sobota, 15 czerwca 2013

    http://www.youtube.com/watch?v=cXOyBaiIdes

Rozdział 14.


      Obudził mnie znienacka jakiś szmer. Otworzyłam oczy i wyostrzyłam słuch. Ktoś próbował otworzyć drzwi tak, aby nie narobić hałasu. Przyglądałam się, jak powoli się otwierają, aż w końcu ujrzałam Kola. To był po prostu jakiś cud. Poczułam w środku niesamowitą ulgę. Kol spojrzał na mnie z troską. Pospiesznie wstałam, choć przez to poczułam ból w każdej części mego ciała, i podbiegłam do Kola obejmując go. Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach.  
-Przyszedłeś po mnie...-szepnęłam mu do ucha jak najciszej tylko mogłam.
-Nie płacz...-odparł i wsunął palce w moje włosy.-Wszystko będzie dobrze, zabieram cię stąd.
     Nagle do pomieszczenia wszedł Stefan. Rozejrzał się i szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Podszedł do Eleny. Chwilę potem we czterech wychodziliśmy po cichu z lochu, a kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, poraziło mnie światło księżyca. Zasłoniłam oczy ręką.
     Stefan pospiesznie zabrał Elenę i zniknął z nią po chwili. Kol i ja wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do mojego domu.  
     Gdy w końcu tam zajechaliśmy, Kol zgasił wóz i spojrzał gdzieś przed siebie.
-Dziękuje Ci... za to..-mruknęłam oblizując suche usta.-Miło, że nas uratowałeś, ale Klaus i tak niedługo po nas wróci.
-A myślałem, że jesteś optymistką, Caroline-odparł i spojrzał na mnie.-Wiem jak to wszystko wygląda, ale obiecuję ci, że coś wymyślę, tylko musisz mi dać trochę czasu.
-Czasu? Nie ma już czasu, Kol. On zniszczy nas wszystkich prędzej czy później.
-Dlaczego tak zakładasz? Dlaczego po prostu stąd nie wyjedziesz, aby być bezpieczna?
-Mam tu przyjaciół, nie zostawiłabym ich. Poza tym, moja mama tu także jest. Jej też grozi niebezpieczeństwo.
Kol odwrócił wzrok i począł zastanawiać się nad moimi słowami.
-Bałam się, że skrzywdzi mnie, moich przyjaciół, rodzinę, ale... gdy już to zrobił, nie boję się go. Może mnie zabić, mam to gdzieś. I tak jestem martwa-powiedziałam cicho i wyszłam z samochodu.
       W domu wypiłam 3 worki z krwią i poszłam do łazienki wziąć długą, odprężającą kąpiel. Wymyłam całe ciało, po czym owinęłam je ręcznikiem i skierowałam się do pokoju. Szybko usnęłam. Padałam z wycieńczenia.  
       Spałam bardzo długo, gdy się obudziłam było już ładnie po 15. Zjadłam śniadanie, ubrałam się, umalowałam i wyszłam z domu, jakby nigdy nic. Skierowałam się do Grilla, bo postanowiłam się upić. W środku nie było wiele osób. Podeszłam do baru i zamówiłam czystą. Kiedy upiłam łyk, ktoś usiadł obok mnie. Obróciłam głowę i wytrzeszczyłam oczy.
-Witaj, Caroline-powiedział.


Klaus:

      Siedziałem w pracowni od dobrych paru godzin. Pracowałem nad nowym obrazem, przedstawiającym półnagą kobietę z różą w ręku. Kiedy miałem wykonać kolejny ruch pędzlem na płótnie, drzwi od pracowni otworzyły się z impetem i wbiegł do niej Mark, moja hybryda.
-Panie, wampirzyce uciekły-powiedział głośno dysząc. Zaśmiałem się lekko z głupoty moich hybryd.
-Czy chociaż raz nie możecie prawidłowo wykonać mojego rozkazu?!-wrzasnąłem, rzucając pędzlem i paletą.
-Panie..-zaczął niepewnie-błagam o wybaczenie..
-Ile razy mam wam wybaczać?! Wynoś się stąd!-wrzasnąłem znowu.
-Panie.. jest jeszcze coś.. o czym muszę ci powiedzieć.-mruknął.
-Słucham-rzekłem nie patrząc na niego.
-On wrócił, Panie..-odrzekł w końcu, a ja zamarłem. Od razu wiedziałem, że chodzi o tego sukinsyna.

_______________________________________________________________________________


WITAM <3 Więc jest w końcu 14 rozdział, napisany po dłuugiej przerwie. Wybaczcie, że była taka długa przerwa, ale kompletnie nie mam weny : c. Ten rozdział też jest krótki i jakiś taki... nudnawy-.- Ale co zrobić. Napisałam go w sumie na szybko, ale obiecuję, kolejny będzie o wiele ciekawszy :) A tak, miałam wyjaśnić pewną sprawę, gdyż były tam jakieś niejasności. Więc Klaus wyłączył człowieczeństwo, ponieważ bał się, że przez uczucia do Caroline stanie się słaby, miękki. I dlatego teraz taki dla niej jest-odpycha to wszystko co do niej czuje. Zdradzę Wam jeszcze, że Kol zakochał się w Caroline i stale będzie jej pomagal, ale czy ona w nim, tego sama nawet nie wiem ; o : ). 
Obiecuję także zaraz zabrać się za czytanie Waszych blogów, ponieważ to też troszeczkę zaniedbałam. : c.
Kolejna sprawa: W komentarzu proszono mnie o moje gg, fejsa, aska i takie tam. Tak więc GG podam:43153634. Z chęcią z Wami popiszę, więc pisać śmiało :). Aska czy fejsa podam z chęcią na priv :)
Jeszcze raz dziękuję za komentarze i za to, że jesteście tacy wspaniali. Kocham Was <3

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 13.

     Kiedy usłyszałam to imię, zadrżałam. Od razu wiedziałam, z jakiego powodu Klaus zabrał Elenę. Przeraził mnie ten fakt, lecz bałam się także ponownego spotkania go. Chwilę potem poczułam, jak ktoś mnie łapie za ramię. To był Stefan.
-Co tu się stało do cholery?-usłyszałam Stefana i otrząsnęłam się szybko z zamyślenia.
-Wróciłem do domu i zobaczyłem jak Klaus schodzi po schodach, trzymając Elenę w rękach. Była chyba nieprzytomna. Złapałem szybko za kuszę, lecz on mnie zaskoczył i wgryzł się w moją szyję, potem rzucił mną i na chwile straciłem przytomność-opowiedział Jeremy nadal wystraszony i ściągnął z siebie zakrwawioną koszulkę, po czym nałożył jakąś inną.
    Damon i Stefan wymienili porozumiewawcze spojrzenia.  
-Co zamierzacie zrobić?-spytałam z przejęciem w głosie. Martwiłam się i to bardzo.
-Pojedziemy do jego starej posiadłości-odezwał się Damon i ruszył w stronę drzwi. Stefan złapał go za ramię i zatrzymał.
-Nie możemy jechać tam sami, nie damy rady Klausowi. Przemyślmy to na spokojnie.
-Chcesz czekać aż jej coś zrobi, albo wyjdzie z nią nie wiadomo dokąd?-wrzasnął Damon.-Tu chodzi o Elenę.
-Damon, Stefan ma rację. Zadzwońmy po Bonnie i ustalmy działania. Pochopnymi decyzjami nic nie zdziałasz-odezwałam się. Damon tylko westchnął, przekręcił oczyma i niechętnie się zgodził.
     Kiedy zajechaliśmy po Bonnie razem skierowaliśmy się w stronę domu Pierwotnych. Ja chyba najbardziej nie chciałam tam jechać. Wiedziałam, że jeśli znowu zobaczę Klausa, mój ból powróci. Miałam tez cichą nadzieję, że może Klaus jednak zostanie, ale nie byłam pewna, czy potrafiłabym mu wybaczyć.  
Damon zatrzymał samochód 200 metrów od rezydencji Mikaelsonów. Zobaczyłam auto Klausa, więc wiedziałam, że on musi tam być. Zadrżałam.
    Gdy wysiedliśmy z wozu, wolnym i ostrożnym krokiem skierowaliśmy się w stronę domu. Stanęliśmy wszyscy przed drzwiami i już mięliśmy je otworzyć, kiedy usłyszeliśmy piękny akcent brytyjski.
-Trochę dużo czasu wam to zajęło-usłyszeliśmy i w mgnieniu oka się odwróciliśmy. Moje serce zadrżało jeszcze mocniej. Poczułam napływające łzy w oczach. '
    Klaus stał uśmiechnięty trzymając Elenę, która ciężko oddychała. Miała nieodgadnięty wyraz twarzy, a z szyi kapała jej krew. Z kącików ust mieszańca również kapała krew, wiedziałam, że ugryzł Elenę.  
-Wypuść ją!-krzyknął Damon i już miał wystartować do nich, lecz Stefan go powstrzymał.
-Wypuścić mojego sobowtóra? Och, nigdy w życiu. Mam to, czego chciałem i znów mogę tworzyć hybrydy-uśmiechnął się szelmowsko, a ja starałam się nie patrzeć w jego stronę.
-Zapewniam was, że Elenie nie spadnie ani jeden włos z głowy. Jeżeli chcecie mieć pewność, jedno z was może z nią zostać-stwierdził i pogładził Elenę po włosach.
Wtedy zdecydowałam się na szybką decyzję.
-Ja pójdę, a wy wymyślcie coś, żeby go powstrzymać-szepnęłam tak cicho, żeby tylko Damon i Stefan usłyszeli.
    Stefan i Damon spojrzeli na siebie. Na ich twarzach malował się niepokój i trwoga.  
-Ja pójdę-odezwałam się drżącym głosem, a Klaus nadal się uśmiechał. W jego oczach była pustka. Nie było już widać żadnych uczuć. Zauważyłam, że Klaus się zmienił. Zdałam sobie sprawę, że dzięki mnie wcześniej coś czuł, lecz teraz znowu wyłączył uczucia na dobre.
     Klaus wyciągnął dłoń w moją stronę, abym podeszła. Wahałam się, lecz po chwili wyminęłam Bonnie i Damona i podeszłam niepewnym krokiem do nich. Elena nawet na mnie nie spojrzała. Kiedy położyłam dłoń na ręce Klausa, we trójkę zniknęliśmy za domem, zostawiając resztę na podjeździe. Chwilę potem znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu pod ziemią. Był jak loch, tylko ściany były pomalowane na niebiesko. W środku znajdowała się kanapa i małe krzesło. Byłam naprawdę wystraszona. Mieszaniec położył Elenę na kanapie i wyszedł nie patrząc na nas. Trzasnął drzwiami, po czym zamknął je na cztery spusty.  
     W co ja się wpakowałam, pomyślałam i złapałam się za głowę w geście desperacji. Byłam u kresu sił. Spojrzałam na Elenę, leżała z zamkniętymi oczami i ciężko oddychała. Jad rozprzestrzeniał się po jej organizmie, ale byłam pewna, że Klaus nie pozwoli jej umrzeć. Podeszłam do niej i uklęknęłam obok sofy. Złapałam przyjaciółkę za dłoń.
-Klaus na pewno zaraz przyniesie ci krew. Będzie dobrze-wyszeptałam. Elena zerknęła na mnie.
-Nie dawno prawie cię zabiłam. Jak możesz być dla mnie miła? Dlaczego ze mną zostałaś?-spytała drżącym i bezsilnym głosem. Uśmiechnęłam się do niej blado.
-Na tym polega przyjaźń. Nigdy bym cię nie zostawiła, nawet teraz, gdy jesteś zimną suką-uśmiechnęłam się przyjacielsko nadal trzymając Elenę za dłoń. Wampirzyca zaśmiała się cicho
-Eleno, czy ty naprawdę nic nie czujesz? Naprawdę człowieczeństwo nic dla ciebie nie znaczy?-spytałam delikatnie dobierając słowa. Elena odwróciła wzrok. Zrezygnowana wstałam i chciałam odejść, lecz Elena ścisnęła moją dłoń. Odwróciłam się.
-Było ważne, Caroline. Ale po co czuć, skoro na każdym kroku muszę cierpieć, bo ktoś kogo kocham, ktoś na kim mi zależy umiera, albo dzieje mu się krzywda? Nie chcę więcej cierpieć. Już nie-odparła nadal słabym głosem. W moim sercu zapaliła się lampka nadziei.
-Wiem, Eleno. Czułam to samo, kiedy umarł Matt, kiedy umarli Alaric i Jenna, chociaż nie byłam związana z nimi tak, jak ty. Ale w życiu nie tylko spotykają nas przykre rzeczy. Dlatego warto czuć.
Elena patrzyła na mnie pustym wzrokiem. Widocznie zastanawiała się nad słowami, które powiedziałam.
-Włącz człowieczeństwo-poleciłam i uśmiechnęłam się najprzyjaźniej jak umiałam.-Jeżeli nie chcesz robić tego dla mnie, zrób to dla Stefana, który kocha cię ponad wszystko.
     Nagle doznałam totalnego szoku, gdyż po policzku wampirzycy popłynęła łza. Skoro płakała, to oznaczało, że czuła. Poczułam jak po moim poliku również płyną łzy, lecz były to łzy szczęścia. Z całych sił uściskałam przyjaciółkę.  

