wtorek, 8 października 2013

Rozdział 15.


Caroline:

Poczułam jak ktoś kopie mnie w udo. Na początku w ogóle na to nie reagowałam, zdawało mi się, że to tylko sen. Kiedy jednak napastnik kopał coraz mocniej zerwałam się na nogi. Z początku lekko zakręciło mi się w głowie, ale zaraz po tym odzyskałam równowagę. Przetarłam zaspane oczy i potarłam niemiłosiernie bolący kark. Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Mikaela. W pierwszej chwili zastanawiałam się jak to w ogóle możliwe, że on żyje. Ścisnęłam pięści i przyjrzałam się mu dogłębniej. Stał w lekkim rozkroku z szerokim uśmiechem na twarzy. W prawdzie w ogóle się nie zmienił.
-Czego ode mnie chcesz?-wydusiłam z siebie, czując tkwiącą w moim gardle wielką gulę.
-Spodziewałem się trochę innego pytania, ale skoro już pytasz, odpowiem z miejsca. Wróciłem do żywych, jeśli mogę to tak nazwać-tu zaśmiał się.- aby zgładzić Klausa.
-Nie możesz go zabić-odparłam po chwili, mocniej ściskając piąstki i napinając wszystkie mięśnie.
-A kto mi tego zabroni?-znowu się zaśmiał.-Och, Caroline... Jesteś jeszcze taka młoda. Kompletnie nic nie wiesz o świecie, który Cię otacza...
-A jaki ja mam udział w twoim misternym planie?-zapytałam robiąc wielkie oczy.
-Ty jesteś jego główną częścią, Caroline.
-Jakoś nie specjalnie mam na to ochotę-wycedziłam krzyżując ręce na piersi.
-Sądzisz, że będę Cię pytał o zdanie?-zadrwił.
-Jakim w ogóle prawem mnie porwałeś? Mogłeś normalnie ze mną porozmawiać, a nie skręcać mi kark w barze-warknęłam.
-A takim prawem, że jestem pierwotnym wampirem-uśmiechnął się.
-Mam to gdzieś-powiedziałam oschle i obróciłam się na pięcie z zamiarem natychmiastowego wyjścia, jednak w jednej chwili zostałam przyciśnięta z impetem do ściany. Warknęłam na niego, szczerząc moje wampirze kły.
-Zostaniesz tu i pomożesz mi zgładzić Klausa raz na zawsze!-krzyknął.

Klaus:

Z olimpijskim spokojem wpatrywałem się w widok za oknem. Mogłem dostrzec wszystko. Każdą muchę, każdego najmniejszego owada. Każdy liść, igiełkę. Po prostu wszystko. Napawałem się przepięknym widokiem lasu za oknem, w głowie obmyślając plan. Zazwyczaj działałem pochopnie, nie zastanawiałem się nad tym, co robię, jednak teraz postanowiłem sobie spokojnie to przemyśleć. Chodziło przecież o Mikaela.
Mark zdobył informacje o nim, dzięki czemu wiedziałem, gdzie jest, co robi i jakie ma zamiary. Postanowiłem udać się do miejsca, w którym się znajdował i go zabić. Znowu. Potrzebowałem oczywiście pomocy, dlatego wziąłem ze sobą Marka i Billa.
Przed południem byliśmy już na miejscu. Stanąłem przed niewielkim domem. Wytężyłem słuch, aby cokolwiek usłyszeć, niestety nikt nie dawał znaku życia.
Ruszyłem spokojnie w kierunku dużych, drewnianych drzwi. Delikatnie złapałem za klamkę i je otworzyłem. Bill i Mark w tym czasie próbowali dostać się do domu od tyłu.
Znalazłem się w środku. Rozglądnąłem się ostrożnie po dużym salonie. Nagle usłyszałem jakiś szmer. Uśmiechnąłem się, jednak w głębi serca czułem niemały strach
-Witaj, Mikael-odezwałem się i powoli odwróciłem głowę w kierunku białych schodów. U ich szczytu stał Mikael. Uśmiechnął się chytrze, nienawidziłem tego. Zaczął powoli schodzić po schodach, aż w końcu zatrzymał się w połowie.
-Niklaus-uniósł dumnie głowę. Zaczął spoglądać na mnie z nienawiścią i obrzydzeniem.
-Zastanawiam się, jakim cudem teraz tu jesteś.
-Och, Niklaus. Zawsze byłeś wścibski i ciekawski. To tylko dwie z twoich licznych wad, które doprowadziły cię na dno.
-Dno? Błagam...-zachichotałem.-Przypominam Ci, że Cię zabiłem.
-Tak, ale teraz żyję. Rolę się odwracają, chłopcze.
-Cóż, nie zrobi mi różnicy ponowne zabicie Cię.
-Nie ośmieszaj się. Wiem dobrze, że się boisz. Po co Ci te dwie hybrydy, którym przed chwilą wyrwałem płuca? Czyżbyś sam nie potrafił załatwiać swoich spraw? Zawsze musisz wysługiwać się innymi?-widziałem, jak ściska pięści.
-Zapewniam Ci trochę rozrywki, staruszku-uśmiechnąłem się.-Myślisz, że mam tylko dwie hybrydy? Posiadam ich niezliczoną ilość i na mój rozkaz rozerwą Cię na strzępy.
-Duuży, złyy wilk-odrzekł przeciągając słowa.-Jak zawsze posługujesz się innymi. A właśnie! A co z Caroline, hm?
Kiedy to usłyszałem, wszystkie mięśnie w moim ciele napięły się. Zacisnąłem zęby.
-Jeśli ją dotkniesz, wyrwę Ci serce i wcisnę do gardła-wysyczałem z nutą nienawiści w głosie. Mikael wybuchnął głośnym śmiechem.
-Kochana, chodź tu-powiedział głośno wpatrując się we mnie. Nagle zobaczyłem Caroline. Wyszła z korytarza i stanęła obok Mikaela. Spostrzegłem, że była zahipnotyzowana. Miała nieodgadniony wyraz twarzy, w ręku trzymała kołek z białego dębu.
-Caroline...-wyszeptałem. Moje serce biło jak szalone. Poczułem coś, czego nie czułem od czasu, kiedy wyłączyłem uczucia. Okropnie się o nią bałem. Po chwili dodałem drżącym głosem-Po co ją w to mieszasz?
-Zrobię wszystko, żebyś cierpiał. A potem Cię zabiję-złapał ją za podbródek i odwrócił jej głowę do siebie.-Wiesz, co masz zrobić-powiedział do niej.
Wampirzyca kiwnęła głową, po czym spojrzała na mnie. Zaczęła schodzić po schodach. Zauważyłem w jej drugiej dłoni normalny kołek z drewna. Domyśliłem się, Mikael kazał jej mnie zabić. Nie miałem jak się bronić, nie mogłem jej przecież skrzywdzić. Nie potrafiłem nawet. Szybko się odwróciłem i skierowałem do drzwi. Kiedy już miałem je otworzyć i uciec, usłyszałem przeraźliwy krzyk ukochanej. Odwróciłem się i zobaczyłem, że w jej brzuchu tkwi drewno.
-Caroline!-wydarłem się.
-Kiedy będziesz próbował uciec, ona się zabije-poinformował Mikael. Caroline wyjęła kołek ze swojego brzucha. Zacisnęła mocno zęby i znowu na mnie spojrzała.
-Caroline... To ja, Klaus...-mówiłem do niej spokojnie.-Kocham Cię, słyszysz? Ty też mnie kochasz, nie pamiętasz?-zatrzymała się w bezruchu. Nie wiedziałem co mówię, działałem w desperacji.-Kocham Cię-dodałem ciszej, kiedy poczułem łzy w oczach.
Forbes zacisnęła mocno oczy, po czym ponownie je otworzyła. Upuściła na ziemię kołki.

-Klaus...







_____________________________________________________________________

Witam wszystkich! Boże, jestem straszna! Ostatni rozdział był tak dawno, jejciu... Obiecałam, że będą one częściej, niestety nie dotrzymałam słowa, za co naprawdę przepraszam. Aktualnie jestem chora i siedzę w łóżku. Strasznie się nudziłam, dlatego wzięłam się za pisanie i oto jest! POSTARAM SIĘ pisać w miarę regularnie. Oczywiście nie zawsze będę miała na to czas, mam dużo nauki :/ A więc nie wiem kiedy pojawił się następny rozdział, pozostaje tylko czekać :) <3 

KOMENTUJCIE! <3 


Zapraszam też na mojego nowego bloga! Jest on o dwóch braciach z Asgardu, Lokim i Thorze. Serdecznie zapraszam! Może akurat komuś przypadnie do gustu tego typu opowiadanie! <3 http://thor-loki-brothers.blogspot.com

sobota, 15 czerwca 2013

    http://www.youtube.com/watch?v=cXOyBaiIdes

Rozdział 14.


