach
odebrała.
-Słucham – powiedziała zachęcająco.
-Adrienne, to ja, Caroline. Poznałyśmy
się parę dni temu, pamiętasz? - mówiłam szybko, lecz wyraźnie.
-Pamiętam – odparła beznamiętnie –
Czy coś się stało?
-Moi przyjaciele porwali Klausa. Chcą
go wysuszyć, trzeba ich powstrzymać i potrzebuję twojej pomocy!
-Porwali Klausa?! - spytała z
niedowierzaniem.
-Tak, było ich strasznie dużo, a do
tego jest wśród nich czarownica! - wykrzyczałam zestresowana.
-Gdzie jesteś? - odparła po namyśle.
-U Klausa.
-Za dziesięć minut tam będę –
rzekła stanowczo, a ja się rozłączyłam.
Schowałam na wszelki wypadek
jego telefon do kieszeni, poszłam do salonu i czekałam na
czarownicę. Pojawiła się dokładnie po dziesięciu minutach. Gdy
weszła do domu od razu wstałam.
-Gdzie go zabrali?
-Nie wiem – odparłam, trzęsąc się.
-Przynieś mi z łazienki jakąś jego
rzecz – poleciła stanowczo, a ja popędziłam do łazienki.
Wzięłam grzebień i wróciłam do salonu. Podałam Adrienne
grzebień i przyniosłam jeszcze mapę.
-A do tego nie jest ci potrzebna krew
kogoś z jego rodziny? - spytałam zdziwiona.
-Caroline, znam o wiele prostsze
sztuczki – odparła i zmierzyła mnie.
Po chwili wykonała jakieś
zaklęcie, ale nie zwracałam na to uwagi, tylko wysyłałam
wiadomości do przyjaciół z prośbą, aby nie robili Klausowi
krzywdy.
-Są w domu Czarownic – powiedziała
Adrienne, podchodząc do mnie.
Po paru minutach jechałyśmy
już na miejsce. Po drodze ustaliłyśmy co każda z nas ma robić.
Bałam się, że jak przyjedziemy, będzie za późno, ale Adrienne
starała się mnie pocieszyć.
Dojechawszy na miejsce,
wysiadłyśmy z samochodu. Wokół starego budynku stało sześć
wampirów. Chronili wejścia. Nie wiedziałam, po co w ogóle są w
to zamieszani. Po sekundzie usłyszałam krzyk. To był Klaus. Bonnie
sprawiała mu ból, to wiedziałam na pewno. Adrienne szybko „uśpiła”
wampirów stojących przy wejściu. Po chwili weszłyśmy do środka.
Słysząc co chwilę krzyk Klausa, chciało mi się płakać, jednak
cieszyłam się, że jeszcze żyje, i że go nie wysuszyli.
Szybko skierowałyśmy się
na górę. Wszyscy byli w wielkiej sali, a wokół paliło się mnóstwo
świec. Byli tam Damon, Bonnie, Stefan, Elena, Jeremy, kilka
wampirów, których w ogóle nie znałam, i … Klaus. Leżał na
ziemi w kącie wyginając swoje części ciała w różne strony z
bólu. Bonnie stała przed nim wymierzając ciosy.
Moi byli przyjaciele stali
pod ścianą i z uśmiechem się temu przyglądali. Po sekundzie
Adrienne zaczęła działać. Wokół rozległy się krzyki. Po
chwili na ziemi leżeli nieprzytomni Elena, Stefan, Damon i inne
nieznane mi wampiry. Jeremy i Bonnie obrócili się do nas
zszokowani. Bonnie chciała odwrócić nasz atak. Wyciągnęła rękę,
ale Adrienne za pomocą zaklęcia rzuciła nią o Jeremego. Obydwoje
leżeli pod ścianą.
-Bonnie Bennet – wycedziła z
sarkazmem – jesteś za malutka, czarodziejko.
Bonnie chciała się
poruszyć, ale unieruchomiła ją zaklęciem.