     Chwilę potem jakiś mężczyzna(pewnie służący Klausa) przyniósł krew mieszańca w szklance dla Eleny. Kiedy dziewczyna wypiła od razu zasnęła ze zmęczenia. Ja natomiast zaczęłam rozmyślać. Klaus się zmienił i to bardzo. Nie wierzyłam, że potrafił być aż tak okropny w stosunku do mnie, tak nie czuły, obojętny. To wszystko sprawiało, że chciało mi się płakać. Nie wiedziałam też, dlaczego Klaus nie wyjechał z Eleną, tylko został w Mystic Falls. Wszystko to pozostawało dla mnie jedynie zagadką.  
    Po godzinie bezczynnego siedzenia, zrobiłam się głodna. Przecież Klaus nie mógł więzić nas tam cały czas. To było chore. Podeszłam do drzwi i zaczęłam w nie walić.
-Halo, jest tam kto? Jestem głodna!-krzyczałam waląc z całej siły w drzwi. Po chwili usłyszałam kroki. Oddaliłam się od drzwi, które chwilę potem otworzyły się, a w wejściu stanął Klaus. Moje serce zadrżało. Ubrany był w ciemne spodnie i białą bluzkę, która idealnie podkreślała jego tors. W jego oczach z kolei nie było nic, prócz pustki i obojętności.
-Klaus..-zaczęłam niepewnie-proszę nie trzymaj nas tu. Nie zasługujemy na takie warunki.
Wyraz twarzy mieszańca nie zmienił się.
-Sama chciałaś zostać z Eleną, więc lepiej się ucisz, albo ci pomogę-odparł z szelmowskim uśmiechem. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
-Co ci zrobiłam, że tak mnie krzywdzisz?-spytałam, kiedy poczułam, jak napływają mi łzy do oczu.
-Nie rozczulaj się za bardzo, bo będę zmuszony cię wyprosić-odparł nadal się uśmiechając.
Już miałam odpowiedzieć, lecz nagle telefon w mojej kieszeni zadzwonił. Klaus w pośpiechu podszedł do mnie i wyjął go, po czym ścisnął w dłoni i zgniótł go. Komórka w kilkudziesięciu kawałkach spadła na ziemię.
-Nie waż się ze mną zadzierać, ani mną manipulować, bo w mgnieniu oka wyrwę ci serce-wykrzyczał mi w twarz, po czym wyszedł zamykając drzwi z taką siłą, że gdzieniegdzie cynk poodpadał ze ścian.
     W bezradności osunęłam się na ziemie i pogrążona w rozpaczy schowałam twarz w dłoniach, po czym wybuchłam głośnym płaczem.  
     Usnęłam parę minut po tym zajściu oparta o ścianę. Obudziły mnie trzaski otwieranych drzwi. Do pomieszczenia wszedł wysoki i dobrze zbudowany ciemnoskóry mężczyzna. Elena podniosła się zdenerwowana.  
-Idziemy-powiedział do niej mężczyzna i złapał ją dla ramię ciągnąc ku wyjściu. Szybko wstałam, choć sprawiało mi to trudność. Byłam wykończona.
-Dokąd ją zabierasz?-spytałam, kiedy czarnoskóry zamykał drzwi.
-Zamknij się, blondyno-wycedził facet i pociągnął Elenę. Słyszałam tylko jak się wyrywa i jęczy, lecz po chwili wszystko ucichło.
      Czekałam, krzyczałam, waliłam w drzwi przez jakieś 2 godziny. Bez skutku. Byłam pewna, że zabrał Elenę dla Klausa, aby tworzyć hybrydy. Nagle drzwi z hukiem otworzyły się, a do lochu wszedł Klaus. Z jego ust kapała krew, ręce też miał we krwi. Wstałam w pośpiechu spod ściany i podbiegłam do niego.
-Gdzie jest Elena?!-wykrzyczałam wymierzając mu cios z pięści, lecz ten zatrzymał ją tuż przed swoją twarzą. Spojrzałam na niego z przerażeniem, lecz jednocześnie z rozpaczą.
-Refleks, Caroline-uśmiechnął się i opuścił moją dłoń. Spojrzałam na nią. Była cała we krwi. Wtedy nie obchodziło mnie czyjej krwi. Potrzebowałam jej i miałam gdzieś to, czyja była. Otarłam jeden palec o wargę i poczułam krew w buzi. Moje kły automatycznie się wysunęły. Chciałam jeszcze. Nie byłam wtedy w pełni świadoma tego co robię.
     W mgnieniu oka wpiłam się w usta Klausa tym samym smakując krwi. Była cudowna, a ja chciałam więcej i więcej. Klaus objął mnie mocno przyciskając do siebie. Poczułam jak uderzam o ścianę. Nasze pocałunki stały się bardziej brutalne i namiętne. Nie obchodziła mnie wtedy tylko krew, pocałunków także chciałam.
     Kiedy Klaus zaczął dobierać się do suwaka mojej bluzki nagle się ożywiłam. Otworzyłam oczy i odsunęłam twarz.
-Dosyć..-powiedziałam niemal szeptem, lecz Klaus nie reagował. Całował mnie brutalnie po szyi, po ramionach.-Przestań!-krzyknęłam i odepchnęłam go spoglądając na niego. W jego oczach było pożądanie i wściekłość z powodu przerwania. Nie było namiętności, czy miłości. Ogarnęła go jakaś ekstaza i podniecenie. Wystraszyłam się.
      W jednej chwili Klaus znalazł się przy mnie i przycisnął do ściany. Ręce oparł po obu stronach mojej głowy i oblizał usta. Spuścił głowę i delikatnie zaciągnął się moim zapachem wzdychając przy tym.  
-Skończymy, kiedy ja będę miał na to ochotę-wyszeptał i znowu miał zacząć mnie całować, kiedy oboje usłyszeliśmy kroki. Klaus zastanowił się przez chwilę, a potem zmierzył w kierunku wyjścia.
     Z moich oczu poleciały łzy. Byłam w totalnym szoku. Nie wierzyłam, że Klaus chciał posunąć się do seksu bez mojej zgody. Poczułam się jak jakaś prostytutka, jak tania szmata, którą chciał wykorzystać. Moje ciało zaczęło przechodzić dreszcze.  
    Klaus wyszedł, a czarnoskóry mężczyzna wrzucił Elenę do pomieszczenia i zatrzasnął drzwi. Dziewczyna była pogryziona na całej szyi i nadgarstkach. Ciężko oddychała. Wytarłam łzy i drżąc podeszłam do niej i pomogłam jej wstać. Ułożyłam ją na kanapie.  
-Masz jad w organizmie?-spytałam słabym głosem.
-Nie-wyszeptała, a ja zerknęłam na rany. Zaczęły powoli się goić. Elena zaczęła cicho płakać.
-Zginiemy, Caroline-wybełkotała przymykając oczy ze zmęczenia. Z moich oczu także poleciały łzy.
-Nikt nie zginie, Eleno. Damon i Stefan na pewno zaraz nas znajdą, spokojnie-wyszeptałam, lecz nie wierzyłam całkowicie w te słowa.
     Aby przyjaciółka lepiej się poczuła dałam jej trochę swojej krwi. Potem zasnęła, a ja prosiłam Boga, aby Klaus nigdy więcej nie dotknął mego ciała. Czułam wstręt do samej siebie.





________________________________________________________________________


W końcu ten 13 rozdział... Nie wiem czy wam się spodoba, mam nadzieję, że tak. Mimo wszystko życzę miłego czytania : *

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 12.


      Spoglądałam na Kola z przerażeniem. Myślałam, że zaraz umrę, że Elena Gilbert, moja przyjaciółka, zabije mnie. Wampirzyca podniosła się i szybko zniknęła w domu. Znowu zerknęłam na Kola, ten szybo wyjął w mojej klatki piersiowej drewno i rzucił za siebie. Poczułam ulgę. W jego oczach można było dostrzec troskę i zmartwienie. Czułam się zdezorientowana, lecz jednocześnie szczęśliwa, że Pierwotny mnie uratował.  
-Wszystko w porządku, Caroline? Jak się czujesz?-spytał niemal bezgłośnie i dotknął dłonią mojego policzka. Chciałam odpowiedzieć, lecz byłam po prostu w szoku. Nie mogłam w to uwierzyć. Otworzyłam usta, lecz w moim gardle jakby urosła ogromna gula, która nie pozwalała mi wydusić ani słowa.
      Po chwili poczułam, jak Kol mnie podnosi, przymknęłam lekko oczy. Położył mnie na tylnym siedzeniu mojego wozu i usiadł za kierownicą. Zamknęłam oczy, odpłynęłam w sen.


      Otwierając oczy poczułam, że leżę na czymś miękkim. Szybko podniosłam zakrwawioną koszulkę i zobaczyłam, że po ranie ani śladu. Leżałam na jakiejś brązowej kanapie. Rozejrzałam się po pokoju, Kol stał tyłem do mnie i spoglądał za okno. Pokój urządzony był bardzo nowocześnie, wielki telewizor, meble z pięknego drewna, na których gdzieniegdzie stały butelki z alkoholem, play station, laptop i wiele innych rzeczy. Wiedziałam, że XXI wiek jest idealny dla Kola, doszłam do wniosku, że woli bardziej luksusowe i unowocześnione życie.  
-Kol?-odezwałam się słabym głosem i oparłam się na łokciach. Pierwotny odwrócił się do mnie i uśmiechnął przyjaźnie.
-Wszystko w porządku?-spytał podchodząc co szafki i wyjmując z niej woreczek z krwią.
-Tak, już lepiej -odparłam, a chłopak podał mi worek z krwią.-Ogromnie ci dziękuję. Uratowałeś mnie! Gdyby nie ty, to.. -zatrzymałam się i odwróciłam wzrok, potem zaczęłam sączyć krew.
Kol usiadł obok mnie.
-Nie masz się czym przejmować, wszystko jest w porządku-uśmiechnął się. Miał tak piękne oczy, że nie mogłam przestać się na nie patrzeć, były wręcz cudowne.
-Tak, poza jednym małym szczegółem-uśmiechnęłam się złośliwie i po chwili znowu posmutniałam-Nie wierzę, że moja najlepsza przyjaciółka chciała mnie zabić!-krzyknęłam rzucając workiem o ziemię. Ko zrobił zdezorientowaną minę.
-Poczekaj... To była Elena?-spytał zdziwiony.
-Tak, Elena..-odparłam nadal posmutniała, lecz trochę też wkurzona.-a czemu pytasz?
-Myślałem, że to Katerina-odparł szerząc oczy.
-Nie, to Elena, ale wiele jej teraz do Katherine nie brakuje-wycedziłam i zmieniłam pozycję na siedzącą, tym samym przybliżając się do Kola.
-Ach tak, wyłączyła człowieczeństwo-powiedział jakby do siebie, nie patrząc na mnie, a ja powoli stałam z zamiarem powrotu do domu. Byłam strasznie zmęczona, pragnęłam tylko rzucić się na własne łóżko.
Nagle poczułam, jak Pierwotny łapie mnie za rękę. Spojrzałam na niego.
-Caroline, mogę cię o coś zapytać?-odezwał się spokojnym głosem, a ja znowu usiadłam.
-Pewnie, pytaj-odrzekłam pewnie. Byłam ciekawa, o co chce zapytać, lecz wahał się na początku.
-Co łączyło cię z Klausem?-spytał po chwili niepewnym głosem. Poczułam jak fala sprzecznych emocji uderza we mnie, jak przypominają mi się wszystkie pocałunki, każdy dotyk, każdy szept. Nie wiem jaką miałam wtedy minę, zapewne zdezorientowaną.
-Każde wspomnienie o nim, to czysty ból-odparłam półgłosem, po czym ciągnęłam dalej-Myślałam, że był we mnie zakochany, lecz kiedy ja zaczęłam coś do niego czuć, on z obawy przed emocjami wyjechał zostawiając wszystko, co nas łączyło.
     Kola musiało to poruszyć tak jak i mnie, gdyż spuścił wzrok. Ciężko mi było o tym mówić, to właśnie coś, czego się obawiałam. Po chwili otrząsnęłam się i blado uśmiechnęłam.
-No, cała historia, nic ciekawego.-rzuciłam udając wesołą i wstałam. Kol podążył za mną.
-Caroline, jest mi wstyd za mojego brata.. Gdybym tylko mógł coś zrobić, abyś lepiej się poczuła, to..-zaczął, lecz mu przerwałam.
-Kol, naprawdę jestem ci wdzięczna za pomoc, to wiele dla mnie znaczy, przysięgam-to wszystko było jak jakiś nonsens-ale jeśli chcesz, abym czuła się lepiej, to trzymaj się ode mnie z daleka. Mam dość pierwotnych i tego wszystkiego. Nie musisz mnie ratować przed każdą sytuacją zagrażającą memu życiu. Jeżeli będę miała umrzeć to i tak się to stanie. Do zobaczenia, Kol-dokończyłam i wyszłam z pokoju, zostawiając mężczyznę ze zdziwioną i jednocześnie smutną miną.
      Rozejrzałam się po korytarzu, to był hotel. Szybko stamtąd wyszłam i skierowałam się do mojego auta, które stało na parkingu nieopodal hotelu.  
      Kiedy wsiadłam do auta usłyszałam krótki, głośny dźwięk. To był mój telefon, dostałam esemesa. Szybko odczytałam wiadomość. Była od Damona.