      Obudził mnie znienacka jakiś szmer. Otworzyłam oczy i wyostrzyłam słuch. Ktoś próbował otworzyć drzwi tak, aby nie narobić hałasu. Przyglądałam się, jak powoli się otwierają, aż w końcu ujrzałam Kola. To był po prostu jakiś cud. Poczułam w środku niesamowitą ulgę. Kol spojrzał na mnie z troską. Pospiesznie wstałam, choć przez to poczułam ból w każdej części mego ciała, i podbiegłam do Kola obejmując go. Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach.  
-Przyszedłeś po mnie...-szepnęłam mu do ucha jak najciszej tylko mogłam.
-Nie płacz...-odparł i wsunął palce w moje włosy.-Wszystko będzie dobrze, zabieram cię stąd.
     Nagle do pomieszczenia wszedł Stefan. Rozejrzał się i szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Podszedł do Eleny. Chwilę potem we czterech wychodziliśmy po cichu z lochu, a kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, poraziło mnie światło księżyca. Zasłoniłam oczy ręką.
     Stefan pospiesznie zabrał Elenę i zniknął z nią po chwili. Kol i ja wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do mojego domu.  
     Gdy w końcu tam zajechaliśmy, Kol zgasił wóz i spojrzał gdzieś przed siebie.
-Dziękuje Ci... za to..-mruknęłam oblizując suche usta.-Miło, że nas uratowałeś, ale Klaus i tak niedługo po nas wróci.
-A myślałem, że jesteś optymistką, Caroline-odparł i spojrzał na mnie.-Wiem jak to wszystko wygląda, ale obiecuję ci, że coś wymyślę, tylko musisz mi dać trochę czasu.
-Czasu? Nie ma już czasu, Kol. On zniszczy nas wszystkich prędzej czy później.
-Dlaczego tak zakładasz? Dlaczego po prostu stąd nie wyjedziesz, aby być bezpieczna?
-Mam tu przyjaciół, nie zostawiłabym ich. Poza tym, moja mama tu także jest. Jej też grozi niebezpieczeństwo.
Kol odwrócił wzrok i począł zastanawiać się nad moimi słowami.
-Bałam się, że skrzywdzi mnie, moich przyjaciół, rodzinę, ale... gdy już to zrobił, nie boję się go. Może mnie zabić, mam to gdzieś. I tak jestem martwa-powiedziałam cicho i wyszłam z samochodu.
       W domu wypiłam 3 worki z krwią i poszłam do łazienki wziąć długą, odprężającą kąpiel. Wymyłam całe ciało, po czym owinęłam je ręcznikiem i skierowałam się do pokoju. Szybko usnęłam. Padałam z wycieńczenia.  
       Spałam bardzo długo, gdy się obudziłam było już ładnie po 15. Zjadłam śniadanie, ubrałam się, umalowałam i wyszłam z domu, jakby nigdy nic. Skierowałam się do Grilla, bo postanowiłam się upić. W środku nie było wiele osób. Podeszłam do baru i zamówiłam czystą. Kiedy upiłam łyk, ktoś usiadł obok mnie. Obróciłam głowę i wytrzeszczyłam oczy.
-Witaj, Caroline-powiedział.


Klaus:

      Siedziałem w pracowni od dobrych paru godzin. Pracowałem nad nowym obrazem, przedstawiającym półnagą kobietę z różą w ręku. Kiedy miałem wykonać kolejny ruch pędzlem na płótnie, drzwi od pracowni otworzyły się z impetem i wbiegł do niej Mark, moja hybryda.
-Panie, wampirzyce uciekły-powiedział głośno dysząc. Zaśmiałem się lekko z głupoty moich hybryd.
-Czy chociaż raz nie możecie prawidłowo wykonać mojego rozkazu?!-wrzasnąłem, rzucając pędzlem i paletą.
-Panie..-zaczął niepewnie-błagam o wybaczenie..
-Ile razy mam wam wybaczać?! Wynoś się stąd!-wrzasnąłem znowu.
-Panie.. jest jeszcze coś.. o czym muszę ci powiedzieć.-mruknął.
-Słucham-rzekłem nie patrząc na niego.
-On wrócił, Panie..-odrzekł w końcu, a ja zamarłem. Od razu wiedziałem, że chodzi o tego sukinsyna.

_______________________________________________________________________________


WITAM <3 Więc jest w końcu 14 rozdział, napisany po dłuugiej przerwie. Wybaczcie, że była taka długa przerwa, ale kompletnie nie mam weny : c. Ten rozdział też jest krótki i jakiś taki... nudnawy-.- Ale co zrobić. Napisałam go w sumie na szybko, ale obiecuję, kolejny będzie o wiele ciekawszy :) A tak, miałam wyjaśnić pewną sprawę, gdyż były tam jakieś niejasności. Więc Klaus wyłączył człowieczeństwo, ponieważ bał się, że przez uczucia do Caroline stanie się słaby, miękki. I dlatego teraz taki dla niej jest-odpycha to wszystko co do niej czuje. Zdradzę Wam jeszcze, że Kol zakochał się w Caroline i stale będzie jej pomagal, ale czy ona w nim, tego sama nawet nie wiem ; o : ). 
Obiecuję także zaraz zabrać się za czytanie Waszych blogów, ponieważ to też troszeczkę zaniedbałam. : c.
Kolejna sprawa: W komentarzu proszono mnie o moje gg, fejsa, aska i takie tam. Tak więc GG podam:43153634. Z chęcią z Wami popiszę, więc pisać śmiało :). Aska czy fejsa podam z chęcią na priv :)
Jeszcze raz dziękuję za komentarze i za to, że jesteście tacy wspaniali. Kocham Was <3

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 13.

     Kiedy usłyszałam to imię, zadrżałam. Od razu wiedziałam, z jakiego powodu Klaus zabrał Elenę. Przeraził mnie ten fakt, lecz bałam się także ponownego spotkania go. Chwilę potem poczułam, jak ktoś mnie łapie za ramię. To był Stefan.
-Co tu się stało do cholery?-usłyszałam Stefana i otrząsnęłam się szybko z zamyślenia.
-Wróciłem do domu i zobaczyłem jak Klaus schodzi po schodach, trzymając Elenę w rękach. Była chyba nieprzytomna. Złapałem szybko za kuszę, lecz on mnie zaskoczył i wgryzł się w moją szyję, potem rzucił mną i na chwile straciłem przytomność-opowiedział Jeremy nadal wystraszony i ściągnął z siebie zakrwawioną koszulkę, po czym nałożył jakąś inną.
    Damon i Stefan wymienili porozumiewawcze spojrzenia.  
-Co zamierzacie zrobić?-spytałam z przejęciem w głosie. Martwiłam się i to bardzo.
-Pojedziemy do jego starej posiadłości-odezwał się Damon i ruszył w stronę drzwi. Stefan złapał go za ramię i zatrzymał.
-Nie możemy jechać tam sami, nie damy rady Klausowi. Przemyślmy to na spokojnie.
-Chcesz czekać aż jej coś zrobi, albo wyjdzie z nią nie wiadomo dokąd?-wrzasnął Damon.-Tu chodzi o Elenę.
-Damon, Stefan ma rację. Zadzwońmy po Bonnie i ustalmy działania. Pochopnymi decyzjami nic nie zdziałasz-odezwałam się. Damon tylko westchnął, przekręcił oczyma i niechętnie się zgodził.
     Kiedy zajechaliśmy po Bonnie razem skierowaliśmy się w stronę domu Pierwotnych. Ja chyba najbardziej nie chciałam tam jechać. Wiedziałam, że jeśli znowu zobaczę Klausa, mój ból powróci. Miałam tez cichą nadzieję, że może Klaus jednak zostanie, ale nie byłam pewna, czy potrafiłabym mu wybaczyć.  
Damon zatrzymał samochód 200 metrów od rezydencji Mikaelsonów. Zobaczyłam auto Klausa, więc wiedziałam, że on musi tam być. Zadrżałam.
    Gdy wysiedliśmy z wozu, wolnym i ostrożnym krokiem skierowaliśmy się w stronę domu. Stanęliśmy wszyscy przed drzwiami i już mięliśmy je otworzyć, kiedy usłyszeliśmy piękny akcent brytyjski.
-Trochę dużo czasu wam to zajęło-usłyszeliśmy i w mgnieniu oka się odwróciliśmy. Moje serce zadrżało jeszcze mocniej. Poczułam napływające łzy w oczach. '
    Klaus stał uśmiechnięty trzymając Elenę, która ciężko oddychała. Miała nieodgadnięty wyraz twarzy, a z szyi kapała jej krew. Z kącików ust mieszańca również kapała krew, wiedziałam, że ugryzł Elenę.  
-Wypuść ją!-krzyknął Damon i już miał wystartować do nich, lecz Stefan go powstrzymał.
-Wypuścić mojego sobowtóra? Och, nigdy w życiu. Mam to, czego chciałem i znów mogę tworzyć hybrydy-uśmiechnął się szelmowsko, a ja starałam się nie patrzeć w jego stronę.
-Zapewniam was, że Elenie nie spadnie ani jeden włos z głowy. Jeżeli chcecie mieć pewność, jedno z was może z nią zostać-stwierdził i pogładził Elenę po włosach.
Wtedy zdecydowałam się na szybką decyzję.
-Ja pójdę, a wy wymyślcie coś, żeby go powstrzymać-szepnęłam tak cicho, żeby tylko Damon i Stefan usłyszeli.
    Stefan i Damon spojrzeli na siebie. Na ich twarzach malował się niepokój i trwoga.  
-Ja pójdę-odezwałam się drżącym głosem, a Klaus nadal się uśmiechał. W jego oczach była pustka. Nie było już widać żadnych uczuć. Zauważyłam, że Klaus się zmienił. Zdałam sobie sprawę, że dzięki mnie wcześniej coś czuł, lecz teraz znowu wyłączył uczucia na dobre.
     Klaus wyciągnął dłoń w moją stronę, abym podeszła. Wahałam się, lecz po chwili wyminęłam Bonnie i Damona i podeszłam niepewnym krokiem do nich. Elena nawet na mnie nie spojrzała. Kiedy położyłam dłoń na ręce Klausa, we trójkę zniknęliśmy za domem, zostawiając resztę na podjeździe. Chwilę potem znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu pod ziemią. Był jak loch, tylko ściany były pomalowane na niebiesko. W środku znajdowała się kanapa i małe krzesło. Byłam naprawdę wystraszona. Mieszaniec położył Elenę na kanapie i wyszedł nie patrząc na nas. Trzasnął drzwiami, po czym zamknął je na cztery spusty.  
     W co ja się wpakowałam, pomyślałam i złapałam się za głowę w geście desperacji. Byłam u kresu sił. Spojrzałam na Elenę, leżała z zamkniętymi oczami i ciężko oddychała. Jad rozprzestrzeniał się po jej organizmie, ale byłam pewna, że Klaus nie pozwoli jej umrzeć. Podeszłam do niej i uklęknęłam obok sofy. Złapałam przyjaciółkę za dłoń.
-Klaus na pewno zaraz przyniesie ci krew. Będzie dobrze-wyszeptałam. Elena zerknęła na mnie.
-Nie dawno prawie cię zabiłam. Jak możesz być dla mnie miła? Dlaczego ze mną zostałaś?-spytała drżącym i bezsilnym głosem. Uśmiechnęłam się do niej blado.
-Na tym polega przyjaźń. Nigdy bym cię nie zostawiła, nawet teraz, gdy jesteś zimną suką-uśmiechnęłam się przyjacielsko nadal trzymając Elenę za dłoń. Wampirzyca zaśmiała się cicho
-Eleno, czy ty naprawdę nic nie czujesz? Naprawdę człowieczeństwo nic dla ciebie nie znaczy?-spytałam delikatnie dobierając słowa. Elena odwróciła wzrok. Zrezygnowana wstałam i chciałam odejść, lecz Elena ścisnęła moją dłoń. Odwróciłam się.
-Było ważne, Caroline. Ale po co czuć, skoro na każdym kroku muszę cierpieć, bo ktoś kogo kocham, ktoś na kim mi zależy umiera, albo dzieje mu się krzywda? Nie chcę więcej cierpieć. Już nie-odparła nadal słabym głosem. W moim sercu zapaliła się lampka nadziei.
-Wiem, Eleno. Czułam to samo, kiedy umarł Matt, kiedy umarli Alaric i Jenna, chociaż nie byłam związana z nimi tak, jak ty. Ale w życiu nie tylko spotykają nas przykre rzeczy. Dlatego warto czuć.
Elena patrzyła na mnie pustym wzrokiem. Widocznie zastanawiała się nad słowami, które powiedziałam.
-Włącz człowieczeństwo-poleciłam i uśmiechnęłam się najprzyjaźniej jak umiałam.-Jeżeli nie chcesz robić tego dla mnie, zrób to dla Stefana, który kocha cię ponad wszystko.
     Nagle doznałam totalnego szoku, gdyż po policzku wampirzycy popłynęła łza. Skoro płakała, to oznaczało, że czuła. Poczułam jak po moim poliku również płyną łzy, lecz były to łzy szczęścia. Z całych sił uściskałam przyjaciółkę.  