-Bierz go – zwróciła się do mnie.
Szybko spojrzałam na Klausa. Leżał pod ścianą ciężko dysząc.
Podbiegłam do niego i ukucnęłam. Miał zamknięte oczy, nadal
ciężko oddychał. Po sekundzie otworzył delikatnie powieki i
spojrzał na mnie.
-Caroline.. - wyszeptał wykończony.
Ujęłam go za policzek i ucałowałam.
-Chodź – powiedziałam i pomogłam
mu wstać.
Po chwili opuściliśmy dom
czarownic. Cały czas podtrzymywałam Klausa, żeby nie upadł. Kiedy
doszliśmy do samochodu, posadziłam go na siedzeniu pasażera. Był wykończony. Wiedziałam, że potrzebuje krwi. Szybko podjęłam
tą decyzję. Nadgryzłam sobie nadgarstek i podałam mu. Spojrzał
zdziwiony, nadal ciężko dysząc.
-Caroline, nie – rzekł niewyraźnie.
-Potrzebujesz krwi – odparłam
szybko.
-Mogę cię zabić, a poza tym... mój
jad... - wydukał wykończony
-Klaus, dojdziesz do siebie i mnie
uleczysz, nic mi nie będzie.
-Caroline, nie! - powiedział
stanowczo, lecz ja przyłożyłam mu nadgarstek do ust. Nie wyrywał
się, nie miał sił. Przytuliłam się do niego, a on wpił się w
moją rękę. Syknęłam lekko z bólu, ale nie chciałam aby to
słyszał. Poczułam, jak jad rozprzestrzenia się po moim ciele i
zacisnęłam usta. Krwi ubywało. Widziałam, jak Klaus zaczyna
spokojniej oddychać.
Po paru sekundach oderwał
się od mojego nadgarstka i oparł głowę o siedzenie. Z ust kapała
mu krew, ale po chwili wytarł ją.
-Dziękuję – powiedział czule i
spojrzał na mnie.
-Wracajmy do domu – odparłam
uśmiechając się.
Wróciliśmy do domu.
Adrienne nie wiem czemu, została w domu czarownic. Weszliśmy do
środka trzymając się za ręce. Od razu poszliśmy do sypialni.
Usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy rozmowę.
-Klaus... to moja wina. Ja wiedziałam
o tym wcześniej i.. powinnam temu zapobiec – wyszeptałam siedząc
naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i odwrócił
wzrok.
-Przepraszam – wyszeptałam prawie
płacząc, a Klaus nadgryzł sobie nadgarstek i przyłożył mi do ust. Kiedy upiłam wystarczającą ilość, mężczyzna zabrał rękę i pogładził mnie po twarzy.
-Caroline, ja rozumiem, że twoi
przyjaciele są dla ciebie ważni, ale..
-Po tym, co chcieli ci zrobić, już nimi
nie są – przerwałam mu stanowczo. Spojrzał na mnie znowu i
uśmiechnął się.
-W takim razie, wybacz mi to, co za
chwilę z nimi zrobię – odparł i wstał. Wystraszyłam się, więc
również wstałam i złapałam go za dłoń.
-Zabijesz ich wszystkich?! -
wykrzyczałam stając naprzeciwko niego.
-Oszczędzę Elenę – odparł po
namyśle i chciał mnie wyminąć, ale zatrzymałam go.
-Klaus, nie możesz tego zrobić!
-Caroline, nie zatrzymuj mnie – rzekł
łapiąc mnie za podbródek. Miałam okropny żal do przyjaciół,
ale nie chciałam, żeby ich zabijał. Bałam się, że lada moment
wybiegnie stąd i będzie po wszystkim.
-Jeżeli choć trochę ci na mnie
zależy – zaczęłam i pocałowałam go w usta, po czym dodałam –
to zostań.