Caroline przyjedź do nas jak najszybciej.


     Pomyślałam, że to musi być coś ważnego, więc ruszyłam szybko w stronę ich domu. Nie martwiłam się, sądziłam, że już chyba nie może przytrafić mi się nic gorszego, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.  
Zajechawszy pod dom braci ruszyłam beznamiętnie i z miną bez wyrazu w kierunku drzwi. Po chwili znalazłam się już w salonie. Zorientowałam się, że przeszkodziłam braciom w rozmowie, lecz nie przejęli się tym, tylko przeszli do sedna.
-O, hej Car. Dobrze, że jesteś-odezwał się Stefan, na co skinęłam mu ręką.
-Musisz nam pomóc.-powiedział Damon podchodząc wraz z bratem do mnie.
-W czym?-spytałam z westchnieniem.
-Musimy pojechać po Elenę. Chcemy wymusić na niej, aby coś poczuła-odparł Stefan z troską w głosie. Było mi go szkoda, wiedziałam, że strasznie przeżywa to wszystko.
-Ale co masz na myśli?-pytałam dalej.
-Jeżeli prośby i błagania nie robią na niej wrażenia, spróbujemy innej metody. Tyle, że ta będzie bolała.-odrzekł Damon, lecz o dziwo nie zobaczyłam na jego twarzy uśmieszku. Wiedziałam już wtedy, że chcą ją torturować. Aby bólem wymusić na niej jakieś uczucia. Cóż, nie podobał mi się ten pomysł, w końcu Elena nadal była moją przyjaciółką, lecz wiedziałam, że nie ma innego sposobu.
-Nie możecie załatwić tego sami? Nie mam zamiaru oglądać tej zołzy, nie dawno prawie mnie zabiła, nawiasem mówiąc-wyrzekłam z pełnym złości, jadowitym uśmieszkiem.
-Słuchaj, Caroline. Wiem, że boisz się o siebie, my także nie jesteśmy jeszcze pewni, do czego zdolna jest bez uczuć. Lecz mimo to, to nadal nasza Elena. Ona tam jest, musimy po prostu pomóc jej się odnaleźć. Proszę, Car-powiedział Stefan z politowaniem. Skinęłam głową po namyśle i westchnęłam zrezygnowana.  
     Po ustaleniu planu ruszyliśmy do domu Gilbertów. Bałam się-Elena była silna, piła w końcu ludzką krew. Miałam tylko nadzieję, że nasz plan się powiedzie i Elena prędzej czy później odzyska swoje człowieczeństwo, które pod napływem emocji uciszyła.  
     Stefan i Damon zostali w samochodzie za domem tak, aby nie rzucać się w oczy. Ja zakradłam się jak najszybciej, aby być niezauważoną i weszłam powoli i cicho do domu. Drzwi nadal leżały na ziemi po naszej bójce. Po chwili odezwałam się pewnie.
-Elena! To ja, Caroline!-krzyczałam na cały dom, wyraźnie akcentując słowa-pewnie jesteś wściekła, że ci uciekłam!
-Caroline..-usłyszałam czyiś niewyraźny głos. Po chwili dotarło do mnie, że to Jeremy. Z wampirzą szybkością udałam się do miejsca, z którego dochodził głos. Leżał w salonie koło sofy. Miał rozerwane gardło i ciężko oddychał.
-Jeremy!-krzyknęłam i uklękłam obok niego. Szybko nadgryzłam sobie nadgarstek i przyłożyłam mu do ust. Po upiciu kilku łyków oderwał się, a ja przytrzymywałam mu dłonią głowę. Jego oddech się uspokoił.
-Co się tu stało?!-spytałam zszokowana i coraz bardziej zdezorientowana.
-On zabrał Elenę..-wyszeptał bez sił w głosie.
-Kto?!
-Klaus.

_______________________________________________________________________


Cześć wszystkim! A więc miałam napływ weny, więc jest oto 12 rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i mogę powiedzieć, że już w następnym rozdziale pojawi się w końcu Klaus :) Cieszę się, że nadal czytacie moje opowiadanie, kocham Was jesteście wspaniali <3 
A, mam jeszcze prośbę. Proszę powiadamiajcie mnie w komentarzach, jeżeli pojawi się u Was nowy rozdział. :) Będę wdzięczna : *
Miłego czytania, pozdrawiam *.*

środa, 10 kwietnia 2013

The Versatile Blogger 

Z całego serca dziękuję za nominację Irminie, Milenie, Paulinie Jasiak i Nielivce :)

Zasady:
1. Należy podziękować nominującemu.
2. Napisać 7 faktów o sobie.
3. Nominować 10 blogów i powiadomić o tym ich autorów.
4. Pokazać nagrodę na blogu.

Fakty o mnie:
1.Uwielbiam pisać opowiadania, jestem nawet w trakcie pisania własnej książki, również o wampirach. 
2.Potrafię śpiewać, często występuję na różnych apelach itp. 
3.Jestem bardzo ruchliwa. 
4.Nie cierpię swojego wzrostu-181 cm. 
5.Jestem dobra z matmy, ale jej nie lubię. 
6.Kocham Klausa, nienawidzę Katherine. 
7.Nigdy, przenigdy nie rozstaję się ze słuchawkami i telefonem. 

Blogi, które nominowałam:


wtorek, 2 kwietnia 2013

Caroline:

      Rozdział 11.

      Właśnie grzebałam w szafie w poszukiwaniu ubrań, kiedy do mojego pokoju weszła mama.  
-Masz gościa-powiedziała mama, lecz brzmiało to trochę jak pytanie.
-Niech wejdzie-odparłam i położyłam na łóżko ubrania, które wybrałam. Była to granatowa bluzka na ramiączkach, czarna marynarka i rurki tego samego koloru.
       Po chwili do mojego pokoju wszedł Stefan. Zaskoczyła mnie jego wizyta, ale uśmiechnęłam się. Był moim przyjacielem.  
-Cześć Stefan-przywitałam się. Stefan był zazwyczaj trochę ponury, lecz jego przerażająco smutna mina szczerze mnie zdziwiła. Poczułam między brwiami małą zmarszczkę.
-Hej. Wybacz, że nachodzę cię tak wcześnie, ale muszę ci coś powiedzieć, a nie chciałem tego robić przez telefon-powiedział Stefan. Jego smutek mnie wręcz przerażał.
-Stefan, czy coś się stało? - spytałam robiąc krok do przodu. Wampir wyjął ręce z kieszeni i utkwił wzrokiem w podłogę.
-Może usiądźmy – odparł prawie szeptem i usiadł na łóżku. Wystraszona zrobiłam to samo. Bałam tego co Stefan chce mi powiedzieć.
-Posłuchaj... Wczoraj, coś się wydarzyło...
-Stefan, powiedz mi! - rozkazałam. Widać było, że ciężko mu jest mi to powiedzieć.
-Matt, on... on nie żyje – ostatnie słowa powiedział wręcz szeptem, a ja zamarłam. W pierwszej chwili jakby mu nie wierzyłam, lecz po chwili poczułam pierwsze słone łzy na polikach.
-Co?! Jak to?! - wykrzyczałam, a przyjaciel złapał mnie za dłonie.
-Ja i Damon znaleźliśmy go wczoraj w lesie. Chcieliśmy mu pomóc, lecz było już za późno.-wyszeptał zbliżając się do mnie. Moich łez przybywało, ciągle i ciągle, aż w końcu zapłakałam. Straciłam kolejną bliską mi osobę. Nadal nie mogłam w to uwierzyć, lecz po chwili uderzył we mnie natłok sprzecznych emocji. Czułam jednocześnie ból i złość, rozgoryczenie i gniew.
-To niemożliwe..- mówiłam przez łzy. Stefan mnie objął.
-Tak mi przykro.

     Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie Stefan, który przyszedł do mojego pokoju z kubkiem herbaty w ręku. Czułam opuchnięte oczy od łez i wielki ból w sercu. Stefan usiadł obok mnie i podał mi kubek.
-Dasz radę iść dzisiaj na pogrzeb? - spytał zatroskany. Spoglądałam gdzieś w przestrzeń pustym wzrokiem. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa.
-Jak umarł? - zapytałam nie patrząc na niego.
-Wykrwawił się. Coś rozerwało mu tętnice. Kiedy go znaleźliśmy stracił już bardzo dużo krwi.
Kolejne łzy..
-Co to było? - spytałam przez łzy.
-Myślę, że wampir, ale pewności nie mam.-odparł cicho.- Jeżeli jeszcze nie jesteś na siłach, nie musisz iść na pogrzeb...
Otarłam łzy i spojrzałam na Stefana.
-Pójdę. Tego życzyłby sobie Matt. Żebyśmy się z nim pożegnali.
Stefan pokiwał głową. Dopiłam herbatę i wstałam.
-Jak Elena to przyjęła? - spytałam ponownie grzebiąc w szafie.
-Znasz ją. Ona z nas wszystkich najbardziej przeżywa śmierć kogoś bliskiego. Jest załamana i prędko się z tego nie podniesie.
     To była niestety prawda. Elena zawsze martwiła się o bliskich, a jeśli komuś działa się krzywda, cierpiała. Po przemianie w wampira to wszystko się nasiliło, więc wtedy na pewno była zrozpaczona. Matt zawsze był dla niej bardzo bliski.