     Chwilę potem jakiś mężczyzna(pewnie służący Klausa) przyniósł krew mieszańca w szklance dla Eleny. Kiedy dziewczyna wypiła od razu zasnęła ze zmęczenia. Ja natomiast zaczęłam rozmyślać. Klaus się zmienił i to bardzo. Nie wierzyłam, że potrafił być aż tak okropny w stosunku do mnie, tak nie czuły, obojętny. To wszystko sprawiało, że chciało mi się płakać. Nie wiedziałam też, dlaczego Klaus nie wyjechał z Eleną, tylko został w Mystic Falls. Wszystko to pozostawało dla mnie jedynie zagadką.  
    Po godzinie bezczynnego siedzenia, zrobiłam się głodna. Przecież Klaus nie mógł więzić nas tam cały czas. To było chore. Podeszłam do drzwi i zaczęłam w nie walić.
-Halo, jest tam kto? Jestem głodna!-krzyczałam waląc z całej siły w drzwi. Po chwili usłyszałam kroki. Oddaliłam się od drzwi, które chwilę potem otworzyły się, a w wejściu stanął Klaus. Moje serce zadrżało. Ubrany był w ciemne spodnie i białą bluzkę, która idealnie podkreślała jego tors. W jego oczach z kolei nie było nic, prócz pustki i obojętności.
-Klaus..-zaczęłam niepewnie-proszę nie trzymaj nas tu. Nie zasługujemy na takie warunki.
Wyraz twarzy mieszańca nie zmienił się.
-Sama chciałaś zostać z Eleną, więc lepiej się ucisz, albo ci pomogę-odparł z szelmowskim uśmiechem. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
-Co ci zrobiłam, że tak mnie krzywdzisz?-spytałam, kiedy poczułam, jak napływają mi łzy do oczu.
-Nie rozczulaj się za bardzo, bo będę zmuszony cię wyprosić-odparł nadal się uśmiechając.
Już miałam odpowiedzieć, lecz nagle telefon w mojej kieszeni zadzwonił. Klaus w pośpiechu podszedł do mnie i wyjął go, po czym ścisnął w dłoni i zgniótł go. Komórka w kilkudziesięciu kawałkach spadła na ziemię.
-Nie waż się ze mną zadzierać, ani mną manipulować, bo w mgnieniu oka wyrwę ci serce-wykrzyczał mi w twarz, po czym wyszedł zamykając drzwi z taką siłą, że gdzieniegdzie cynk poodpadał ze ścian.
     W bezradności osunęłam się na ziemie i pogrążona w rozpaczy schowałam twarz w dłoniach, po czym wybuchłam głośnym płaczem.  
     Usnęłam parę minut po tym zajściu oparta o ścianę. Obudziły mnie trzaski otwieranych drzwi. Do pomieszczenia wszedł wysoki i dobrze zbudowany ciemnoskóry mężczyzna. Elena podniosła się zdenerwowana.  
-Idziemy-powiedział do niej mężczyzna i złapał ją dla ramię ciągnąc ku wyjściu. Szybko wstałam, choć sprawiało mi to trudność. Byłam wykończona.
-Dokąd ją zabierasz?-spytałam, kiedy czarnoskóry zamykał drzwi.
-Zamknij się, blondyno-wycedził facet i pociągnął Elenę. Słyszałam tylko jak się wyrywa i jęczy, lecz po chwili wszystko ucichło.
      Czekałam, krzyczałam, waliłam w drzwi przez jakieś 2 godziny. Bez skutku. Byłam pewna, że zabrał Elenę dla Klausa, aby tworzyć hybrydy. Nagle drzwi z hukiem otworzyły się, a do lochu wszedł Klaus. Z jego ust kapała krew, ręce też miał we krwi. Wstałam w pośpiechu spod ściany i podbiegłam do niego.
-Gdzie jest Elena?!-wykrzyczałam wymierzając mu cios z pięści, lecz ten zatrzymał ją tuż przed swoją twarzą. Spojrzałam na niego z przerażeniem, lecz jednocześnie z rozpaczą.
-Refleks, Caroline-uśmiechnął się i opuścił moją dłoń. Spojrzałam na nią. Była cała we krwi. Wtedy nie obchodziło mnie czyjej krwi. Potrzebowałam jej i miałam gdzieś to, czyja była. Otarłam jeden palec o wargę i poczułam krew w buzi. Moje kły automatycznie się wysunęły. Chciałam jeszcze. Nie byłam wtedy w pełni świadoma tego co robię.
     W mgnieniu oka wpiłam się w usta Klausa tym samym smakując krwi. Była cudowna, a ja chciałam więcej i więcej. Klaus objął mnie mocno przyciskając do siebie. Poczułam jak uderzam o ścianę. Nasze pocałunki stały się bardziej brutalne i namiętne. Nie obchodziła mnie wtedy tylko krew, pocałunków także chciałam.
     Kiedy Klaus zaczął dobierać się do suwaka mojej bluzki nagle się ożywiłam. Otworzyłam oczy i odsunęłam twarz.
-Dosyć..-powiedziałam niemal szeptem, lecz Klaus nie reagował. Całował mnie brutalnie po szyi, po ramionach.-Przestań!-krzyknęłam i odepchnęłam go spoglądając na niego. W jego oczach było pożądanie i wściekłość z powodu przerwania. Nie było namiętności, czy miłości. Ogarnęła go jakaś ekstaza i podniecenie. Wystraszyłam się.
      W jednej chwili Klaus znalazł się przy mnie i przycisnął do ściany. Ręce oparł po obu stronach mojej głowy i oblizał usta. Spuścił głowę i delikatnie zaciągnął się moim zapachem wzdychając przy tym.  
-Skończymy, kiedy ja będę miał na to ochotę-wyszeptał i znowu miał zacząć mnie całować, kiedy oboje usłyszeliśmy kroki. Klaus zastanowił się przez chwilę, a potem zmierzył w kierunku wyjścia.
     Z moich oczu poleciały łzy. Byłam w totalnym szoku. Nie wierzyłam, że Klaus chciał posunąć się do seksu bez mojej zgody. Poczułam się jak jakaś prostytutka, jak tania szmata, którą chciał wykorzystać. Moje ciało zaczęło przechodzić dreszcze.  
    Klaus wyszedł, a czarnoskóry mężczyzna wrzucił Elenę do pomieszczenia i zatrzasnął drzwi. Dziewczyna była pogryziona na całej szyi i nadgarstkach. Ciężko oddychała. Wytarłam łzy i drżąc podeszłam do niej i pomogłam jej wstać. Ułożyłam ją na kanapie.  
-Masz jad w organizmie?-spytałam słabym głosem.
-Nie-wyszeptała, a ja zerknęłam na rany. Zaczęły powoli się goić. Elena zaczęła cicho płakać.
-Zginiemy, Caroline-wybełkotała przymykając oczy ze zmęczenia. Z moich oczu także poleciały łzy.
-Nikt nie zginie, Eleno. Damon i Stefan na pewno zaraz nas znajdą, spokojnie-wyszeptałam, lecz nie wierzyłam całkowicie w te słowa.
     Aby przyjaciółka lepiej się poczuła dałam jej trochę swojej krwi. Potem zasnęła, a ja prosiłam Boga, aby Klaus nigdy więcej nie dotknął mego ciała. Czułam wstręt do samej siebie.