Klaus:
Z każdym pocałunkiem
Caroline moje serce biło coraz szybciej. Byłem naprawdę
szczęśliwy, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że Caroline jest moją
słabością. I właśnie dlatego ja, hybryda, najpotężniejsza
istota na planecie, nie mogłem sobie na to pozwolić. Caroline była
dla mnie najważniejsza na świecie, ale nie mogłem przez taką małą
istotkę tracić czujności.
Złapałem Caroline za
podbródek i uniosłem delikatnie jej twarz. Patrzyła na mnie
zdziwiona, ale była spokojna. Czekała na mój ruch.
-Caroline – zacząłem niepewnie, a
ona się uśmiechała – proszę opuść mój dom.
Nagle uśmiech zaczął
znikać z jej twarzy, przyglądała mi się zszokowana.
-Klaus, o co ci chodzi? - spytała
jakby od czapy. Puściłem jej podbródek i cofnąłem się o krok.
Bałem się, że jak będę za blisko, to znowu zmięknę i nie
powstrzymam się, żeby ją pocałować.
-Chcesz, to zostań. Wrócę wieczorem
i porozmawiamy, ale teraz, proszę, przepuść mnie – wyrzekłem
oschle i jednym krokiem ominąłem ją. Czułem się głupio,
wiedziałem, że zabolało ją to, ale musiałem zachować skupienie
i koncentrację, aby się przy niej nie rozpłynąć. Z jednej strony
chciałem wrócić i przeprosić ją, ale z drugiej nie mogłem sobie
na to pozwolić. Po chwili pędziłem już do domu Salvatore'ów.
Po dwóch minutach stałem już
przed drzwiami tego pieprzonego domu. Stałem chwilkę i
przysłuchiwałem się.
-Eleno, w porządku już? - spytał
Stefan.
-Tak, tak. Po prostu głowa mnie boli –
odparł sobowtór. Po chwili usłyszałem jeszcze urywek rozmowy
Damona z Bonnie. Potem wywnioskowałem, że w środku jest Jeremy,
Stefan, Damon, Elena i Bonnie.
Zaśmiałem się pod nosem i
mocnym kopniakiem wyważyłem drzwi. Wszyscy od razu wstali i
wystraszeni spojrzeli na mnie. Damon i Stefan stanęli przed Eleną
zasłaniając ją, a Jeremy ścisnął za dłoń Bonnie. Swobodnym
krokiem wszedłem do mieszkania. Od razu zwróciłem się do
czarownicy.
-Radzę ci schować dłonie, wiedźmo –
zacząłem cały czas podchodząc do nich – nie próbuj więcej
swoich sztuczek na mnie.
-Bo co? - spytała z nienawiścią w
głosie. Wtedy na szybko wymyśliłem coś.
-Moja wiedźma ma Caroline. Wystarczy,
że pstryknę palcami, a moja hybryda, która stoi w pobliżu domu,
usłyszy to i da znać Adrienne, żeby zabiła Caroline.- wyrzekłem
opierając się o szafkę.
-Blefujesz – zaczął Damon i zrobił
krok do przodu, po czym dodał – nie pozwoliłbyś skrzywdzić
Caroline.
-Przekonajmy się – odparłem jeszcze
bardziej uśmiechnięty i podniosłem rękę. Już miałem pstryknąć
palcami, ale Elena się wtrąciła.
-Stój! - krzyknęła i zacisnęła
wargi – nie rób tego.
Zrobiłem krok do przodu
jeszcze bardziej przybliżając się do Damona. Złożyłem ręce za
plecami i wyprostowałem się.
-Porozmawiajmy o tym, co się dzisiaj
stało. Próbowaliście mnie wysuszyć, ale jak zwykle wam nie
wyszło, a teraz zapewne będziecie błagać o wybaczenie. To już
rutyna...– zacząłem z lekkim rozbawieniem w głosie – Niestety
naruszyliście trochę moją cierpliwość.
Kątem oka
zauważyłem, jak Bonnie ze strachu ociera łzy. Bicie jej serca cały
czas przyspieszało.
-To był mój pomysł –
powiedział Damon, aja popatrzyłem na niego. Damon-bohater,
pomyślałem.