      Kiedy Stefan wyszedł ubrałam się w ciemną, obcisłą sukienkę do kolan. Włosy uplotłam w luźny warkocz, podkreśliłam oczy kredką i usta błyszczykiem. Do pogrzebu była jeszcze godzina, a ja chciałam jeszcze zajechać po Bonnie. Jej na pewno też było bardzo smutno.  
      Po dziesięciu minutach ruszyłam autem w stronę przyjaciółki. Jadąc poczułam znowu słone łzy, lecz szybko je starłam. Zajechałam do kwiaciarki i kupiłam 3 czerwone róże. Potem podjechałam pod dom Bonnie.
      Zanim zdążyłam zapukać Bonnie otworzyła drzwi. Zdziwiona spojrzała na mnie. Ubrana była w ciemną spódnicę do kolan i ciemną koszulkę. Trzymała w ręku kwiaty, a po jej policzku płynęła łza.
-Hej Bonnie – powiedziałam cichym, drżącym głosem. Bonnie zapłakała gorzko, a ja ją przytuliłam.
Po chwili jechałyśmy na cmentarz. Kiedy tam dotarłyśmy, zobaczyłam grupkę osób już tam zebranych. Podeszłam bliżej i zobaczyłam Jeremiego stojącego koło mojej mamy ze spuszczoną głową. Kawałek dalej stała Elena, a obok niej bracia Salvatore. Wszyscy mieli na sobie żałobną czerń.
      Bonnie podeszła do Jeremiego, a ja minęłam ich, potem braci Salvatore i Elenę i podeszłam do nagrobka i spojrzałam a napis „Matt Donovan”. Położyłam trzy róże i spojrzałam na Elenę. Strasznie płakała. Podniosła na mnie oczy, lecz po chwili spuściła wzrok. Jej twarz była zalana łzami. Byłam pewna, że długo będzie rozpaczać.  
       Po pogrzebie Jeremy odwiózł Bonnie, a ja pojechałam do domu Salvatorów. Weszłam powoli. W salonie siedziała Elena. Płakała. Stefan chodził po pomieszczeniu, a Damon obok Eleny. Podeszłam do nich. Każdy patrzył w inną stronę.
-Eleno, będzie dobrze... -zaczęłam, lecz szybko mi przerwano.
-Nic nie będzie dobrze, Caroline! Straciliśmy kolejnego przyjaciela. Kolejną bliską osobę. Nic nie będzie dobrze! - krzyknęła i wstała. Złapała się za głowę i podeszła do okna.
-Eleno, musisz się uspokoić – powiedział Damon i podszedł do niej. Złapał ją za ramię. Elena gwałtownie się wyrwała.
-Przestańcie mnie wszyscy pocieszać! - odwróciła się do nas wszystkich. Byłam zszokowana jej zachowaniem, ale po części się też nie dziwiłam. Była wampirem, jej emocje były wzmocnione. -Czy wy tego nie widzicie? Wszyscy po kolei umierają. Co rusz tracimy kogoś! Dlaczego Matt?!
-Na każdego przychodzi kiedyś pora – odezwał się Stefan.
-Nie tłumacz tak tego! - wrzasnęła na niego.-Matt nie musiał zginąć. Nie powinien! Co chwilę ktoś umiera! Ja... ja nie zniosę więcej śmierci! - Elena była cała zapłakana, a my nie wiedzieliśmy co z tym zrobić. Gorzko zapłakała i zakryła twarz dłońmi.
      Wampirzyca osunęła się na ziemię pod ścianą i skuliła się nadal płacząc. Stefan odwrócił wzrok.  

      Elena nadal płakała, lecz powoli, bardzo powoli zaczęła się uspokajać Nagle, co wprawiło w osłupienie nas wszystkich uciszyła się i powoli podniosła głowę. Miała zapłakaną twarz, ale w jej oczach było jakby coś innego. Dziewczyna podniosła się powoli tym samym ocierając łzy.  
-Elena? Wszystko dobrze? -spytałam zdezorientowana.
-Tak – odpowiedziała beznamiętnie i ruszyła w stronę wyjścia.
      Salvatorowie wymienili porozumiewawcze i bardzo przerażone spojrzenia. Damon ruszył za Eleną. Spojrzałam na Stefana. Chował twarz w dłoniach.  
-Stefan, co jej się stało? - spytałam przerażona. Stefan westchnął.
-Wyłączyła człowieczeństwo...-odparł i w furii rzucił butelką whisky o ścianę.
    Wiedziałam co to oznacza. Eleny człowieczeństwo było dla niej wszystkim. Wszystkie uczucia, emocje... Wiele razy w ciężkich momentach myślałam, aby to zrobić, lecz jednak wiedziałam, że to nic dobrego. Bałam się, podobnie jak Stefan, o to co dalej z nią będzie. Teraz jako wampir, w dodatku bez człowieczeństwa, może posunąć się do wszystkiego, pomyślałam.  

     Pomogłam Stefanowi uspokoić się trochę i zadzwoniłam do Damona. Powiedział, że odwiózł Elenę do domu, i że nie jest z nią za dobrze. Postanowiłam, że jutro do niej wpadnę, bo w tamtym momencie byłam strasznie zmęczona. Tak więc wróciłam do domu. Moja mama robiła coś w kuchni, a ja bez słowa ruszyłam do mojego pokoju.  
     Chciałam wtedy tylko położyć się i zasnąć. O niczym innym nie marzyłam. Kiedy jednak weszłam do pokoju musiałam zmienić plany.  
     Przy oknie, plecami do mnie stał Kol. Rozpoznałam go po zapachu. Była to mieszanka wspaniałej wody kolońskiej i.. cóż, chyba jakiegoś świetnego perfuma. Otworzyłam szeroko oczy i jak najszybciej zamknęłam drzwi. Kol powoli odwrócił się do mnie.
-Co ty tu robisz? - spytałam bardzo skonfundowana i położyłam torebkę na biurku. Kol wyjął ręce z kieszeń.
-Musiałem coś ci przynieść-odparł i uniósł rękę, w której trzymał srebrną bransoletkę. Od razu ją rozpoznałam. Była od Klausa. Zdziwiłam się, że nawet nie zorientowałam się, że nie mam jej na ręku.
 Kol zaczął podchodzić w moją stronę, lecz ja mimowolnie i od razu się cofnęłam. Pierwotny zatrzymał się spoglądając na mnie. Delikatnie wyciągnął swoją dłoń w moją stronę. Wiedziałam, o co mu chodzi. Moje serce zaczęło coraz silniej i szybciej łomotać. Nie mogłam nic innego zrobić jak podać mu dłoń.                          Wyciągnęłam ją w jego stronę, a ten delikatnie ją ujął. Jego dotyk był bardzo przyjemny. Zimny, lecz delikatny i łagodzący. Po chwili zapiął na moim nadgarstku bransoletkę.  
-Dzięki – szepnęłam trochę speszona i zabrałam dłoń.
-Znaleźliśmy Klausa. - powiedział przechadzając się po moim pokoju luźnym krokiem.
-I co z tego? - spytałam nie zmieniając wyrazu twarzy. Kol usiadł na krześle obok okna i spojrzał na mnie.
-Ty przecież też chciałaś go zaleźć. Co więcej-chciałaś, aby wrócił do Mystic Falls.
-A po co ty wróciłeś?-zmieniłam temat.
-Cóż, nie biorąc pod uwagę gromadki kręcącej się wśród Salvatorów, to jest tu całkiem przyjemnie. Mojej siostrze też się podoba. Elijah'y też.
Pierwotny uśmiechnął się.
-Klaus wrócił? - spytałam w końcu. Po prostu musiałam. Kol spoważniał.
-Klaus już nie wróci, Caroline. Jedynie przyjedzie po Elenę – odparł i wstał podchodząc do mnie. Odsunęłam myśl o nim, gdyż poczułam w kąciku oka łzę. A myślałam, że już nie będzie chciał tworzyć hybryd.
-Wczoraj mój przyjaciel umarł. Wiesz coś o tym?
-Matt, tak? - spojrzał na mnie spode łba. - Nie, nie wiem kto go zabił.
Uwierzyłam mu, powiedział to bardzo przekonująco.
-Nie ważne... Czy mógłbyś już iść? Jestem zmęczona.
-Caroline, nie przejmuj się Klausem. Nie jest wart twojego cierpienia-stwierdził pierwotny. Nagle zorientowałam się, że stoi bardzo blisko mnie. Nie chciałam zaprzeczać, wiedziałam, że ma rację, jednak tęsknota była silniejsza.
-Nie wiesz co ja czuję, bo sam nie czujesz-odparłam hardo. Wiedziałam, że Kol ma wyłączone człowieczeństwo. -więc daj mi spokój i odejdź.
     Wyraz twarzy wampira się nie zmienił. Odwróciłam się i podeszłam do łóżka, po czym się położyłam i przykryłam kołdrą. Po chwili poczułam powiew wiatru, więc się odwróciłam. Kola już nie było.  
     Wtuliłam się mocno w poduszkę i po prostu zasnęłam.  

         Dochodziła piętnasta, kiedy jechałam do Eleny. Pogoda była okropna, lało od rana i byłam pewna, że do wieczora nie przestanie. Wczorajsza wizyta Kola była naprawdę dziwna, ale dzięki niemu chociaż trochę zaczęłam godzić się z tym, że Klaus nie wróci. Co więcej-nie chciałam dopuścić do tego, by zrobił coś Elenie. Postanowiłam po prostu ten rozdział mojego życia odrzucić w niepamięć.  
        Zaparkowałam samochód i z wampirzą prędkością podbiegłam do drzwi. Niestety parę kropel deszczu i tak mnie dopadło. Mogłam wziąć parasol, pomyślałam i weszłam do domu przyjaciółki. Na dole nikogo nie było, usłyszałam tylko muzykę dobiegającą z góry, dlatego tam się skierowałam. Dochodziła z pokoju Eleny. Wiedziałam, że ma wyłączone człowieczeństwo dlatego aż się bałam tam wchodzić.
      Jednak po chwili otworzyłam drzwi. W całym pokoju bębniła głośna muzyka. Spojrzałam na łóżko. Siedziała na nim Elena i trzymała w rękach jakiegoś młodego chłopaka. Pożywiała się. Od razu zareagowałam. Szybko odrzuciłam go od niej. Złapałam też za jakiegoś buta i rzuciłam w stronę wierzy. Muzyka od razu się wyłączyła.
-Co ty wyprawiasz?!-wykrzyczałam, a wampirzyca przekręciła tylko oczami i położyła się na łóżku.                    Pomogłam chłopakowi wstać i podałam mu ręcznik leżący na ziemi. Przyłożył go sobie do rany, a ja zahipnotyzowałam go, żeby zapomniał i poszedł. Elena leżała na łóżku i podrzucała jakąś plastikową piłeczkę. Nie mogłam w to uwierzyć. Zorientowałam się, że to wszystko przez to, że wyłączyła człowieczeństwo.  
-Co się z tobą dzieje?! - krzyknęłam zszokowana. -Karmisz się na ludziach?! Oszalałaś?!
-Jestem wampirem, to normalne – wycedziła nie patrząc na mnie. Nie mogłam w to nadal uwierzyć. Wzięłam głęboki oddech.
-Wiem, że wyłączyłaś człowieczeństwo. Dlatego taka jesteś. Ale Eleno, to nie jesteś ty. Nigdy nie chciałaś nikogo skrzywdzić i emocje zawsze były dla ciebie ważne. Nie rezygnuj z nich.
Elena nie odpowiadała tylko wpatrywała się w podrzucaną piłeczkę.
-Posłuchaj, śmierć Matt'a-zaczęłam, lecz szybko mi przerwano.
-Nie, to ty posłuchaj-wysyczała i podniosła się z łóżka. Jej oczy pałały nienawiścią.-mam dość twojego natręctwa w moim domu i ciągłego wtrącania się, więc lepiej róż tyłek i wynoś się, albo ci pomogę.
      Otworzyłam szeroko oczy. Byłam w kompletnym szoku. Przecież to ja, twoja przyjaciółka, pomyślałam. Nie mogłam uwierzyć, że już nawet przyjaźń nic dla niej nie znaczy.  
-Jak tak możesz?! Matt był tam samo waży dla mnie, jak dla ciebie. Ale na pewno nie chciałby, abyś wyłączyła uczucia.-odparłam. Wiedziałam, że to nie ona, dlatego nie mogłam się na nią gniewać.
-Matt był tak samo nudny, jak ty-odgryzła się z głupawym uśmieszkiem. Wtedy już nie wytrzymałam.
-Odszczekaj to!
-Tak, to się stanie-wycedziła z szelmowskim uśmiechem i znowu położyła się na łóżko. Eksplodowałam.
Z wampirzą szybkością złapałam ją za szyję i rzuciłam o szafę. Ta rozpadła się na kawałki.
-O, bijemy się? - zaśmiała się i podbiegła do mnie. Chciała złamać mi kark, lecz zareagowałam, a Elena wylądowała pod ścianą. Nie chciałam jej skrzywdzić, lecz nie mogłam zwyczajnie wytrzymać.
-Kto cię nauczył tak świetnie walczyć? Czyżby Klaus? Niemożliwe, że zajmujecie się czymś innym niż seksem – znowu się zaśmiała, a moja cierpliwość się skończyła. Byłam od niej silniejsza i szybsza, ale Elena pożywiała się ludzką krwią, więc w jakimś stopniu także była silna.
       Rzuciła się na mnie. Spadłyśmy przez poręcz na schody. Tam złapałam wampirzycę za rękę i wygięłam. Dziewczyna nie pozostała mi dłużna. Popchnęła mnie z niesamowitą siłą na wyjściowe drzwi, a ja przez swój ciężar wyważyłam je. Po chwili Elena znalazła się przy mnie. Rzuciła mną o mój samochód. 
      Chciałam reagować, lecz traciłam siły, Elena działała jakby przez furię, a w jej oczach była nienawiść i wściekłość. Byłam przerażona. Podnosiłam się spod samochodu, kiedy Elena znalazła się przede mną i wbiła mi sztachetę od płotu w klatkę piersiową.
      Poczułam jak drewno przesuwa się koło serca, jęknęłam cicho.  
-Jesteś słaba – wycharczała wbijając mi głębiej kołek. Poczułam, że słabnę, ból był ogromny. Myślałam, że lada moment umrę, że zabije mnie własna przyjaciółka, lecz nagle ktoś odepchnął Eleną potężną siłą tak, że wylądowała przed domem. Otworzyłam ciężko oczy i ujrzałam mojego wybawcę.   