________________________________________________________________________


W końcu ten 13 rozdział... Nie wiem czy wam się spodoba, mam nadzieję, że tak. Mimo wszystko życzę miłego czytania : *

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 12.


      Spoglądałam na Kola z przerażeniem. Myślałam, że zaraz umrę, że Elena Gilbert, moja przyjaciółka, zabije mnie. Wampirzyca podniosła się i szybko zniknęła w domu. Znowu zerknęłam na Kola, ten szybo wyjął w mojej klatki piersiowej drewno i rzucił za siebie. Poczułam ulgę. W jego oczach można było dostrzec troskę i zmartwienie. Czułam się zdezorientowana, lecz jednocześnie szczęśliwa, że Pierwotny mnie uratował.  
-Wszystko w porządku, Caroline? Jak się czujesz?-spytał niemal bezgłośnie i dotknął dłonią mojego policzka. Chciałam odpowiedzieć, lecz byłam po prostu w szoku. Nie mogłam w to uwierzyć. Otworzyłam usta, lecz w moim gardle jakby urosła ogromna gula, która nie pozwalała mi wydusić ani słowa.
      Po chwili poczułam, jak Kol mnie podnosi, przymknęłam lekko oczy. Położył mnie na tylnym siedzeniu mojego wozu i usiadł za kierownicą. Zamknęłam oczy, odpłynęłam w sen.


      Otwierając oczy poczułam, że leżę na czymś miękkim. Szybko podniosłam zakrwawioną koszulkę i zobaczyłam, że po ranie ani śladu. Leżałam na jakiejś brązowej kanapie. Rozejrzałam się po pokoju, Kol stał tyłem do mnie i spoglądał za okno. Pokój urządzony był bardzo nowocześnie, wielki telewizor, meble z pięknego drewna, na których gdzieniegdzie stały butelki z alkoholem, play station, laptop i wiele innych rzeczy. Wiedziałam, że XXI wiek jest idealny dla Kola, doszłam do wniosku, że woli bardziej luksusowe i unowocześnione życie.  
-Kol?-odezwałam się słabym głosem i oparłam się na łokciach. Pierwotny odwrócił się do mnie i uśmiechnął przyjaźnie.
-Wszystko w porządku?-spytał podchodząc co szafki i wyjmując z niej woreczek z krwią.
-Tak, już lepiej -odparłam, a chłopak podał mi worek z krwią.-Ogromnie ci dziękuję. Uratowałeś mnie! Gdyby nie ty, to.. -zatrzymałam się i odwróciłam wzrok, potem zaczęłam sączyć krew.
Kol usiadł obok mnie.
-Nie masz się czym przejmować, wszystko jest w porządku-uśmiechnął się. Miał tak piękne oczy, że nie mogłam przestać się na nie patrzeć, były wręcz cudowne.
-Tak, poza jednym małym szczegółem-uśmiechnęłam się złośliwie i po chwili znowu posmutniałam-Nie wierzę, że moja najlepsza przyjaciółka chciała mnie zabić!-krzyknęłam rzucając workiem o ziemię. Ko zrobił zdezorientowaną minę.
-Poczekaj... To była Elena?-spytał zdziwiony.
-Tak, Elena..-odparłam nadal posmutniała, lecz trochę też wkurzona.-a czemu pytasz?
-Myślałem, że to Katerina-odparł szerząc oczy.
-Nie, to Elena, ale wiele jej teraz do Katherine nie brakuje-wycedziłam i zmieniłam pozycję na siedzącą, tym samym przybliżając się do Kola.
-Ach tak, wyłączyła człowieczeństwo-powiedział jakby do siebie, nie patrząc na mnie, a ja powoli stałam z zamiarem powrotu do domu. Byłam strasznie zmęczona, pragnęłam tylko rzucić się na własne łóżko.
Nagle poczułam, jak Pierwotny łapie mnie za rękę. Spojrzałam na niego.
-Caroline, mogę cię o coś zapytać?-odezwał się spokojnym głosem, a ja znowu usiadłam.
-Pewnie, pytaj-odrzekłam pewnie. Byłam ciekawa, o co chce zapytać, lecz wahał się na początku.
-Co łączyło cię z Klausem?-spytał po chwili niepewnym głosem. Poczułam jak fala sprzecznych emocji uderza we mnie, jak przypominają mi się wszystkie pocałunki, każdy dotyk, każdy szept. Nie wiem jaką miałam wtedy minę, zapewne zdezorientowaną.
-Każde wspomnienie o nim, to czysty ból-odparłam półgłosem, po czym ciągnęłam dalej-Myślałam, że był we mnie zakochany, lecz kiedy ja zaczęłam coś do niego czuć, on z obawy przed emocjami wyjechał zostawiając wszystko, co nas łączyło.
     Kola musiało to poruszyć tak jak i mnie, gdyż spuścił wzrok. Ciężko mi było o tym mówić, to właśnie coś, czego się obawiałam. Po chwili otrząsnęłam się i blado uśmiechnęłam.
-No, cała historia, nic ciekawego.-rzuciłam udając wesołą i wstałam. Kol podążył za mną.
-Caroline, jest mi wstyd za mojego brata.. Gdybym tylko mógł coś zrobić, abyś lepiej się poczuła, to..-zaczął, lecz mu przerwałam.
-Kol, naprawdę jestem ci wdzięczna za pomoc, to wiele dla mnie znaczy, przysięgam-to wszystko było jak jakiś nonsens-ale jeśli chcesz, abym czuła się lepiej, to trzymaj się ode mnie z daleka. Mam dość pierwotnych i tego wszystkiego. Nie musisz mnie ratować przed każdą sytuacją zagrażającą memu życiu. Jeżeli będę miała umrzeć to i tak się to stanie. Do zobaczenia, Kol-dokończyłam i wyszłam z pokoju, zostawiając mężczyznę ze zdziwioną i jednocześnie smutną miną.
      Rozejrzałam się po korytarzu, to był hotel. Szybko stamtąd wyszłam i skierowałam się do mojego auta, które stało na parkingu nieopodal hotelu.  
      Kiedy wsiadłam do auta usłyszałam krótki, głośny dźwięk. To był mój telefon, dostałam esemesa. Szybko odczytałam wiadomość. Była od Damona.


Caroline przyjedź do nas jak najszybciej.


     Pomyślałam, że to musi być coś ważnego, więc ruszyłam szybko w stronę ich domu. Nie martwiłam się, sądziłam, że już chyba nie może przytrafić mi się nic gorszego, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.  
Zajechawszy pod dom braci ruszyłam beznamiętnie i z miną bez wyrazu w kierunku drzwi. Po chwili znalazłam się już w salonie. Zorientowałam się, że przeszkodziłam braciom w rozmowie, lecz nie przejęli się tym, tylko przeszli do sedna.
-O, hej Car. Dobrze, że jesteś-odezwał się Stefan, na co skinęłam mu ręką.
-Musisz nam pomóc.-powiedział Damon podchodząc wraz z bratem do mnie.
-W czym?-spytałam z westchnieniem.
-Musimy pojechać po Elenę. Chcemy wymusić na niej, aby coś poczuła-odparł Stefan z troską w głosie. Było mi go szkoda, wiedziałam, że strasznie przeżywa to wszystko.
-Ale co masz na myśli?-pytałam dalej.
-Jeżeli prośby i błagania nie robią na niej wrażenia, spróbujemy innej metody. Tyle, że ta będzie bolała.-odrzekł Damon, lecz o dziwo nie zobaczyłam na jego twarzy uśmieszku. Wiedziałam już wtedy, że chcą ją torturować. Aby bólem wymusić na niej jakieś uczucia. Cóż, nie podobał mi się ten pomysł, w końcu Elena nadal była moją przyjaciółką, lecz wiedziałam, że nie ma innego sposobu.
-Nie możecie załatwić tego sami? Nie mam zamiaru oglądać tej zołzy, nie dawno prawie mnie zabiła, nawiasem mówiąc-wyrzekłam z pełnym złości, jadowitym uśmieszkiem.
-Słuchaj, Caroline. Wiem, że boisz się o siebie, my także nie jesteśmy jeszcze pewni, do czego zdolna jest bez uczuć. Lecz mimo to, to nadal nasza Elena. Ona tam jest, musimy po prostu pomóc jej się odnaleźć. Proszę, Car-powiedział Stefan z politowaniem. Skinęłam głową po namyśle i westchnęłam zrezygnowana.  
     Po ustaleniu planu ruszyliśmy do domu Gilbertów. Bałam się-Elena była silna, piła w końcu ludzką krew. Miałam tylko nadzieję, że nasz plan się powiedzie i Elena prędzej czy później odzyska swoje człowieczeństwo, które pod napływem emocji uciszyła.  
     Stefan i Damon zostali w samochodzie za domem tak, aby nie rzucać się w oczy. Ja zakradłam się jak najszybciej, aby być niezauważoną i weszłam powoli i cicho do domu. Drzwi nadal leżały na ziemi po naszej bójce. Po chwili odezwałam się pewnie.
-Elena! To ja, Caroline!-krzyczałam na cały dom, wyraźnie akcentując słowa-pewnie jesteś wściekła, że ci uciekłam!
-Caroline..-usłyszałam czyiś niewyraźny głos. Po chwili dotarło do mnie, że to Jeremy. Z wampirzą szybkością udałam się do miejsca, z którego dochodził głos. Leżał w salonie koło sofy. Miał rozerwane gardło i ciężko oddychał.
-Jeremy!-krzyknęłam i uklękłam obok niego. Szybko nadgryzłam sobie nadgarstek i przyłożyłam mu do ust. Po upiciu kilku łyków oderwał się, a ja przytrzymywałam mu dłonią głowę. Jego oddech się uspokoił.
-Co się tu stało?!-spytałam zszokowana i coraz bardziej zdezorientowana.
-On zabrał Elenę..-wyszeptał bez sił w głosie.
-Kto?!
-Klaus.