W wampirzym tempie złapałem
go za gardło i uniosłem do góry trzymając lewą rękę z tyłu.
Elena wydała z siebie cichy jęk przerażenia, a Stefan podszedł i
ścisnął mi ramię. Szybko połamałem mu rękę i również
uniosłem do góry trzymając za szyję. Oboje wydawali z siebie
ciche jęki bólu.
-Wybieraj, Eleno! Którego
mam zabić pierwszego? - wykrzyczałem wkurzony i spojrzałem na nią.
-Klaus, proszę zostaw ich!
Błagam! - wykrzyczała i zaczęła ocierać łzy. Bonnie i Jeremy
podbiegli do niej.
-Proszę, Klaus! Ukarz mnie,
nie ich! - krzyknęła Bonnie.
Chwilę się
zastanawiałem, ale po paru sekundach rzuciłem Stefanem o komodę z
Whisky. Damon upadł obok niego. Elena chciała rzucić się im na
pomoc, lecz zagrodziłem jej drogę.
-Rusz się jeszcze, a wyrwę
im serca – rzuciłem ostro i podszedłem do braci. Nogą odwróciłem
Damona na plecy. Leżał ciężko dysząc. Jęczał z bólu, Stefan
również. Połamałem nogę od krzesła i spiczastą stronę
wcelowałem w wątrobę Damona. Oparłem obydwie ręce na drugim
końcu kołka i zacząłem go przyduszać. Ten zaczął jęczeć z
bólu i przytrzymywać kołek. Elena zareagowała po chwili. Jednym
ruchem podbiegła do nas i rzuciła mną tak, ze spadłem na schody.
Szybko wyjęła kołek i cisnęła nim we mnie. Moja reakcja była
natychmiastowa. Wstałem i przechwyciłem go. Po sekundzie znalazłem
się przy niej.
Wbiłem kołek w
jej prawe udo od boku.
-Zostaw ich! - krzyknął Jeremy, co zignorowałem.
-Nie ładnie, Eleno –
powiedziałem ciepło, a ta zaczęła klękać na jedno kolano.
Jęczała z bólu.
-Idź do diabła –
wyjechała z dobrze znaną mi ripostą.
Złapałem ją za rękę i
cisnęłam nią o ścianę. Po chwili rozejrzałem się po pokoju.
Stefan zaczął się podnosić, Damon też. Elena leżała pod ścianą
nieruchomo i krwawiła. Kołek nadal tkwił w jej udzie. Chyba zbyt
mocno nią rzuciłem, pomyślałem i uśmiechnąłem się. Bonnie i
Jeremy stali zszokowani trzymając się za ręce. Uśmiechnąłem się
do nich.
-Wy też chcecie? - spytałem
rozkładając ręce, lecz odpowiedzi nie usłyszałem.
Stefan wstał
chwiejnie i zaczął podchodzić do Eleny. Poprawiłem kurtkę i
lekkim krokiem wyszedłem z domu.
Caroline:
Wyszłam z willi Klausa i
szybkim krokiem skierowałam się do Stefana. Miałam ochotę
wykrzyczeć mu to wszystko w twarz. Zresztą nie tylko jemu. Elenie,
Damonowi, Jeremiemu i przede wszystkim Bonnie. Za to co zrobili
Klausowi.
Klaus przed godziną
zachował się bardzo dziwnie, pomyślałam. Dziwiło mnie jego
zachowanie, jego ignorowanie mnie. Słowa wypływające z jego ust po
prostu mnie bolały. Byłam pewna, że mu na mnie zależy, ale on ni
stąd ni zowąd zaczął zachowywać się tak, jakbym była mu
obojętna. Nie wiedziałam co nim kierowało, ani co było powodem
tak absurdalnego zachowania.
Byłam skonfundowana, ale
też i smutna. Chciałam, żeby wszystko było tak jak kiedyś. Żeby
moi przyjaciele nadal nimi byli. Tamtego dnia miałam do nich ogromny
żal. Stefan, mój niby przyjaciel, pomyślałam, złamał mi kark!