__________________________________________________________________________

Witajcie ! A więc mamy  już 11 rozdział! Tyle się ostatnio wydarzyło.. nowe odcinki są po prostu mega imega mnie zadziwiają ; o . Szkoda tylko, że Klaroline już nie będzie.. No cóż. Bardzo zależy mi na komentowaniu :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba, a i przepraszam, że tak bez uczuć i szbko opisałam śmierć i pogrzeb Matta, ale tak wyszło c:. 
 Druga sprawa :  http://last-drop-of-blood.blogspot.com/

BARDZO PROSZĘ, ODWIEDŹCIE TEGO BLOGA. PISZĘ GO WRAZ Z KOLEŻANKAMI OD NIEDAWNA I NIEDŁUGO WYCHODZI KOLEJNY ROZDZIAŁ. JEST TO NASZA(JEŻELI JUŻ MOGĘ MÓWIĆ NASZA) WŁASNA INTERPRETACJA PAMIĘTNIKÓW. A RACZEJ 4 SEZONU. SERDECZNIE ZAPRASZAM, WESPRZYJCIE KOMENTARZAMI <3 DZIĘKUJĘ Z GÓRY <3 

Pozdrawiam Was serdecznie! ; **********

sobota, 9 marca 2013

Rozdział 10.


Caroline:



     Wróciłam do domu. Nie miałam ochoty dalej żyć. Nie miałam przyjaciół. Klaus odszedł. Nie miałam nikogo. Czułam się okropnie. Starałam się opanować łzy, ale jak to mi, przychodziło to z trudem. Postanowiłam sobie po prostu zapomnieć o tym co łączyło mnie i mieszańca. To nie było łatwe, ale musiałam się postarać.
     Moja mama spała, więc po cichu wzięłam prysznic i poszłam do mojego pokoju. Tam ubrałam na siebie piżamę i położyłam się do łóżka. Niestety nie mogłam zasnąć. Patrzyłam tylko w okno na księżyc, który był w pełni. Co jakiś czas z oka płynęła mi pojedyncza łza. Nadal nie wiedziałam, co takie zrobiłam, że Klaus mnie zostawił. No, może nie mnie, ale dlaczego wyjechał. Myślałam, że jestem dla niego choć trochę ważna.
     Kiedy poczułam się senna, odwróciłam się na bok i zasnęłam.



     Obudził mnie deszcz uderzający o ziemię. Z racji tego, że miałam bardzo wyczulony słuch, bardzo mi to przeszkadzało, dlatego ociężale podniosłam się z łóżka. Lało jak z cebra. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Nienawidziłam takiej pogody, ale wtedy pasowała ona do mojego humoru.
      Po śniadaniu w postaci woreczka z krwią złapałam za telefon. Miałam jedną wiadomość. Od Bonnie. Wkurzyłam się jeszcze bardziej, lecz i także posmutniałam. Szybko przeczytałam.

     Caroline spotkajmy się dzisiaj w Grill'u o czwartej. Wiem, że jesteś na mnie zła, ale chcę ci powiedzieć tylko jedną rzecz. To bardzo ważne. 



    Zdziwiłam się. Co ona może ode mnie chcieć, pomyślałam. To było dziwne, ale nie widziałam przeszkód, aby tam pójść. Ubrałam na siebie czarne leginsy, buty na lekkim obcasie do kolan i różową bluzkę z rękawami do łokci. Pokreśliłam jeszcze oczy maskarą, wyprostowałam włosy zabrałam parasolkę i wyszłam. Miałam jeszcze parę godzin do spotkania z Bonnie, ale chciałam zahaczyć o parę sklepów, żeby porządnie odreagować.
    Szczerze tęskniłam za Klausem, ale także miałam do niego żal, o to, że mnie zostawił w tak trudnym momencie mojego życia.
     Wsiadłam do samochodu i ruszyłam przed siebie. Deszcz już ustał, lecz na zewnątrz było bardzo wilgotno. Kiedy zajechałam do centrum miasteczka od razu skierowałam się do mojego ulubionego sklepu. Wybrałam trzy pary butów, sukienkę i parę spodni.
     Po dosyć udanych zakupach pojechałam do Grill'a. Dochodziła czwarta, więc wolałam być na czas. Bonnie już czekała. Dosiadłam się do niej. Minę miała nieciekawą i zanim zdążyła coś powiedzieć podszedł do nas kelner, i zapytał czy coś zamawiamy. Wzięłam dla siebie kawę, a Bonnie szklankę mineralnej.
     Dziewczyna miała na sobie ciemną koszulkę i szerokie jeansy. Nieśmiało uśmiechnęła się do mnie.
-Jak się czujesz? - spytała z troską w głosie. Przewróciłam oczyma.
-Co chciałaś mi powiedzieć? - przeszłam do sedna. Chciałam mieć tę rozmowę za sobą. Bonnie oparła łokcie na stole i westchnęła.
-Musisz uważać na siebie. Do miasta wrócili pierwotni, ponoć chcą na nowo „pojednać” się z Klausem.
 Zrobiłam zdziwioną minę. Znowu przypomniał mi się Klaus...
-Skąd to wiesz?
-Damon spotkał wczoraj Rebekę. Pożywiała się.-odparła cicho i nie wiedziałam o co jej chodzi. Oczami wskazała na bar. Spojrzałam tam. Przy barze siedział Kol trzymając w ręku szklankę z alkoholem i uśmiechając się szyderczo. Przyglądał się mnie i Bonnie. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
-Czego on chce? - spytałam cicho. Bonnie spojrzała na mnie.
-Sama nie wiem, ale to bardzo dziwne, że nagle wszyscy chcą pogodzić się z Klausem. Niedawno chcieli go zabić. Poza tym Elijah też tu jest.
  To było strasznie dziwne. Czego oni chcieli od Klausa?
-Raczej to im nie wyjdzie. Klausa nie ma. Wyjechał – odrzekłam i spuściłam wzrok.
-Dokąd? - Bonnie szczerze się zszokowała.
-Nie wiem.
-Caroline.. przykro mi. Myślałam, że ty i on..
-To źle myślałaś. To znaczy.. ja też. Przeliczyłam się.
 Bonnie złapała mnie za rękę. Uśmiechnęła się.
-Nie jesteś na mnie wściekła? Przecież wybrałam go. Powinnaś mnie nienawidzić.
-Nie opowiadaj bzdur. Ta kłótnia była tylko nie potrzebnym zamieszaniem, a Damon zrobił z tego jak zwykle wielkie halo. - Bonnie uśmiechała się do mnie serdecznie co odwzajemniałam. Kol siedział do nas tyłem, ale byłam pewna, że podsłuchuje.
-Bonnie chcę żebyś wiedziała jedno. Mi na nim zależy, a to, że okazał się dupkiem i mnie zostawił, to druga sprawa. Ja sobie jakoś poradzę z tym, nie martw się.- powiedziałam po chwili ciszy, a Bonnie drugą ręką szarpnęła lekko moje kolano pod stołem. Zdziwiłam się, a ona zrobiła wielkie oczy.
-Caroline, cieszę się, że to sobie wyjaśniłyśmy. - nagle poczułam, jak pod stołem w moją rękę coś się wsuwa. Wiedziałam co to oznacza. Bonnie mi coś podała, ale nie pozwalała odrywać od siebie wzroku, żeby Kol cokolwiek zauważył. Złapałam mocno przedmiot i wsunęłam go do torebki. Kątem oka zerknęłam na to. Był to kołek z białego dębu..
     Zdziwiona spojrzałam na Bonnie. Uśmiechała się. Byłam skonfundowana, bo nie wiedziałam po jaką cholerę ona mi to daje. Zobaczyłam nagle jak Kol wstaje z krzesła i z obojętną miną opuszcza lokal. Bonnie widocznie się bała. Nie chciała aby cokolwiek zauważył.
     Przyjaciółka odczekała jeszcze parę sekund i szeptem zwróciła się do mnie.
-Trzymaj ten kołek zawsze przy sobie, dopóki pierwotni się nie wyniosą. Tak na wszelki wypadek.
-A dlaczego ja go muszę mieć? - byłam nadal zdziwiona.
-Damon, Stefan, Elena, Jer i ja mamy takie same. Musimy się czymś bronić.
-Ależ Bonnie, jeżeli zabijemy choć jednego pierwotnego, to pozostali nie spoczną póki nas wszystkich nie zabiją. - prawie krzyczałam, lecz Bonnie przyciszała mnie palcem.
-Dlatego jeżeli ktoś z nas będzie musiał zabić jednego z nich i to zrobi, nie będziemy mieli wyboru i będziemy musieli zabić pozostałych. - Spojrzałam na Bonnie jak na wariatkę. Skąd nagle wzięli taki pomysł? Skąd mają kołki z białego dębu? Czy tylko ja byłam niedoinformowana?
-Dobrze... Ale nie liczcie, że będę w stanie zabić któregoś z rodzeństwa Klausa.
-Miejmy nadzieję, że to nie będzie konieczne.
     Powoli wstałam. Pożegnałam się z przyjaciółką i wyszłam w zakłopotaniu z Grilll'a.