_______________________________________________________________________


Cześć wszystkim! A więc miałam napływ weny, więc jest oto 12 rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i mogę powiedzieć, że już w następnym rozdziale pojawi się w końcu Klaus :) Cieszę się, że nadal czytacie moje opowiadanie, kocham Was jesteście wspaniali <3 
A, mam jeszcze prośbę. Proszę powiadamiajcie mnie w komentarzach, jeżeli pojawi się u Was nowy rozdział. :) Będę wdzięczna : *
Miłego czytania, pozdrawiam *.*

środa, 10 kwietnia 2013

The Versatile Blogger 

Z całego serca dziękuję za nominację Irminie, Milenie, Paulinie Jasiak i Nielivce :)

Zasady:
1. Należy podziękować nominującemu.
2. Napisać 7 faktów o sobie.
3. Nominować 10 blogów i powiadomić o tym ich autorów.
4. Pokazać nagrodę na blogu.

Fakty o mnie:
1.Uwielbiam pisać opowiadania, jestem nawet w trakcie pisania własnej książki, również o wampirach. 
2.Potrafię śpiewać, często występuję na różnych apelach itp. 
3.Jestem bardzo ruchliwa. 
4.Nie cierpię swojego wzrostu-181 cm. 
5.Jestem dobra z matmy, ale jej nie lubię. 
6.Kocham Klausa, nienawidzę Katherine. 
7.Nigdy, przenigdy nie rozstaję się ze słuchawkami i telefonem. 

Blogi, które nominowałam:


wtorek, 2 kwietnia 2013

Caroline:

      Rozdział 11.

      Właśnie grzebałam w szafie w poszukiwaniu ubrań, kiedy do mojego pokoju weszła mama.  
-Masz gościa-powiedziała mama, lecz brzmiało to trochę jak pytanie.
-Niech wejdzie-odparłam i położyłam na łóżko ubrania, które wybrałam. Była to granatowa bluzka na ramiączkach, czarna marynarka i rurki tego samego koloru.
       Po chwili do mojego pokoju wszedł Stefan. Zaskoczyła mnie jego wizyta, ale uśmiechnęłam się. Był moim przyjacielem.  
-Cześć Stefan-przywitałam się. Stefan był zazwyczaj trochę ponury, lecz jego przerażająco smutna mina szczerze mnie zdziwiła. Poczułam między brwiami małą zmarszczkę.
-Hej. Wybacz, że nachodzę cię tak wcześnie, ale muszę ci coś powiedzieć, a nie chciałem tego robić przez telefon-powiedział Stefan. Jego smutek mnie wręcz przerażał.
-Stefan, czy coś się stało? - spytałam robiąc krok do przodu. Wampir wyjął ręce z kieszeni i utkwił wzrokiem w podłogę.
-Może usiądźmy – odparł prawie szeptem i usiadł na łóżku. Wystraszona zrobiłam to samo. Bałam tego co Stefan chce mi powiedzieć.
-Posłuchaj... Wczoraj, coś się wydarzyło...
-Stefan, powiedz mi! - rozkazałam. Widać było, że ciężko mu jest mi to powiedzieć.
-Matt, on... on nie żyje – ostatnie słowa powiedział wręcz szeptem, a ja zamarłam. W pierwszej chwili jakby mu nie wierzyłam, lecz po chwili poczułam pierwsze słone łzy na polikach.
-Co?! Jak to?! - wykrzyczałam, a przyjaciel złapał mnie za dłonie.
-Ja i Damon znaleźliśmy go wczoraj w lesie. Chcieliśmy mu pomóc, lecz było już za późno.-wyszeptał zbliżając się do mnie. Moich łez przybywało, ciągle i ciągle, aż w końcu zapłakałam. Straciłam kolejną bliską mi osobę. Nadal nie mogłam w to uwierzyć, lecz po chwili uderzył we mnie natłok sprzecznych emocji. Czułam jednocześnie ból i złość, rozgoryczenie i gniew.
-To niemożliwe..- mówiłam przez łzy. Stefan mnie objął.
-Tak mi przykro.

     Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie Stefan, który przyszedł do mojego pokoju z kubkiem herbaty w ręku. Czułam opuchnięte oczy od łez i wielki ból w sercu. Stefan usiadł obok mnie i podał mi kubek.
-Dasz radę iść dzisiaj na pogrzeb? - spytał zatroskany. Spoglądałam gdzieś w przestrzeń pustym wzrokiem. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa.
-Jak umarł? - zapytałam nie patrząc na niego.
-Wykrwawił się. Coś rozerwało mu tętnice. Kiedy go znaleźliśmy stracił już bardzo dużo krwi.
Kolejne łzy..
-Co to było? - spytałam przez łzy.
-Myślę, że wampir, ale pewności nie mam.-odparł cicho.- Jeżeli jeszcze nie jesteś na siłach, nie musisz iść na pogrzeb...
Otarłam łzy i spojrzałam na Stefana.
-Pójdę. Tego życzyłby sobie Matt. Żebyśmy się z nim pożegnali.
Stefan pokiwał głową. Dopiłam herbatę i wstałam.
-Jak Elena to przyjęła? - spytałam ponownie grzebiąc w szafie.
-Znasz ją. Ona z nas wszystkich najbardziej przeżywa śmierć kogoś bliskiego. Jest załamana i prędko się z tego nie podniesie.
     To była niestety prawda. Elena zawsze martwiła się o bliskich, a jeśli komuś działa się krzywda, cierpiała. Po przemianie w wampira to wszystko się nasiliło, więc wtedy na pewno była zrozpaczona. Matt zawsze był dla niej bardzo bliski.

      Kiedy Stefan wyszedł ubrałam się w ciemną, obcisłą sukienkę do kolan. Włosy uplotłam w luźny warkocz, podkreśliłam oczy kredką i usta błyszczykiem. Do pogrzebu była jeszcze godzina, a ja chciałam jeszcze zajechać po Bonnie. Jej na pewno też było bardzo smutno.  
      Po dziesięciu minutach ruszyłam autem w stronę przyjaciółki. Jadąc poczułam znowu słone łzy, lecz szybko je starłam. Zajechałam do kwiaciarki i kupiłam 3 czerwone róże. Potem podjechałam pod dom Bonnie.
      Zanim zdążyłam zapukać Bonnie otworzyła drzwi. Zdziwiona spojrzała na mnie. Ubrana była w ciemną spódnicę do kolan i ciemną koszulkę. Trzymała w ręku kwiaty, a po jej policzku płynęła łza.
-Hej Bonnie – powiedziałam cichym, drżącym głosem. Bonnie zapłakała gorzko, a ja ją przytuliłam.
Po chwili jechałyśmy na cmentarz. Kiedy tam dotarłyśmy, zobaczyłam grupkę osób już tam zebranych. Podeszłam bliżej i zobaczyłam Jeremiego stojącego koło mojej mamy ze spuszczoną głową. Kawałek dalej stała Elena, a obok niej bracia Salvatore. Wszyscy mieli na sobie żałobną czerń.
      Bonnie podeszła do Jeremiego, a ja minęłam ich, potem braci Salvatore i Elenę i podeszłam do nagrobka i spojrzałam a napis „Matt Donovan”. Położyłam trzy róże i spojrzałam na Elenę. Strasznie płakała. Podniosła na mnie oczy, lecz po chwili spuściła wzrok. Jej twarz była zalana łzami. Byłam pewna, że długo będzie rozpaczać.  
       Po pogrzebie Jeremy odwiózł Bonnie, a ja pojechałam do domu Salvatorów. Weszłam powoli. W salonie siedziała Elena. Płakała. Stefan chodził po pomieszczeniu, a Damon obok Eleny. Podeszłam do nich. Każdy patrzył w inną stronę.
-Eleno, będzie dobrze... -zaczęłam, lecz szybko mi przerwano.
-Nic nie będzie dobrze, Caroline! Straciliśmy kolejnego przyjaciela. Kolejną bliską osobę. Nic nie będzie dobrze! - krzyknęła i wstała. Złapała się za głowę i podeszła do okna.
-Eleno, musisz się uspokoić – powiedział Damon i podszedł do niej. Złapał ją za ramię. Elena gwałtownie się wyrwała.
-Przestańcie mnie wszyscy pocieszać! - odwróciła się do nas wszystkich. Byłam zszokowana jej zachowaniem, ale po części się też nie dziwiłam. Była wampirem, jej emocje były wzmocnione. -Czy wy tego nie widzicie? Wszyscy po kolei umierają. Co rusz tracimy kogoś! Dlaczego Matt?!
-Na każdego przychodzi kiedyś pora – odezwał się Stefan.
-Nie tłumacz tak tego! - wrzasnęła na niego.-Matt nie musiał zginąć. Nie powinien! Co chwilę ktoś umiera! Ja... ja nie zniosę więcej śmierci! - Elena była cała zapłakana, a my nie wiedzieliśmy co z tym zrobić. Gorzko zapłakała i zakryła twarz dłońmi.
      Wampirzyca osunęła się na ziemię pod ścianą i skuliła się nadal płacząc. Stefan odwrócił wzrok.  