Przyjaciele tak nie robią! Skołowana wewnętrznym monologiem,
delikatnie, lecz odważnie weszłam do domu Salvatorów. Zastałam
tam Stefana, jego brata, Elenę, Jeremiego i Bonnie. No, świetnie
się składa, pomyślałam i przyjrzałam się uważnie. Elena
siedziała na kanapie i piła krew z woreczka. Damon siedział obok
niej i również pił. Stefan z kolei podnosił stolik i zbite
butelki. Bonnie i Jeremy siedzieli na schodach i przytulali się do
siebie.
Kiedy Stefan mnie zobaczył,
popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Damon był tak pochłonięty
piciem krwi, że nawet mnie nie zauważył. Elena wstała i zerknęła
na mnie wkurzona. Po chwili zaczęła podchodzić podenerwowana.
-Jak mogłaś, Caroline?! -
wykrzyczała, a Damon poderwał się z miejsca. Wstał i razem ze
Stefanem podeszli.
-No, barbie, popisałaś się
– wysyczał przez zęby Damon, idealnie akcentując każde słowo.
-Myślałam, że jesteśmy
przyjaciółkami – wyszeptała Bonnie podchodząc. Spojrzałam na
nich po kolei i wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
-Ha, ja też tak myślałam,
Bonnie! Cały czas mnie okłamywaliście! - krzyczałam –
Przyjaciółki nie mają przed sobą tajemnic, a ty, Bonnie, nawet
nie powiedziałaś mi, że odzyskałaś moc!
-Tu nie chodzi o moce
Bonnie, Car – powiedział nad wyraz spokojny Stefan. - zdradziłaś
nas.
-Stefan, ty mi złamałeś
kark! - krzyknęłam jeszcze bardziej rozwścieczona.
-Nie miał wyboru. Wyrywałaś
się, aby pomóc swojemu mieszańcowi, kiedy my grzecznie i
przyzwoicie chcieliśmy go wysuszyć – rzekł Damon, odwrócił się
i skierował na kanapę.
-Wy macie jakąś obsesję
na punkcie pozbycia się go! - wycharczałam wściekła. Chciałam im
wszystkim powiedzieć jacy są wstrętni, bezduszni, ale coś mnie
powstrzymywało.
-Podobnie jak Klaus na
punkcie mojej krwi – powiedziała Elena i skrzyżowała ręce na
piersiach.
-Wy widzicie w nim tylko
potwora, a on jest kimś więcej. Kimś, kto potrafi współczuć,
kochać, płakać... po prostu czuć. - odparłam lekko się
czerwieniąc. Wszyscy popatrzyli na mnie zszokowani, a ja odwróciłam
wzrok.
-Caroline, to Klaus! -
krzyknęła Elena, po czym dodała – mogliśmy mieć raz na zawsze
spokój. Klausa by nie było i wszyscy bylibyśmy szczęśliwi. - na
te słowa zaśmiałam się ironicznie i tym razem to ja skrzyżowałam
ręce na piersiach.
-Wy bylibyście szczęśliwi!
Nie ja! Nie wiecie czego tak naprawdę chcę, bo o niczym innym nie
myślicie, tylko o wyeliminowaniu Klausa!
-Caroline, on chce krwi
Eleny! Po rzuceniu tego cholernego zaklęcia nie da jej spokoju do
końca życia. Kto wie, co będzie chciał z nią zrobić! -
powiedział Stefan i zaczął krążyć po salonie.
-Ale z nim można rozmawiać.
Jestem pewna, że gdybym go poprosiła, to wysłuchałby was, a poza
tym.. - wyrzekłam podminowana i przerwałam, aby zaczerpnąć
powietrza. Damon zaczął do nas podchodzić. W końcu stanął koło
Bonnie i powiedział swoim groźnym tonem.