     Skierowałam się w stronę mojego auta i już miałam je tworzyć, kiedy ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Wystraszyłam się więc przycisnęłam do siebie torebkę. Bałam się, że zauważył jak Bonnie podawała mi kołek z białego dębu.
     Pierwotny uśmiechał się i przyglądał mi.
-Porozmawiajmy – zaczął Kol i zabrał mi z ręki kluczyki do auta po czym okrążył je i otworzył. - wsiadaj.
      Posłusznie wsiadłam na miejsce pasażera cały czas drżąc. Bałam się cokolwiek powiedzieć. Byłam pewna, że mnie zabije lub przeszuka mi torebkę.... Ale wtedy i tak by mnie zabił. Byłam w kropce.
     Kol ruszył przez drogę z bardzo dużą prędkością. Jak na mój samochodzik to była za duża prędkość.
-Czego ode mnie chcesz? - spytałam drżącym głosem. Kol krążył po ulicach Mystic Falls i ciągle się uśmiechał.
-Z tego co mi wiadomo, dosyć dużo czasu spędzasz z moim bratem. - odparł i spojrzał na mnie.
-Którym? - spytałam jakby od czapy. To było głupie pytanie, ale nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po prostu się bałam. Kol spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-Caroline, jesteś bardzo mądra. Nie udawaj idiotki.
-Jeżeli chodzi ci o Klausa, to wcale nie spędzam z nim dużo czasu. - odrzekłam nie patrząc a niego. Nie chciałam żeby wyczuł moje przerażenie, dlatego zgrywałam obojętną.
-Nie? A ja uważam inaczej. - wykrzyczał prawie i tak zakręcił autem, że wylądowało ono naprzeciwko drzewa po drugiej stronie szosy. Wystraszona przytrzymałam się siedzenia i tłumiłam resztki krzyku, który chcąc nie chcąc i tak wydobył się z mojego gardła. Kol zgasił samochód i spojrzał na mnie groźnie.
-Gdzie jest Klaus? - spytał akcentując każde słowo. Popatrzyłam na niego.
-Ja naprawdę nie wiem.. - zaczęłam, a ten przybliżył się do mnie i chwycił za szyję. Jego uścisk sprawiał, że nie mogłam się ruszyć, ale nie bolał.
-Mów prawdę, Caroline. Ty jako ostatnia się z nim widziałaś. A więc?
-Kiedy do niego przyszłam to się pakował. Spytałam dokąd się wybiera i powiedział po prostu, że się nudzi i nie chce tu zostawać. Potem zwyczajnie zabrał walizkę i wyszedł. Naprawdę nie wiem gdzie jest.- wybełkotałam wystraszona. Kol rozluźnił uścisk patrząc mi głęboko w oczy. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nasze twarze dzieli tylko parę centymetrów.
      Po paru sekundach puścił moją szyję i wrócił do poprzedniej pozycji.
-Czemu go szukasz? -spytałam powoli się uspokajając.
-Jest potrzebny mi i mojemu rodzeństwu. Zadzwoń do niego jeszcze dziś i powiedz, żeby wrócił do Mystic Falls, rozumiemy się? - rozkazał groźnie, a ja zauważyłam w jego oku błysk. Taki sam jak u Klausa, pomyślałam i pokręciłam głową. Kol po chwili patrzenia się na mnie, co było bardzo krępujące, wysiadł z auta i uciekł.
     Odczuwałam masę sprzecznych emocji. Bałam się Kola, ale w tamtej chwili, kiedy czułam jego ciepły oddech na swojej skórze, nie czułam zagrożenia. Ba, byłam pewna, że nic mi przy nim nie grozi.
     Nie byłam pewna, że czy mam spełnić jego żądanie, ale bałam się, że gdy tego nie zrobię, to pierwotny zrobi komuś krzywdę. Kiedy opanowałam drżenie rąk przesiadłam się na miejsce kierowcy i ruszyłam w stronę domu. Zmierzchało.
     Nie, nie mogę tego zrobić, pomyślałam. Nie mogłam skontaktować się z Klausem. Wiedziałam, że to oznacza powrót do tego, co tak naprawdę jeszcze do końca się nie skończyło. Moje rany nadal były świeże. Chciałam, aby wrócił. Chciałam tego jak niczego innego, jednak czułam przerażenie. Przeraziłam się myśli, że znów pozuję ten straszny ból. Tą rozpacz. I że znowu będę musiała dusić to w sobie.
    Od opuszczenia przez Klausa Mystic Falls minął dzień, a ja czułam, jakby to były stulecia.
-Ugh – warknęłam na siebie, kiedy tylko poczułam pojedynczą łzę na policzku, której szczerze nienawidziłam. W jednej chwili zatrzymałam wóz, wysiadłam z niego i najmocniej jak potrafiłam rzuciłam moją komórką w głąb lasu. Wypuściłam powietrze z ust i usłyszałam jak telefon rozpada się na mnóstwo kawałków. Wróciłam do samochodu i pojechałam dalej.



     Obudziło mnie czyjeś szturchanie. Jęknęłam cicho i otworzyłam oczy. Nade mną stała mama.
-Kochanie, wstawaj. Szkoła – wypowiedziała to tak melodyjnie, że poczułam się jak normalna nastolatka, którą mama budzi codziennie do szkoły.
     Moje ciężkie powieki same opadały na oczy, więc szybko przemyłam twarz zimną wodą i zaczęłam szykować się do szkoły.
       Od wyjazdu Klausa minęły dwa miesiące. Ponoć Elijah, Rebekah i Kol znaleźli go w Chicago. Jednym słowem tamtego dnia, kiedy Kol „porwał” mnie w podróż samochodem, wszyscy pierwotni zniknęli i nie byłam im do niczego potrzebna.
     Nadal cierpiałam, a chwilami ból był wręcz nie do zniesienia. Chciałam Klausa, pragnęłam go. Pragnęłam aby był przy mnie, co sprawiało, że jeszcze bardziej pogrążałam się w smutku.
     Pogodziłam się z Eleną, Bonnie i braćmi Salvatore. Moi przyjaciele znowu nimi byli, lecz to nie była ta sama przyjaźń co kiedyś. Od tamtej pory większość czasu spędzałam sama. Rozmyślałam chodząc na spacery, odwiedzając Tylera w lesie. Wolałam po prostu być sama. Zastanawiać się co by było gdyby Klaus nie wyjechał. Gdyby był wtedy ze mną.
     Każdego wieczoru moje marzenia okazywały się tylko złudzeniem.






_____________________________________________________________

Cześć. Jest rozdział 10. Nie będę go oceniać, bo szczerze nie mam już sił. Piszę te cholerne rozdziały, których mam pełno już, lecz nie widzę sensu publikowania ich tutaj. No cóż.. To tyle z mojej strony. Miłego czytania, pozdrawiam. 

P.S. Serdeczne uściski dla Angel Madame (http://hate-is-the-beginning-tvd.blogspot.com/ - oto jeden z jej blogów) Która swoim spamem i komentarzami wspiera mnie < 3 Dziękuje ; *

środa, 13 lutego 2013

Rozdział 9.


Caroline:


         Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze. Jęknęłam cicho i zdałam sobie sprawę, że Stefan złamał mi kark. Warknęłam cicho i podniosłam się. Przypomniała mi się też ta cała sytuacja. Nie wiedziałam w ogóle co to było. Wszystko stało się tak szybko. Pełno wampirów i wszystkie atakowały Klausa. I do tego moi przyjaciele. Kiedy widziałam jak Bonnie sprawia ból Klausowi, miałam ochotę ją zabić. Nie wiem czemu, ale tak czułam.  
        Przerażona zaczęłam biegać po domu. Miałam nadzieję, że Klaus gdzieś tam jest. Niestety nie znalazłam go. Najgorsza była myśl, że nie wiedziałam, gdzie był. Byłam pewna, że moi byli przyjaciele, bo od tamtej chwili już nimi nie byli, chcą wysuszyć mieszańca. Nie chciałam tego, ponieważ strasznie zależało mi na nim
      Cała się trzęsłam. Aby się trochę uspokoić, usiadłam na łóżku w sypialni i schowałam twarz w dłoniach. Ledwo powstrzymałam się od płaczu. Zaczęłam się zastanawiać, co mogę zrobić żeby uratować Klausa. Chciałam to zrobić nie tylko dlatego, że byłam mu to winna, ale również dlatego, że był dla mnie od pewnego czasu ważny.  
       Wiedziałam, że sama go nie uratuję, potrzebowałam pomocy. Nie wiedziałam dokąd go porwali, lecz byłam pewna, że muszę działać, zanim będzie za późno.  
       Wtedy wpadłam na pomysł. Zerknęłam na stolik. Leżała na nim komórka Klausa. Szybko za nią złapałam i zaczęłam szukać numeru Adrienne. Kiedy znalazłam od razu nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po dwóch sygnałach odebrała.
-Słucham – powiedziała zachęcająco.
-Adrienne, to ja, Caroline. Poznałyśmy się parę dni temu, pamiętasz? - mówiłam szybko, lecz wyraźnie.
-Pamiętam – odparła beznamiętnie – Czy coś się stało?
-Moi przyjaciele porwali Klausa. Chcą go wysuszyć, trzeba ich powstrzymać i potrzebuję twojej pomocy!
-Porwali Klausa?! - spytała z niedowierzaniem.
-Tak, było ich strasznie dużo, a do tego jest wśród nich czarownica! - wykrzyczałam zestresowana.
-Gdzie jesteś? - odparła po namyśle.  
-U Klausa.
-Za dziesięć minut tam będę – rzekła stanowczo, a ja się rozłączyłam.
       Schowałam na wszelki wypadek jego telefon do kieszeni, poszłam do salonu i czekałam na czarownicę. Pojawiła się dokładnie po dziesięciu minutach. Gdy weszła do domu od razu wstałam. 
-Gdzie go zabrali?
-Nie wiem – odparłam, trzęsąc się.
-Przynieś mi z łazienki jakąś jego rzecz – poleciła stanowczo, a ja popędziłam do łazienki. Wzięłam grzebień i wróciłam do salonu. Podałam Adrienne grzebień i przyniosłam jeszcze mapę.
-A do tego nie jest ci potrzebna krew kogoś z jego rodziny? - spytałam zdziwiona.
-Caroline, znam o wiele prostsze sztuczki – odparła i zmierzyła mnie.
Po chwili wykonała jakieś zaklęcie, ale nie zwracałam na to uwagi, tylko wysyłałam wiadomości do przyjaciół z prośbą, aby nie robili Klausowi krzywdy.
-Są w domu Czarownic – powiedziała Adrienne, podchodząc do mnie.
       Po paru minutach jechałyśmy już na miejsce. Po drodze ustaliłyśmy co każda z nas ma robić. Bałam się, że jak przyjedziemy, będzie za późno, ale Adrienne starała się mnie pocieszyć.  
       Dojechawszy na miejsce, wysiadłyśmy z samochodu. Wokół starego budynku stało sześć wampirów. Chronili wejścia. Nie wiedziałam, po co w ogóle są w to zamieszani. Po sekundzie usłyszałam krzyk. To był Klaus. Bonnie sprawiała mu ból, to wiedziałam na pewno. Adrienne szybko „uśpiła” wampirów stojących przy wejściu. Po chwili weszłyśmy do środka. Słysząc co chwilę krzyk Klausa, chciało mi się płakać, jednak cieszyłam się, że jeszcze żyje, i że go nie wysuszyli.  
       Szybko skierowałyśmy się na górę. Wszyscy byli w wielkiej sali, a  wokół paliło się mnóstwo świec. Byli tam Damon, Bonnie, Stefan, Elena, Jeremy, kilka wampirów, których w ogóle nie znałam, i … Klaus. Leżał na ziemi w kącie wyginając swoje części ciała w różne strony z bólu. Bonnie stała przed nim wymierzając ciosy.  
        Moi byli przyjaciele stali pod ścianą i z uśmiechem się temu przyglądali. Po sekundzie Adrienne zaczęła działać. Wokół rozległy się krzyki. Po chwili na ziemi leżeli nieprzytomni Elena, Stefan, Damon i inne nieznane mi wampiry. Jeremy i Bonnie obrócili się do nas zszokowani. Bonnie chciała odwrócić nasz atak. Wyciągnęła rękę, ale Adrienne za pomocą zaklęcia rzuciła nią o Jeremego. Obydwoje leżeli pod ścianą.  
-Bonnie Bennet – wycedziła z sarkazmem – jesteś za malutka, czarodziejko.
Bonnie chciała się poruszyć, ale unieruchomiła ją zaklęciem.
-Bierz go – zwróciła się do mnie. Szybko spojrzałam na Klausa. Leżał pod ścianą ciężko dysząc.                Podbiegłam do niego i ukucnęłam. Miał zamknięte oczy, nadal ciężko oddychał. Po sekundzie otworzył delikatnie powieki i spojrzał na mnie. 
-Caroline.. - wyszeptał wykończony. Ujęłam go za policzek i ucałowałam.
-Chodź – powiedziałam i pomogłam mu wstać.
       Po chwili opuściliśmy dom czarownic. Cały czas podtrzymywałam Klausa, żeby nie upadł. Kiedy doszliśmy do samochodu, posadziłam go na siedzeniu pasażera. Był wykończony. Wiedziałam, że potrzebuje krwi. Szybko podjęłam tą decyzję. Nadgryzłam sobie nadgarstek i podałam mu. Spojrzał zdziwiony, nadal ciężko dysząc.
-Caroline, nie – rzekł niewyraźnie.
-Potrzebujesz krwi – odparłam szybko.
-Mogę cię zabić, a poza tym... mój jad... - wydukał wykończony
-Klaus, dojdziesz do siebie i mnie uleczysz, nic mi nie będzie.
-Caroline, nie! - powiedział stanowczo, lecz ja przyłożyłam mu nadgarstek do ust. Nie wyrywał się, nie miał sił. Przytuliłam się do niego, a on wpił się w moją rękę. Syknęłam lekko z bólu, ale nie chciałam aby to słyszał. Poczułam, jak jad rozprzestrzenia się po moim ciele i zacisnęłam usta. Krwi ubywało. Widziałam, jak Klaus zaczyna spokojniej oddychać.  
       Po paru sekundach oderwał się od mojego nadgarstka i oparł głowę o siedzenie. Z ust kapała mu krew, ale po chwili wytarł ją.  
-Dziękuję – powiedział czule i spojrzał na mnie.
-Wracajmy do domu – odparłam uśmiechając się.