      Elena nadal płakała, lecz powoli, bardzo powoli zaczęła się uspokajać Nagle, co wprawiło w osłupienie nas wszystkich uciszyła się i powoli podniosła głowę. Miała zapłakaną twarz, ale w jej oczach było jakby coś innego. Dziewczyna podniosła się powoli tym samym ocierając łzy.  
-Elena? Wszystko dobrze? -spytałam zdezorientowana.
-Tak – odpowiedziała beznamiętnie i ruszyła w stronę wyjścia.
      Salvatorowie wymienili porozumiewawcze i bardzo przerażone spojrzenia. Damon ruszył za Eleną. Spojrzałam na Stefana. Chował twarz w dłoniach.  
-Stefan, co jej się stało? - spytałam przerażona. Stefan westchnął.
-Wyłączyła człowieczeństwo...-odparł i w furii rzucił butelką whisky o ścianę.
    Wiedziałam co to oznacza. Eleny człowieczeństwo było dla niej wszystkim. Wszystkie uczucia, emocje... Wiele razy w ciężkich momentach myślałam, aby to zrobić, lecz jednak wiedziałam, że to nic dobrego. Bałam się, podobnie jak Stefan, o to co dalej z nią będzie. Teraz jako wampir, w dodatku bez człowieczeństwa, może posunąć się do wszystkiego, pomyślałam.  

     Pomogłam Stefanowi uspokoić się trochę i zadzwoniłam do Damona. Powiedział, że odwiózł Elenę do domu, i że nie jest z nią za dobrze. Postanowiłam, że jutro do niej wpadnę, bo w tamtym momencie byłam strasznie zmęczona. Tak więc wróciłam do domu. Moja mama robiła coś w kuchni, a ja bez słowa ruszyłam do mojego pokoju.  
     Chciałam wtedy tylko położyć się i zasnąć. O niczym innym nie marzyłam. Kiedy jednak weszłam do pokoju musiałam zmienić plany.  
     Przy oknie, plecami do mnie stał Kol. Rozpoznałam go po zapachu. Była to mieszanka wspaniałej wody kolońskiej i.. cóż, chyba jakiegoś świetnego perfuma. Otworzyłam szeroko oczy i jak najszybciej zamknęłam drzwi. Kol powoli odwrócił się do mnie.
-Co ty tu robisz? - spytałam bardzo skonfundowana i położyłam torebkę na biurku. Kol wyjął ręce z kieszeń.
-Musiałem coś ci przynieść-odparł i uniósł rękę, w której trzymał srebrną bransoletkę. Od razu ją rozpoznałam. Była od Klausa. Zdziwiłam się, że nawet nie zorientowałam się, że nie mam jej na ręku.
 Kol zaczął podchodzić w moją stronę, lecz ja mimowolnie i od razu się cofnęłam. Pierwotny zatrzymał się spoglądając na mnie. Delikatnie wyciągnął swoją dłoń w moją stronę. Wiedziałam, o co mu chodzi. Moje serce zaczęło coraz silniej i szybciej łomotać. Nie mogłam nic innego zrobić jak podać mu dłoń.                          Wyciągnęłam ją w jego stronę, a ten delikatnie ją ujął. Jego dotyk był bardzo przyjemny. Zimny, lecz delikatny i łagodzący. Po chwili zapiął na moim nadgarstku bransoletkę.  
-Dzięki – szepnęłam trochę speszona i zabrałam dłoń.
-Znaleźliśmy Klausa. - powiedział przechadzając się po moim pokoju luźnym krokiem.
-I co z tego? - spytałam nie zmieniając wyrazu twarzy. Kol usiadł na krześle obok okna i spojrzał na mnie.
-Ty przecież też chciałaś go zaleźć. Co więcej-chciałaś, aby wrócił do Mystic Falls.
-A po co ty wróciłeś?-zmieniłam temat.
-Cóż, nie biorąc pod uwagę gromadki kręcącej się wśród Salvatorów, to jest tu całkiem przyjemnie. Mojej siostrze też się podoba. Elijah'y też.
Pierwotny uśmiechnął się.
-Klaus wrócił? - spytałam w końcu. Po prostu musiałam. Kol spoważniał.
-Klaus już nie wróci, Caroline. Jedynie przyjedzie po Elenę – odparł i wstał podchodząc do mnie. Odsunęłam myśl o nim, gdyż poczułam w kąciku oka łzę. A myślałam, że już nie będzie chciał tworzyć hybryd.
-Wczoraj mój przyjaciel umarł. Wiesz coś o tym?
-Matt, tak? - spojrzał na mnie spode łba. - Nie, nie wiem kto go zabił.
Uwierzyłam mu, powiedział to bardzo przekonująco.
-Nie ważne... Czy mógłbyś już iść? Jestem zmęczona.
-Caroline, nie przejmuj się Klausem. Nie jest wart twojego cierpienia-stwierdził pierwotny. Nagle zorientowałam się, że stoi bardzo blisko mnie. Nie chciałam zaprzeczać, wiedziałam, że ma rację, jednak tęsknota była silniejsza.
-Nie wiesz co ja czuję, bo sam nie czujesz-odparłam hardo. Wiedziałam, że Kol ma wyłączone człowieczeństwo. -więc daj mi spokój i odejdź.
     Wyraz twarzy wampira się nie zmienił. Odwróciłam się i podeszłam do łóżka, po czym się położyłam i przykryłam kołdrą. Po chwili poczułam powiew wiatru, więc się odwróciłam. Kola już nie było.  
     Wtuliłam się mocno w poduszkę i po prostu zasnęłam.  

         Dochodziła piętnasta, kiedy jechałam do Eleny. Pogoda była okropna, lało od rana i byłam pewna, że do wieczora nie przestanie. Wczorajsza wizyta Kola była naprawdę dziwna, ale dzięki niemu chociaż trochę zaczęłam godzić się z tym, że Klaus nie wróci. Co więcej-nie chciałam dopuścić do tego, by zrobił coś Elenie. Postanowiłam po prostu ten rozdział mojego życia odrzucić w niepamięć.  
        Zaparkowałam samochód i z wampirzą prędkością podbiegłam do drzwi. Niestety parę kropel deszczu i tak mnie dopadło. Mogłam wziąć parasol, pomyślałam i weszłam do domu przyjaciółki. Na dole nikogo nie było, usłyszałam tylko muzykę dobiegającą z góry, dlatego tam się skierowałam. Dochodziła z pokoju Eleny. Wiedziałam, że ma wyłączone człowieczeństwo dlatego aż się bałam tam wchodzić.
      Jednak po chwili otworzyłam drzwi. W całym pokoju bębniła głośna muzyka. Spojrzałam na łóżko. Siedziała na nim Elena i trzymała w rękach jakiegoś młodego chłopaka. Pożywiała się. Od razu zareagowałam. Szybko odrzuciłam go od niej. Złapałam też za jakiegoś buta i rzuciłam w stronę wierzy. Muzyka od razu się wyłączyła.
-Co ty wyprawiasz?!-wykrzyczałam, a wampirzyca przekręciła tylko oczami i położyła się na łóżku.                    Pomogłam chłopakowi wstać i podałam mu ręcznik leżący na ziemi. Przyłożył go sobie do rany, a ja zahipnotyzowałam go, żeby zapomniał i poszedł. Elena leżała na łóżku i podrzucała jakąś plastikową piłeczkę. Nie mogłam w to uwierzyć. Zorientowałam się, że to wszystko przez to, że wyłączyła człowieczeństwo.  
-Co się z tobą dzieje?! - krzyknęłam zszokowana. -Karmisz się na ludziach?! Oszalałaś?!
-Jestem wampirem, to normalne – wycedziła nie patrząc na mnie. Nie mogłam w to nadal uwierzyć. Wzięłam głęboki oddech.
-Wiem, że wyłączyłaś człowieczeństwo. Dlatego taka jesteś. Ale Eleno, to nie jesteś ty. Nigdy nie chciałaś nikogo skrzywdzić i emocje zawsze były dla ciebie ważne. Nie rezygnuj z nich.
Elena nie odpowiadała tylko wpatrywała się w podrzucaną piłeczkę.
-Posłuchaj, śmierć Matt'a-zaczęłam, lecz szybko mi przerwano.
-Nie, to ty posłuchaj-wysyczała i podniosła się z łóżka. Jej oczy pałały nienawiścią.-mam dość twojego natręctwa w moim domu i ciągłego wtrącania się, więc lepiej róż tyłek i wynoś się, albo ci pomogę.
      Otworzyłam szeroko oczy. Byłam w kompletnym szoku. Przecież to ja, twoja przyjaciółka, pomyślałam. Nie mogłam uwierzyć, że już nawet przyjaźń nic dla niej nie znaczy.  
-Jak tak możesz?! Matt był tam samo waży dla mnie, jak dla ciebie. Ale na pewno nie chciałby, abyś wyłączyła uczucia.-odparłam. Wiedziałam, że to nie ona, dlatego nie mogłam się na nią gniewać.
-Matt był tak samo nudny, jak ty-odgryzła się z głupawym uśmieszkiem. Wtedy już nie wytrzymałam.
-Odszczekaj to!
-Tak, to się stanie-wycedziła z szelmowskim uśmiechem i znowu położyła się na łóżko. Eksplodowałam.
Z wampirzą szybkością złapałam ją za szyję i rzuciłam o szafę. Ta rozpadła się na kawałki.
-O, bijemy się? - zaśmiała się i podbiegła do mnie. Chciała złamać mi kark, lecz zareagowałam, a Elena wylądowała pod ścianą. Nie chciałam jej skrzywdzić, lecz nie mogłam zwyczajnie wytrzymać.
-Kto cię nauczył tak świetnie walczyć? Czyżby Klaus? Niemożliwe, że zajmujecie się czymś innym niż seksem – znowu się zaśmiała, a moja cierpliwość się skończyła. Byłam od niej silniejsza i szybsza, ale Elena pożywiała się ludzką krwią, więc w jakimś stopniu także była silna.
       Rzuciła się na mnie. Spadłyśmy przez poręcz na schody. Tam złapałam wampirzycę za rękę i wygięłam. Dziewczyna nie pozostała mi dłużna. Popchnęła mnie z niesamowitą siłą na wyjściowe drzwi, a ja przez swój ciężar wyważyłam je. Po chwili Elena znalazła się przy mnie. Rzuciła mną o mój samochód. 
      Chciałam reagować, lecz traciłam siły, Elena działała jakby przez furię, a w jej oczach była nienawiść i wściekłość. Byłam przerażona. Podnosiłam się spod samochodu, kiedy Elena znalazła się przede mną i wbiła mi sztachetę od płotu w klatkę piersiową.
      Poczułam jak drewno przesuwa się koło serca, jęknęłam cicho.  
-Jesteś słaba – wycharczała wbijając mi głębiej kołek. Poczułam, że słabnę, ból był ogromny. Myślałam, że lada moment umrę, że zabije mnie własna przyjaciółka, lecz nagle ktoś odepchnął Eleną potężną siłą tak, że wylądowała przed domem. Otworzyłam ciężko oczy i ujrzałam mojego wybawcę.   