-Żarty się skończyły,
Caroline. Wybieraj – albo my– zaczął, podszedł bliżej, po
czym dodał – albo on. Stefan spuścił wzrok. Elena i Bonnie
patrzyły na mnie czekając na odpowiedź. Byłam w szoku! Jak oni
mogą mi stawiać ultimatum, pomyślałam. Spojrzałam na każdego z
osobna, po czym starłam łzę spływającą mi po poliku.
-W porządku – rzuciłam
ironicznie, po czym dodałam spokojnie – wybieram jego.
Wszyscy patrzyli
na mnie jak na wariatkę. Po paru sekundach odwróciłam się na
pięcie i wyszłam trzaskając drzwiami.
To był
zdecydowanie mój najgorszy dzień w życiu! Czułam się okropnie.
Jednego dnia straciłam kogoś, na kim mi zależało i do tego
przyjaciół. Wtedy zdałam sobie sprawę, że zostałam sama.
Kompletnie sama.
Nie miałam
nikogo i to było najbardziej dobijające. Szlochając udałam się
do lasu. Zmierzałam do miejsca, gdzie moja mama pochowała Tylera. Z
daleka od wszystkich, aby nikt o tym nie wiedział. Szłam zapłakana,
co chwilę ocierając łzy.
Kiedy dotarłam
na miejsce, usiadłam na trawie chowając twarz w dłoniach.
Zanosiłam się płaczem i nie mogłam po prostu przestać. Po chwili
jednak podniosłam głowę i spojrzałam na grób. Był ubogi. Pomnik
wykonany był z marmuru i stał na nim znicz. Imienia i nazwiska nie
było, ze względu na to, że ktoś mógłby zobaczyć. Położyłam
rękę na zimnym kamieniu i jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-Brakuje mi ciebie –
wyszeptałam ciężko powstrzymując płacz.
-Mi ciebie również –
usłyszałam i w mgnieniu oka wstałam. Odwróciłam się, a przede
mną oparty o drzewo stał Tyler. Nie mogłam uwierzyć własnym
oczom. Zszokowana otworzyłam usta, ale nie mogłam wydobyć z siebie
żadnego dźwięku.
-Jestem duchem –
powiedział i uśmiechnął się. Cieszyłam się, że Tyler tu jest,
że mogę go zobaczyć, chociaż nie wiedziałam w jaki sposób.
-Ale.. jak... ty tu..? -
szeptałam półgłosem. Tyler podszedł do mnie.
-Potrzebowałaś pomocy,
więc jestem.
Po sekundzie
rzuciłam się na niego, aby go przytulić, lecz to nic nie dało.
Zwyczajnie przeszłam przez jego ciało i stanęłam plecami do
niego. Szybko odwróciliśmy się do siebie.
-Caroline, nie dotkniesz
mnie. Jestem duchem – rzekł ciepło, a ja pokiwałam głową.
Potem wróciłam do płaczu. Mimo tego, że Tyler właśnie stał
przede mną, moje życie było nadal zrujnowane.
-Caroline, nie płacz –
poprosił Tyler.
-Przepraszam, ale po prostu
wszystko mi się wali. Tyler, ja nie mam już nikogo. Nikogo,
rozumiesz? -powiedziałam, a ten podszedł do mnie i spojrzał czule.
Widziałam jak w jego oku kręci się łza.
-I w ogóle przepraszam cię.
To przeze mnie nie żyjesz, a nie zasługiwałeś na śmierć. To ja
powinnam nie żyć, nie ty. - wyszeptałam nadal załamana.
-Caroline, to nie była
twoja wina. Może gdybym postępował inaczej, do niczego takiego by
nie doszło. Zresztą tam, gdzie teraz jestem, płacę za to, co
zrobiłem źle.
Tyler uśmiechnął
się do mnie i starł łzę z policzka.
-Ale całe życie było
przed tobą, mogłeś jeszcze tyle rzeczy zrobić...