       Wróciliśmy do domu. Adrienne nie wiem czemu, została w domu czarownic. Weszliśmy do środka trzymając się za ręce. Od razu poszliśmy do sypialni. Usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy rozmowę.
-Klaus... to moja wina. Ja wiedziałam o tym wcześniej i.. powinnam temu zapobiec – wyszeptałam siedząc naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i odwrócił wzrok.
-Przepraszam – wyszeptałam prawie płacząc, a Klaus nadgryzł sobie nadgarstek i przyłożył mi do ust. Kiedy  upiłam wystarczającą ilość, mężczyzna zabrał rękę i pogładził mnie po twarzy.
-Caroline, ja rozumiem, że twoi przyjaciele są dla ciebie ważni, ale..
-Po tym, co chcieli ci zrobić, już nimi nie są – przerwałam mu stanowczo. Spojrzał na mnie znowu i uśmiechnął się.
-W takim razie, wybacz mi to, co za chwilę z nimi zrobię – odparł i wstał. Wystraszyłam się, więc również wstałam i złapałam go za dłoń.
-Zabijesz ich wszystkich?! - wykrzyczałam stając naprzeciwko niego.
-Oszczędzę Elenę – odparł po namyśle i chciał mnie wyminąć, ale zatrzymałam go.
-Klaus, nie możesz tego zrobić!
-Caroline, nie zatrzymuj mnie – rzekł łapiąc mnie za podbródek. Miałam okropny żal do przyjaciół, ale nie chciałam, żeby ich zabijał. Bałam się, że lada moment wybiegnie stąd i będzie po wszystkim.
-Jeżeli choć trochę ci na mnie zależy – zaczęłam i pocałowałam go w usta, po czym dodałam – to zostań.

Klaus:


        Z każdym pocałunkiem Caroline moje serce biło coraz szybciej. Byłem naprawdę szczęśliwy, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że Caroline jest moją słabością. I właśnie dlatego ja, hybryda, najpotężniejsza istota na planecie, nie mogłem sobie na to pozwolić. Caroline była dla mnie najważniejsza na świecie, ale nie mogłem przez taką małą istotkę tracić czujności.  
        Złapałem Caroline za podbródek i uniosłem delikatnie jej twarz. Patrzyła na mnie zdziwiona, ale była spokojna. Czekała na mój ruch.  
-Caroline – zacząłem niepewnie, a ona się uśmiechała – proszę opuść mój dom.
       Nagle uśmiech zaczął znikać z jej twarzy, przyglądała mi się zszokowana.
-Klaus, o co ci chodzi? - spytała jakby od czapy. Puściłem jej podbródek i cofnąłem się o krok. Bałem się, że jak będę za blisko, to znowu zmięknę i nie powstrzymam się, żeby ją pocałować.
-Chcesz, to zostań. Wrócę wieczorem i porozmawiamy, ale teraz, proszę, przepuść mnie – wyrzekłem oschle i jednym krokiem ominąłem ją. Czułem się głupio, wiedziałem, że zabolało ją to, ale musiałem zachować skupienie i koncentrację, aby się przy niej nie rozpłynąć. Z jednej strony chciałem wrócić i przeprosić ją, ale z drugiej nie mogłem sobie na to pozwolić. Po chwili pędziłem już do domu Salvatore'ów.
         Po dwóch minutach stałem już przed drzwiami tego pieprzonego domu. Stałem chwilkę i przysłuchiwałem się.  
-Eleno, w porządku już? - spytał Stefan.
-Tak, tak. Po prostu głowa mnie boli – odparł sobowtór. Po chwili usłyszałem jeszcze urywek rozmowy Damona z Bonnie. Potem wywnioskowałem, że w środku jest Jeremy, Stefan, Damon, Elena i Bonnie.
  Zaśmiałem się pod nosem i mocnym kopniakiem wyważyłem drzwi. Wszyscy od razu wstali i wystraszeni spojrzeli na mnie. Damon i Stefan stanęli przed Eleną zasłaniając ją, a Jeremy ścisnął za dłoń Bonnie.          Swobodnym krokiem wszedłem do mieszkania. Od razu zwróciłem się do czarownicy.
-Radzę ci schować dłonie, wiedźmo – zacząłem cały czas podchodząc do nich – nie próbuj więcej swoich sztuczek na mnie.
-Bo co? - spytała z nienawiścią w głosie. Wtedy na szybko wymyśliłem coś.
-Moja wiedźma ma Caroline. Wystarczy, że pstryknę palcami, a moja hybryda, która stoi w pobliżu domu, usłyszy to i da znać Adrienne, żeby zabiła Caroline.- wyrzekłem opierając się o szafkę.
-Blefujesz – zaczął Damon i zrobił krok do przodu, po czym dodał – nie pozwoliłbyś skrzywdzić Caroline.
-Przekonajmy się – odparłem jeszcze bardziej uśmiechnięty i podniosłem rękę. Już miałem pstryknąć palcami, ale Elena się wtrąciła.
-Stój! - krzyknęła i zacisnęła wargi – nie rób tego.
Zrobiłem krok do przodu jeszcze bardziej przybliżając się do Damona. Złożyłem ręce za plecami i wyprostowałem się.
-Porozmawiajmy o tym, co się dzisiaj stało. Próbowaliście mnie wysuszyć, ale jak zwykle wam nie wyszło, a teraz zapewne będziecie błagać o wybaczenie. To już rutyna...– zacząłem z lekkim rozbawieniem w głosie – Niestety naruszyliście trochę moją cierpliwość.
Kątem oka zauważyłem, jak Bonnie ze strachu ociera łzy. Bicie jej serca cały czas przyspieszało.
-To był mój pomysł – powiedział Damon, aja popatrzyłem na niego. Damon-bohater, pomyślałem.
W wampirzym tempie złapałem go za gardło i uniosłem do góry trzymając lewą rękę z tyłu. Elena wydała z siebie cichy jęk przerażenia, a Stefan podszedł i ścisnął mi ramię. Szybko połamałem mu rękę i również uniosłem do góry trzymając za szyję. Oboje wydawali z siebie ciche jęki bólu.
-Wybieraj, Eleno! Którego mam zabić pierwszego? - wykrzyczałem wkurzony i spojrzałem na nią.
-Klaus, proszę zostaw ich! Błagam! - wykrzyczała i zaczęła ocierać łzy. Bonnie i Jeremy podbiegli do niej.
-Proszę, Klaus! Ukarz mnie, nie ich! - krzyknęła Bonnie.
        Chwilę się zastanawiałem, ale po paru sekundach rzuciłem Stefanem o komodę z Whisky. Damon upadł obok niego. Elena chciała rzucić się im na pomoc, lecz zagrodziłem jej drogę.
-Rusz się jeszcze, a wyrwę im serca – rzuciłem ostro i podszedłem do braci. Nogą odwróciłem Damona na plecy. Leżał ciężko dysząc. Jęczał z bólu, Stefan również. Połamałem nogę od krzesła i spiczastą stronę wcelowałem w wątrobę Damona. Oparłem obydwie ręce na drugim końcu kołka i zacząłem go przyduszać.         Ten zaczął jęczeć z bólu i przytrzymywać kołek. Elena zareagowała po chwili. Jednym ruchem podbiegła do nas i rzuciła mną tak, ze spadłem na schody. Szybko wyjęła kołek i cisnęła nim we mnie. Moja reakcja była natychmiastowa. Wstałem i przechwyciłem go. Po sekundzie znalazłem się przy niej.  
       Wbiłem kołek w jej prawe udo od boku.  
-Zostaw ich! - krzyknął Jeremy, co zignorowałem.
-Nie ładnie, Eleno – powiedziałem ciepło, a ta zaczęła klękać na jedno kolano. Jęczała z bólu.
-Idź do diabła – wyjechała z dobrze znaną mi ripostą.
      Złapałem ją za rękę i cisnęłam nią o ścianę. Po chwili rozejrzałem się po pokoju. Stefan zaczął się podnosić, Damon też. Elena leżała pod ścianą nieruchomo i krwawiła. Kołek nadal tkwił w jej udzie. Chyba zbyt mocno nią rzuciłem, pomyślałem i uśmiechnąłem się. Bonnie i Jeremy stali zszokowani trzymając się za ręce. Uśmiechnąłem się do nich.
-Wy też chcecie? - spytałem rozkładając ręce, lecz odpowiedzi nie usłyszałem.
     Stefan wstał chwiejnie i zaczął podchodzić do Eleny. Poprawiłem kurtkę i lekkim krokiem wyszedłem z domu.  


Caroline:

        Wyszłam z willi Klausa i szybkim krokiem skierowałam się do Stefana. Miałam ochotę wykrzyczeć mu to wszystko w twarz. Zresztą nie tylko jemu. Elenie, Damonowi, Jeremiemu i przede wszystkim Bonnie. Za to co zrobili Klausowi.  
        Klaus przed godziną zachował się bardzo dziwnie, pomyślałam. Dziwiło mnie jego zachowanie, jego ignorowanie mnie. Słowa wypływające z jego ust po prostu mnie bolały. Byłam pewna, że mu na mnie zależy, ale on ni stąd ni zowąd zaczął zachowywać się tak, jakbym była mu obojętna. Nie wiedziałam co nim kierowało, ani co było powodem tak absurdalnego zachowania.  
       Byłam skonfundowana, ale też i smutna. Chciałam, żeby wszystko było tak jak kiedyś. Żeby moi przyjaciele nadal nimi byli. Tamtego dnia miałam do nich ogromny żal. Stefan, mój niby przyjaciel, pomyślałam, złamał mi kark! Przyjaciele tak nie robią! Skołowana wewnętrznym monologiem, delikatnie, lecz odważnie weszłam do domu Salvatorów. Zastałam tam Stefana, jego brata, Elenę, Jeremiego i Bonnie. No, świetnie się składa, pomyślałam i przyjrzałam się uważnie. Elena siedziała na kanapie i piła krew z woreczka. Damon siedział obok niej i również pił. Stefan z kolei podnosił stolik i zbite butelki. Bonnie i Jeremy siedzieli na schodach i przytulali się do siebie.  
       Kiedy Stefan mnie zobaczył, popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Damon był tak pochłonięty piciem krwi, że nawet mnie nie zauważył. Elena wstała i zerknęła na mnie wkurzona. Po chwili zaczęła podchodzić podenerwowana.
-Jak mogłaś, Caroline?! - wykrzyczała, a Damon poderwał się z miejsca. Wstał i razem ze Stefanem podeszli.
-No, barbie, popisałaś się – wysyczał przez zęby Damon, idealnie akcentując każde słowo.
-Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami – wyszeptała Bonnie podchodząc. Spojrzałam na nich po kolei i wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
-Ha, ja też tak myślałam, Bonnie! Cały czas mnie okłamywaliście! - krzyczałam – Przyjaciółki nie mają przed sobą tajemnic, a ty, Bonnie, nawet nie powiedziałaś mi, że odzyskałaś moc!
-Tu nie chodzi o moce Bonnie, Car – powiedział nad wyraz spokojny Stefan. - zdradziłaś nas.
-Stefan, ty mi złamałeś kark! - krzyknęłam jeszcze bardziej rozwścieczona.
-Nie miał wyboru. Wyrywałaś się, aby pomóc swojemu mieszańcowi, kiedy my grzecznie i przyzwoicie chcieliśmy go wysuszyć – rzekł Damon, odwrócił się i skierował na kanapę.
-Wy macie jakąś obsesję na punkcie pozbycia się go! - wycharczałam wściekła. Chciałam im wszystkim powiedzieć jacy są wstrętni, bezduszni, ale coś mnie powstrzymywało.
-Podobnie jak Klaus na punkcie mojej krwi – powiedziała Elena i skrzyżowała ręce na piersiach.
-Wy widzicie w nim tylko potwora, a on jest kimś więcej. Kimś, kto potrafi współczuć, kochać, płakać... po prostu czuć. - odparłam lekko się czerwieniąc. Wszyscy popatrzyli na mnie zszokowani, a ja odwróciłam wzrok.
-Caroline, to Klaus! - krzyknęła Elena, po czym dodała – mogliśmy mieć raz na zawsze spokój. Klausa by nie było i wszyscy bylibyśmy szczęśliwi. - na te słowa zaśmiałam się ironicznie i tym razem to ja skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Wy bylibyście szczęśliwi! Nie ja! Nie wiecie czego tak naprawdę chcę, bo o niczym innym nie myślicie, tylko o wyeliminowaniu Klausa!
-Caroline, on chce krwi Eleny! Po rzuceniu tego cholernego zaklęcia nie da jej spokoju do końca życia. Kto wie, co będzie chciał z nią zrobić! - powiedział Stefan i zaczął krążyć po salonie.
-Ale z nim można rozmawiać. Jestem pewna, że gdybym go poprosiła, to wysłuchałby was, a poza tym.. - wyrzekłam podminowana i przerwałam, aby zaczerpnąć powietrza. Damon zaczął do nas podchodzić. W końcu stanął koło Bonnie i powiedział swoim groźnym tonem.
-Żarty się skończyły, Caroline. Wybieraj – albo my– zaczął, podszedł bliżej, po czym dodał – albo on. Stefan spuścił wzrok. Elena i Bonnie patrzyły na mnie czekając na odpowiedź. Byłam w szoku! Jak oni mogą mi stawiać ultimatum, pomyślałam. Spojrzałam na każdego z osobna, po czym starłam łzę spływającą mi po poliku.
-W porządku – rzuciłam ironicznie, po czym dodałam spokojnie – wybieram jego.
Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Po paru sekundach odwróciłam się na pięcie i wyszłam trzaskając drzwiami.