__________________________________________________________________________

Witajcie ! A więc mamy  już 11 rozdział! Tyle się ostatnio wydarzyło.. nowe odcinki są po prostu mega imega mnie zadziwiają ; o . Szkoda tylko, że Klaroline już nie będzie.. No cóż. Bardzo zależy mi na komentowaniu :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba, a i przepraszam, że tak bez uczuć i szbko opisałam śmierć i pogrzeb Matta, ale tak wyszło c:. 
 Druga sprawa :  http://last-drop-of-blood.blogspot.com/

BARDZO PROSZĘ, ODWIEDŹCIE TEGO BLOGA. PISZĘ GO WRAZ Z KOLEŻANKAMI OD NIEDAWNA I NIEDŁUGO WYCHODZI KOLEJNY ROZDZIAŁ. JEST TO NASZA(JEŻELI JUŻ MOGĘ MÓWIĆ NASZA) WŁASNA INTERPRETACJA PAMIĘTNIKÓW. A RACZEJ 4 SEZONU. SERDECZNIE ZAPRASZAM, WESPRZYJCIE KOMENTARZAMI <3 DZIĘKUJĘ Z GÓRY <3 

Pozdrawiam Was serdecznie! ; **********

sobota, 9 marca 2013

Rozdział 10.


Caroline:



     Wróciłam do domu. Nie miałam ochoty dalej żyć. Nie miałam przyjaciół. Klaus odszedł. Nie miałam nikogo. Czułam się okropnie. Starałam się opanować łzy, ale jak to mi, przychodziło to z trudem. Postanowiłam sobie po prostu zapomnieć o tym co łączyło mnie i mieszańca. To nie było łatwe, ale musiałam się postarać.
     Moja mama spała, więc po cichu wzięłam prysznic i poszłam do mojego pokoju. Tam ubrałam na siebie piżamę i położyłam się do łóżka. Niestety nie mogłam zasnąć. Patrzyłam tylko w okno na księżyc, który był w pełni. Co jakiś czas z oka płynęła mi pojedyncza łza. Nadal nie wiedziałam, co takie zrobiłam, że Klaus mnie zostawił. No, może nie mnie, ale dlaczego wyjechał. Myślałam, że jestem dla niego choć trochę ważna.
     Kiedy poczułam się senna, odwróciłam się na bok i zasnęłam.



     Obudził mnie deszcz uderzający o ziemię. Z racji tego, że miałam bardzo wyczulony słuch, bardzo mi to przeszkadzało, dlatego ociężale podniosłam się z łóżka. Lało jak z cebra. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Nienawidziłam takiej pogody, ale wtedy pasowała ona do mojego humoru.
      Po śniadaniu w postaci woreczka z krwią złapałam za telefon. Miałam jedną wiadomość. Od Bonnie. Wkurzyłam się jeszcze bardziej, lecz i także posmutniałam. Szybko przeczytałam.

     Caroline spotkajmy się dzisiaj w Grill'u o czwartej. Wiem, że jesteś na mnie zła, ale chcę ci powiedzieć tylko jedną rzecz. To bardzo ważne. 



    Zdziwiłam się. Co ona może ode mnie chcieć, pomyślałam. To było dziwne, ale nie widziałam przeszkód, aby tam pójść. Ubrałam na siebie czarne leginsy, buty na lekkim obcasie do kolan i różową bluzkę z rękawami do łokci. Pokreśliłam jeszcze oczy maskarą, wyprostowałam włosy zabrałam parasolkę i wyszłam. Miałam jeszcze parę godzin do spotkania z Bonnie, ale chciałam zahaczyć o parę sklepów, żeby porządnie odreagować.
    Szczerze tęskniłam za Klausem, ale także miałam do niego żal, o to, że mnie zostawił w tak trudnym momencie mojego życia.
     Wsiadłam do samochodu i ruszyłam przed siebie. Deszcz już ustał, lecz na zewnątrz było bardzo wilgotno. Kiedy zajechałam do centrum miasteczka od razu skierowałam się do mojego ulubionego sklepu. Wybrałam trzy pary butów, sukienkę i parę spodni.
     Po dosyć udanych zakupach pojechałam do Grill'a. Dochodziła czwarta, więc wolałam być na czas. Bonnie już czekała. Dosiadłam się do niej. Minę miała nieciekawą i zanim zdążyła coś powiedzieć podszedł do nas kelner, i zapytał czy coś zamawiamy. Wzięłam dla siebie kawę, a Bonnie szklankę mineralnej.
     Dziewczyna miała na sobie ciemną koszulkę i szerokie jeansy. Nieśmiało uśmiechnęła się do mnie.
-Jak się czujesz? - spytała z troską w głosie. Przewróciłam oczyma.
-Co chciałaś mi powiedzieć? - przeszłam do sedna. Chciałam mieć tę rozmowę za sobą. Bonnie oparła łokcie na stole i westchnęła.
-Musisz uważać na siebie. Do miasta wrócili pierwotni, ponoć chcą na nowo „pojednać” się z Klausem.
 Zrobiłam zdziwioną minę. Znowu przypomniał mi się Klaus...
-Skąd to wiesz?
-Damon spotkał wczoraj Rebekę. Pożywiała się.-odparła cicho i nie wiedziałam o co jej chodzi. Oczami wskazała na bar. Spojrzałam tam. Przy barze siedział Kol trzymając w ręku szklankę z alkoholem i uśmiechając się szyderczo. Przyglądał się mnie i Bonnie. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
-Czego on chce? - spytałam cicho. Bonnie spojrzała na mnie.
-Sama nie wiem, ale to bardzo dziwne, że nagle wszyscy chcą pogodzić się z Klausem. Niedawno chcieli go zabić. Poza tym Elijah też tu jest.
  To było strasznie dziwne. Czego oni chcieli od Klausa?
-Raczej to im nie wyjdzie. Klausa nie ma. Wyjechał – odrzekłam i spuściłam wzrok.
-Dokąd? - Bonnie szczerze się zszokowała.
-Nie wiem.
-Caroline.. przykro mi. Myślałam, że ty i on..
-To źle myślałaś. To znaczy.. ja też. Przeliczyłam się.
 Bonnie złapała mnie za rękę. Uśmiechnęła się.
-Nie jesteś na mnie wściekła? Przecież wybrałam go. Powinnaś mnie nienawidzić.
-Nie opowiadaj bzdur. Ta kłótnia była tylko nie potrzebnym zamieszaniem, a Damon zrobił z tego jak zwykle wielkie halo. - Bonnie uśmiechała się do mnie serdecznie co odwzajemniałam. Kol siedział do nas tyłem, ale byłam pewna, że podsłuchuje.
-Bonnie chcę żebyś wiedziała jedno. Mi na nim zależy, a to, że okazał się dupkiem i mnie zostawił, to druga sprawa. Ja sobie jakoś poradzę z tym, nie martw się.- powiedziałam po chwili ciszy, a Bonnie drugą ręką szarpnęła lekko moje kolano pod stołem. Zdziwiłam się, a ona zrobiła wielkie oczy.
-Caroline, cieszę się, że to sobie wyjaśniłyśmy. - nagle poczułam, jak pod stołem w moją rękę coś się wsuwa. Wiedziałam co to oznacza. Bonnie mi coś podała, ale nie pozwalała odrywać od siebie wzroku, żeby Kol cokolwiek zauważył. Złapałam mocno przedmiot i wsunęłam go do torebki. Kątem oka zerknęłam na to. Był to kołek z białego dębu..
     Zdziwiona spojrzałam na Bonnie. Uśmiechała się. Byłam skonfundowana, bo nie wiedziałam po jaką cholerę ona mi to daje. Zobaczyłam nagle jak Kol wstaje z krzesła i z obojętną miną opuszcza lokal. Bonnie widocznie się bała. Nie chciała aby cokolwiek zauważył.
     Przyjaciółka odczekała jeszcze parę sekund i szeptem zwróciła się do mnie.
-Trzymaj ten kołek zawsze przy sobie, dopóki pierwotni się nie wyniosą. Tak na wszelki wypadek.
-A dlaczego ja go muszę mieć? - byłam nadal zdziwiona.
-Damon, Stefan, Elena, Jer i ja mamy takie same. Musimy się czymś bronić.
-Ależ Bonnie, jeżeli zabijemy choć jednego pierwotnego, to pozostali nie spoczną póki nas wszystkich nie zabiją. - prawie krzyczałam, lecz Bonnie przyciszała mnie palcem.
-Dlatego jeżeli ktoś z nas będzie musiał zabić jednego z nich i to zrobi, nie będziemy mieli wyboru i będziemy musieli zabić pozostałych. - Spojrzałam na Bonnie jak na wariatkę. Skąd nagle wzięli taki pomysł? Skąd mają kołki z białego dębu? Czy tylko ja byłam niedoinformowana?
-Dobrze... Ale nie liczcie, że będę w stanie zabić któregoś z rodzeństwa Klausa.
-Miejmy nadzieję, że to nie będzie konieczne.
     Powoli wstałam. Pożegnałam się z przyjaciółką i wyszłam w zakłopotaniu z Grilll'a.