-Pewnie, że tak – odparł
spokojnie, po czym dodał – ale tak widocznie musiało być. Nie
mam do ciebie żalu. Jedyne czego mi brakuje, to ty. Nawet nie wiesz,
ile razy płakałem przyglądając się tobie i wiedząc, że już
nigdy nie będę mógł cię dotknąć, pocałować. Tylko tego mi
brakuje. - Tyler patrzył na mnie, jak jeszcze nigdy w życiu. W jego
oczach była iskra miłości, nadziei i radości - Wiem, że sobie
poradzisz, Caroline.
-Nie, nie poradzę –
odparłam i znowu gorzko zapłakałam chowając twarz w dłoniach. -
nie poradzę – wybełkotałam przez łzy, a Tyler podszedł i mnie
przytulił, ale nie czułam tego.
-Hey, spójrz na mnie –
polecił spokojnie. Uniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na
niego zapłakana. Patrzył mi głęboko w oczy i się uśmiechał
się. - jesteś silna, rozumiesz? Poradzisz sobie, bo wcale nie
jesteś sama. Masz mamę, Elenę, Bonnie. Masz mnie.
Chwilę przyglądałam
się mieszańcowi, a on wyczekiwał na moją odpowiedź. Wytarłam
łzy i zebrałam się, aby odpowiedzieć.
-Elena i Bonnie pokazały
jak bardzo im na mnie zależy. - rzekłam sarkastycznie - To samo
Stefan. Ja już nic dla nich nie znaczę, Tyler.
-Ależ mylisz się. Znaczysz
i to bardzo dużo. Elena i Bonnie muszą sobie wszystko poukładać.
Boją się o ciebie, ale ich strach do Klausa jest silniejszy. Nie
przyjmują do wiadomości, że ciebie i jego może coś łączyć.
Daj im trochę czasu, a na pewno to zrozumieją. - odparł nad wyraz
spokojnie, a ja spojrzałam na niego spode łba. Nie wiedziałam, że
tak po prostu będzie mówił o Klausie, kiedy ten go zabił.
-Dlaczego tak spokojnie to
mówisz? Klaus cię przecież zabił.
-Mówiłem ci. Miejsce, w
którym teraz przebywam nauczyło mnie, że w życiu chodzi jedynie o
wybaczanie. Aby potrafić dać szansę innej osobie - Tyler co
chwilę spoglądał gdzieś w przestrzeń, jakby się zastanawiał.
Ja za to nie spuszczałam z niego oka.
-Ale mnie i Klausa nic nie
łączy – skłamałam. Nie chciałam, aby zrobiło mu się przykro.
Zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie kręcąc głową.
-Caroline, wiem co do niego
czujesz. Klaus również darzy cię ogromnym uczuciem, ale jeszcze
nie może się w tym odnaleźć. To jest dla niego obce, więc stara
się czasami odpychać te uczucia i postępować tak, jak dawniej. -
wyrzekł, uśmiechnął się zalotnie i dokończył – Zmieniasz go,
sprawiasz, że chce czuć. Nie poddawaj się i pokaż mu, że zależy
ci na nim. Pomóż mu dopuścić do głosu uczucia, inaczej na dobre
wyłączy człowieczeństwo, które jeszcze w nim jest.
Tyler pomógł mi
zrozumieć wtedy wiele rzeczy. Gdy do mnie mówił, czułam się
coraz lepiej, gdyż wiedziałam, że naprawdę zależy mi na Klausie
i muszę za wszelką cenę mu pomóc. Zamyślona wpatrywałam się w
pobliskie drzewo.
-Tyler, przepraszam, że to
wszystko tak wyszło. Głupio się czuję, mówiąc ci to, ale masz
rację. Zależy mi na nim. - myślałam, że Tylerowi będzie przez
to przykro, ale on nadal się do mnie przyjaźnie uśmiechał.
-Wiem, Caroline, ale musisz
mu to pokazać. - przemówił i spojrzał w górę. Na jego buzi
pojawił się szczery uśmiech.- Muszę wracać..