        To był zdecydowanie mój najgorszy dzień w życiu! Czułam się okropnie. Jednego dnia straciłam kogoś, na kim mi zależało i do tego przyjaciół. Wtedy zdałam sobie sprawę, że zostałam sama. Kompletnie sama.
        Nie miałam nikogo i to było najbardziej dobijające. Szlochając udałam się do lasu. Zmierzałam do miejsca, gdzie moja mama pochowała Tylera. Z daleka od wszystkich, aby nikt o tym nie wiedział. Szłam zapłakana, co chwilę ocierając łzy.  
        Kiedy dotarłam na miejsce, usiadłam na trawie chowając twarz w dłoniach. Zanosiłam się płaczem i nie mogłam po prostu przestać. Po chwili jednak podniosłam głowę i spojrzałam na grób. Był ubogi. Pomnik wykonany był z marmuru i stał na nim znicz. Imienia i nazwiska nie było, ze względu na to, że ktoś mógłby zobaczyć. Położyłam rękę na zimnym kamieniu i jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-Brakuje mi ciebie – wyszeptałam ciężko powstrzymując płacz.
-Mi ciebie również – usłyszałam i w mgnieniu oka wstałam. Odwróciłam się, a przede mną oparty o drzewo stał Tyler. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zszokowana otworzyłam usta, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
-Jestem duchem – powiedział i uśmiechnął się. Cieszyłam się, że Tyler tu jest, że mogę go zobaczyć, chociaż nie wiedziałam w jaki sposób.
-Ale.. jak... ty tu..? - szeptałam półgłosem. Tyler podszedł do mnie.
-Potrzebowałaś pomocy, więc jestem.
Po sekundzie rzuciłam się na niego, aby go przytulić, lecz to nic nie dało. Zwyczajnie przeszłam przez jego ciało i stanęłam plecami do niego. Szybko odwróciliśmy się do siebie.
-Caroline, nie dotkniesz mnie. Jestem duchem – rzekł ciepło, a ja pokiwałam głową. Potem wróciłam do płaczu. Mimo tego, że Tyler właśnie stał przede mną, moje życie było nadal zrujnowane.
-Caroline, nie płacz – poprosił Tyler.
-Przepraszam, ale po prostu wszystko mi się wali. Tyler, ja nie mam już nikogo. Nikogo, rozumiesz? -powiedziałam, a ten podszedł do mnie i spojrzał czule. Widziałam jak w jego oku kręci się łza.
-I w ogóle przepraszam cię. To przeze mnie nie żyjesz, a nie zasługiwałeś na śmierć. To ja powinnam nie żyć, nie ty. - wyszeptałam nadal załamana.
-Caroline, to nie była twoja wina. Może gdybym postępował inaczej, do niczego takiego by nie doszło. Zresztą tam, gdzie teraz jestem, płacę za to, co zrobiłem źle.
Tyler uśmiechnął się do mnie i starł łzę z policzka.
-Ale całe życie było przed tobą, mogłeś jeszcze tyle rzeczy zrobić...
-Pewnie, że tak – odparł spokojnie, po czym dodał – ale tak widocznie musiało być. Nie mam do ciebie żalu. Jedyne czego mi brakuje, to ty. Nawet nie wiesz, ile razy płakałem przyglądając się tobie i wiedząc, że już nigdy nie będę mógł cię dotknąć, pocałować. Tylko tego mi brakuje. - Tyler patrzył na mnie, jak jeszcze nigdy w życiu. W jego oczach była iskra miłości, nadziei i radości - Wiem, że sobie poradzisz, Caroline.
-Nie, nie poradzę – odparłam i znowu gorzko zapłakałam chowając twarz w dłoniach. - nie poradzę – wybełkotałam przez łzy, a Tyler podszedł i mnie przytulił, ale nie czułam tego.
-Hey, spójrz na mnie – polecił spokojnie. Uniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na niego zapłakana. Patrzył mi głęboko w oczy i się uśmiechał się. - jesteś silna, rozumiesz? Poradzisz sobie, bo wcale nie jesteś sama. Masz mamę, Elenę, Bonnie. Masz mnie.
       Chwilę przyglądałam się mieszańcowi, a on wyczekiwał na moją odpowiedź. Wytarłam łzy i zebrałam się, aby odpowiedzieć.
-Elena i Bonnie pokazały jak bardzo im na mnie zależy. - rzekłam sarkastycznie - To samo Stefan. Ja już nic dla nich nie znaczę, Tyler.
-Ależ mylisz się. Znaczysz i to bardzo dużo. Elena i Bonnie muszą sobie wszystko poukładać. Boją się o ciebie, ale ich strach do Klausa jest silniejszy. Nie przyjmują do wiadomości, że ciebie i jego może coś łączyć. Daj im trochę czasu, a na pewno to zrozumieją. - odparł nad wyraz spokojnie, a ja spojrzałam na niego spode łba. Nie wiedziałam, że tak po prostu będzie mówił o Klausie, kiedy ten go zabił.
-Dlaczego tak spokojnie to mówisz? Klaus cię przecież zabił.
-Mówiłem ci. Miejsce, w którym teraz przebywam nauczyło mnie, że w życiu chodzi jedynie o wybaczanie. Aby potrafić dać szansę innej osobie - Tyler co chwilę spoglądał gdzieś w przestrzeń, jakby się zastanawiał. Ja za to nie spuszczałam z niego oka.
-Ale mnie i Klausa nic nie łączy – skłamałam. Nie chciałam, aby zrobiło mu się przykro. Zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie kręcąc głową.
-Caroline, wiem co do niego czujesz. Klaus również darzy cię ogromnym uczuciem, ale jeszcze nie może się w tym odnaleźć. To jest dla niego obce, więc stara się czasami odpychać te uczucia i postępować tak, jak dawniej. - wyrzekł, uśmiechnął się zalotnie i dokończył – Zmieniasz go, sprawiasz, że chce czuć. Nie poddawaj się i pokaż mu, że zależy ci na nim. Pomóż mu dopuścić do głosu uczucia, inaczej na dobre wyłączy człowieczeństwo, które jeszcze w nim jest.
       Tyler pomógł mi zrozumieć wtedy wiele rzeczy. Gdy do mnie mówił, czułam się coraz lepiej, gdyż wiedziałam, że naprawdę zależy mi na Klausie i muszę za wszelką cenę mu pomóc. Zamyślona wpatrywałam się w pobliskie drzewo.  
-Tyler, przepraszam, że to wszystko tak wyszło. Głupio się czuję, mówiąc ci to, ale masz rację. Zależy mi na nim. - myślałam, że Tylerowi będzie przez to przykro, ale on nadal się do mnie przyjaźnie uśmiechał.
-Wiem, Caroline, ale musisz mu to pokazać. - przemówił i spojrzał w górę. Na jego buzi pojawił się szczery uśmiech.- Muszę wracać..
-Nie, nie idź jeszcze – wypowiedziałam przez łzy podchodząc do niego.
-Eleną i Bonnie się nie przejmuj. Jestem pewien, że wszystko będzie w porządku. A teraz idź do niego – odparł i pogłaskał mnie po policzku, czego nie czułam.
-Spotkamy się jeszcze? - spytałam ocierając łzy.
-Tak, obiecuję. Kocham Cię, Caroline – szepnął i zaczął znikać. Przyjrzałam mu się i po chwili uśmiechnęłam do niego.
-Ja ciebie też, Tyler – odparłam i po chwili już go nie było.
      Stałam jeszcze chwilę zastanawiając się, czy to wszystko się naprawdę wydarzyło. Nadal lekko płacząc obróciłam się i odeszłam
      Tyler mi pomógł. Cieszyłam się, że go zobaczyłam i że jeszcze zobaczę. Wiedziałam, że jest moim przyjacielem, a właśnie przyjaźni mi wtedy było potrzeba. Ale nie tylko przyjaźni. Potrzebowałam również Klausa. Lekkim krokiem opuściłam las zmierzając w kierunku willi mieszańca.  


       Stanęłam przed jego domem i swobodnie weszłam do środka. W salonie nikogo nie było więc skierowałam się na górę. Szłam cicho długim korytarzem, kiedy stanęłam przed drzwiami jego sypialni. Były lekko uchylone, więc pchnęłam je delikatnie i weszłam do środka. Klaus pakował jakieś ubrania do wielkiej torby, która leżała na łóżku. Od razu na mnie popatrzył. Minę miał. nieodgadniętą. Zaczął mi się przyglądać i chyba zorientował się, że płakałam.  
-Płakałaś? - spytał z troską w głosie. Otarłam pojedynczą łzę, która nagle spłynęła mi po poliku.
-Wyjeżdżasz gdzieś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Klaus delikatnie złożył jakąś białą koszulę i włożył do torby. - mieliśmy porozmawiać.
-Zgadza się – wyszeptał nie patrząc na mnie.
Zaśmiałam się sarkastycznie i zaczęłam ocierać łzy. Nie mogłam uwierzyć, że i Klaus chce mnie opuścić.
-Ty też mnie odtrącisz?! - spytałam, a on otworzył lekko usta, lecz po chwili je zamknął i odwrócił wzrok. Widocznie nie wiedział, co ma mi odpowiedzieć.
-Caroline, nudzę się. Nie chcę tu dłużej zostawać. - odparł obojętnie po chwili. Z trzaskiem zapiął torbę, po czym podniósł ją i spojrzał na mnie. Widział jak płakałam i nawet nie zareagował. On tylko odwrócił wzrok, minął mnie i wyszedł z pokoju.
Wkurzona wyszłam za nim i krzyknęłam.
-Wiesz, Damon postawił mi dzisiaj ultimatum. - krzyknęłam zapłakana, a Klaus zatrzymał się – Kazał mi wybierać między tobą, a nimi. I wiesz kogo wybrałam? - zaczęłam do niego podchodzić – wybrałam ciebie, wiesz?   
      Ocierałam łzy i nadal płakałam, lecz Klaus westchnął cicho i po prostu odszedł.
           

_______________________________________________________________________


No, jest w końcu, po długim czasie kolejny rozdział. Udało mi się jako tako ulepić coś w logiczną całość, ale mnie się szczerze wydaje on mdławy. Jest trochę długi no i zapewne nudny, no ale nie mnie to oceniać. Planuję też zamknąć bloga, gdyż nie podoba mi się to, co piszę. Może to nagły brak weny? Nie wiem.. Zauważyłam , że jest coraz gorzej, bo i ilość komentarzy spadła, więc chyba nie ma sensu dalej ciągnąć tych wypocin. No cóż.. mam doła, no ale jak zawsze zapraszam do czytania i komentowania. Serdecznie pozdrawiam. <3