     Skierowałam się w stronę mojego auta i już miałam je tworzyć, kiedy ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Wystraszyłam się więc przycisnęłam do siebie torebkę. Bałam się, że zauważył jak Bonnie podawała mi kołek z białego dębu.
     Pierwotny uśmiechał się i przyglądał mi.
-Porozmawiajmy – zaczął Kol i zabrał mi z ręki kluczyki do auta po czym okrążył je i otworzył. - wsiadaj.
      Posłusznie wsiadłam na miejsce pasażera cały czas drżąc. Bałam się cokolwiek powiedzieć. Byłam pewna, że mnie zabije lub przeszuka mi torebkę.... Ale wtedy i tak by mnie zabił. Byłam w kropce.
     Kol ruszył przez drogę z bardzo dużą prędkością. Jak na mój samochodzik to była za duża prędkość.
-Czego ode mnie chcesz? - spytałam drżącym głosem. Kol krążył po ulicach Mystic Falls i ciągle się uśmiechał.
-Z tego co mi wiadomo, dosyć dużo czasu spędzasz z moim bratem. - odparł i spojrzał na mnie.
-Którym? - spytałam jakby od czapy. To było głupie pytanie, ale nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po prostu się bałam. Kol spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-Caroline, jesteś bardzo mądra. Nie udawaj idiotki.
-Jeżeli chodzi ci o Klausa, to wcale nie spędzam z nim dużo czasu. - odrzekłam nie patrząc a niego. Nie chciałam żeby wyczuł moje przerażenie, dlatego zgrywałam obojętną.
-Nie? A ja uważam inaczej. - wykrzyczał prawie i tak zakręcił autem, że wylądowało ono naprzeciwko drzewa po drugiej stronie szosy. Wystraszona przytrzymałam się siedzenia i tłumiłam resztki krzyku, który chcąc nie chcąc i tak wydobył się z mojego gardła. Kol zgasił samochód i spojrzał na mnie groźnie.
-Gdzie jest Klaus? - spytał akcentując każde słowo. Popatrzyłam na niego.
-Ja naprawdę nie wiem.. - zaczęłam, a ten przybliżył się do mnie i chwycił za szyję. Jego uścisk sprawiał, że nie mogłam się ruszyć, ale nie bolał.
-Mów prawdę, Caroline. Ty jako ostatnia się z nim widziałaś. A więc?
-Kiedy do niego przyszłam to się pakował. Spytałam dokąd się wybiera i powiedział po prostu, że się nudzi i nie chce tu zostawać. Potem zwyczajnie zabrał walizkę i wyszedł. Naprawdę nie wiem gdzie jest.- wybełkotałam wystraszona. Kol rozluźnił uścisk patrząc mi głęboko w oczy. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nasze twarze dzieli tylko parę centymetrów.
      Po paru sekundach puścił moją szyję i wrócił do poprzedniej pozycji.
-Czemu go szukasz? -spytałam powoli się uspokajając.
-Jest potrzebny mi i mojemu rodzeństwu. Zadzwoń do niego jeszcze dziś i powiedz, żeby wrócił do Mystic Falls, rozumiemy się? - rozkazał groźnie, a ja zauważyłam w jego oku błysk. Taki sam jak u Klausa, pomyślałam i pokręciłam głową. Kol po chwili patrzenia się na mnie, co było bardzo krępujące, wysiadł z auta i uciekł.
     Odczuwałam masę sprzecznych emocji. Bałam się Kola, ale w tamtej chwili, kiedy czułam jego ciepły oddech na swojej skórze, nie czułam zagrożenia. Ba, byłam pewna, że nic mi przy nim nie grozi.
     Nie byłam pewna, że czy mam spełnić jego żądanie, ale bałam się, że gdy tego nie zrobię, to pierwotny zrobi komuś krzywdę. Kiedy opanowałam drżenie rąk przesiadłam się na miejsce kierowcy i ruszyłam w stronę domu. Zmierzchało.
     Nie, nie mogę tego zrobić, pomyślałam. Nie mogłam skontaktować się z Klausem. Wiedziałam, że to oznacza powrót do tego, co tak naprawdę jeszcze do końca się nie skończyło. Moje rany nadal były świeże. Chciałam, aby wrócił. Chciałam tego jak niczego innego, jednak czułam przerażenie. Przeraziłam się myśli, że znów pozuję ten straszny ból. Tą rozpacz. I że znowu będę musiała dusić to w sobie.
    Od opuszczenia przez Klausa Mystic Falls minął dzień, a ja czułam, jakby to były stulecia.
-Ugh – warknęłam na siebie, kiedy tylko poczułam pojedynczą łzę na policzku, której szczerze nienawidziłam. W jednej chwili zatrzymałam wóz, wysiadłam z niego i najmocniej jak potrafiłam rzuciłam moją komórką w głąb lasu. Wypuściłam powietrze z ust i usłyszałam jak telefon rozpada się na mnóstwo kawałków. Wróciłam do samochodu i pojechałam dalej.



     Obudziło mnie czyjeś szturchanie. Jęknęłam cicho i otworzyłam oczy. Nade mną stała mama.
-Kochanie, wstawaj. Szkoła – wypowiedziała to tak melodyjnie, że poczułam się jak normalna nastolatka, którą mama budzi codziennie do szkoły.
     Moje ciężkie powieki same opadały na oczy, więc szybko przemyłam twarz zimną wodą i zaczęłam szykować się do szkoły.
       Od wyjazdu Klausa minęły dwa miesiące. Ponoć Elijah, Rebekah i Kol znaleźli go w Chicago. Jednym słowem tamtego dnia, kiedy Kol „porwał” mnie w podróż samochodem, wszyscy pierwotni zniknęli i nie byłam im do niczego potrzebna.
     Nadal cierpiałam, a chwilami ból był wręcz nie do zniesienia. Chciałam Klausa, pragnęłam go. Pragnęłam aby był przy mnie, co sprawiało, że jeszcze bardziej pogrążałam się w smutku.
     Pogodziłam się z Eleną, Bonnie i braćmi Salvatore. Moi przyjaciele znowu nimi byli, lecz to nie była ta sama przyjaźń co kiedyś. Od tamtej pory większość czasu spędzałam sama. Rozmyślałam chodząc na spacery, odwiedzając Tylera w lesie. Wolałam po prostu być sama. Zastanawiać się co by było gdyby Klaus nie wyjechał. Gdyby był wtedy ze mną.
     Każdego wieczoru moje marzenia okazywały się tylko złudzeniem.






_____________________________________________________________

Cześć. Jest rozdział 10. Nie będę go oceniać, bo szczerze nie mam już sił. Piszę te cholerne rozdziały, których mam pełno już, lecz nie widzę sensu publikowania ich tutaj. No cóż.. To tyle z mojej strony. Miłego czytania, pozdrawiam. 

P.S. Serdeczne uściski dla Angel Madame (http://hate-is-the-beginning-tvd.blogspot.com/ - oto jeden z jej blogów) Która swoim spamem i komentarzami wspiera mnie < 3 Dziękuje ; *