-Nie, nie idź jeszcze –
wypowiedziałam przez łzy podchodząc do niego.
-Eleną i Bonnie się nie
przejmuj. Jestem pewien, że wszystko będzie w porządku. A teraz
idź do niego – odparł i pogłaskał mnie po policzku, czego nie
czułam.
-Spotkamy się jeszcze? -
spytałam ocierając łzy.
-Tak, obiecuję. Kocham Cię,
Caroline – szepnął i zaczął znikać. Przyjrzałam mu się i po
chwili uśmiechnęłam do niego.
-Ja ciebie też, Tyler –
odparłam i po chwili już go nie było.
Stałam jeszcze
chwilę zastanawiając się, czy to wszystko się naprawdę
wydarzyło. Nadal lekko płacząc obróciłam się i odeszłam
Tyler mi pomógł.
Cieszyłam się, że go zobaczyłam i że jeszcze zobaczę.
Wiedziałam, że jest moim przyjacielem, a właśnie przyjaźni mi
wtedy było potrzeba. Ale nie tylko przyjaźni. Potrzebowałam
również Klausa. Lekkim krokiem opuściłam las zmierzając w
kierunku willi mieszańca.
Stanęłam
przed jego domem i swobodnie weszłam do środka. W salonie nikogo
nie było więc skierowałam się na górę. Szłam cicho długim
korytarzem, kiedy stanęłam przed drzwiami jego sypialni. Były
lekko uchylone, więc pchnęłam je delikatnie i weszłam do środka.
Klaus pakował jakieś ubrania do wielkiej torby, która leżała na
łóżku. Od razu na mnie popatrzył. Minę miał. nieodgadniętą.
Zaczął mi się przyglądać i chyba zorientował się, że
płakałam.
-Płakałaś? - spytał z
troską w głosie. Otarłam pojedynczą łzę, która nagle spłynęła
mi po poliku.
-Wyjeżdżasz gdzieś? -
odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Klaus delikatnie złożył jakąś
białą koszulę i włożył do torby. - mieliśmy porozmawiać.
-Zgadza się – wyszeptał
nie patrząc na mnie.
Zaśmiałam się
sarkastycznie i zaczęłam ocierać łzy. Nie mogłam uwierzyć, że
i Klaus chce mnie opuścić.
-Ty też mnie odtrącisz?! -
spytałam, a on otworzył lekko usta, lecz po chwili je zamknął i
odwrócił wzrok. Widocznie nie wiedział, co ma mi odpowiedzieć.
-Caroline, nudzę się. Nie
chcę tu dłużej zostawać. - odparł obojętnie po chwili. Z
trzaskiem zapiął torbę, po czym podniósł ją i spojrzał na
mnie. Widział jak płakałam i nawet nie zareagował. On tylko
odwrócił wzrok, minął mnie i wyszedł z pokoju.
Wkurzona wyszłam
za nim i krzyknęłam.
-Wiesz, Damon postawił mi
dzisiaj ultimatum. - krzyknęłam zapłakana, a Klaus zatrzymał się
– Kazał mi wybierać między tobą, a nimi. I wiesz kogo wybrałam?
- zaczęłam do niego podchodzić – wybrałam ciebie, wiesz?
Ocierałam łzy
i nadal płakałam, lecz Klaus westchnął cicho i po prostu odszedł.
_______________________________________________________________________
No, jest w końcu, po długim czasie kolejny rozdział. Udało mi się jako tako ulepić coś w logiczną całość, ale mnie się szczerze wydaje on mdławy. Jest trochę długi no i zapewne nudny, no ale nie mnie to oceniać. Planuję też zamknąć bloga, gdyż nie podoba mi się to, co piszę. Może to nagły brak weny? Nie wiem.. Zauważyłam , że jest coraz gorzej, bo i ilość komentarzy spadła, więc chyba nie ma sensu dalej ciągnąć tych wypocin. No cóż.. mam doła, no ale jak zawsze zapraszam do czytania i komentowania. Serdecznie pozdrawiam. <3