środa, 13 lutego 2013

Rozdział 9.


Caroline:


         Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze. Jęknęłam cicho i zdałam sobie sprawę, że Stefan złamał mi kark. Warknęłam cicho i podniosłam się. Przypomniała mi się też ta cała sytuacja. Nie wiedziałam w ogóle co to było. Wszystko stało się tak szybko. Pełno wampirów i wszystkie atakowały Klausa. I do tego moi przyjaciele. Kiedy widziałam jak Bonnie sprawia ból Klausowi, miałam ochotę ją zabić. Nie wiem czemu, ale tak czułam.  
        Przerażona zaczęłam biegać po domu. Miałam nadzieję, że Klaus gdzieś tam jest. Niestety nie znalazłam go. Najgorsza była myśl, że nie wiedziałam, gdzie był. Byłam pewna, że moi byli przyjaciele, bo od tamtej chwili już nimi nie byli, chcą wysuszyć mieszańca. Nie chciałam tego, ponieważ strasznie zależało mi na nim
      Cała się trzęsłam. Aby się trochę uspokoić, usiadłam na łóżku w sypialni i schowałam twarz w dłoniach. Ledwo powstrzymałam się od płaczu. Zaczęłam się zastanawiać, co mogę zrobić żeby uratować Klausa. Chciałam to zrobić nie tylko dlatego, że byłam mu to winna, ale również dlatego, że był dla mnie od pewnego czasu ważny.  
       Wiedziałam, że sama go nie uratuję, potrzebowałam pomocy. Nie wiedziałam dokąd go porwali, lecz byłam pewna, że muszę działać, zanim będzie za późno.  
       Wtedy wpadłam na pomysł. Zerknęłam na stolik. Leżała na nim komórka Klausa. Szybko za nią złapałam i zaczęłam szukać numeru Adrienne. Kiedy znalazłam od razu nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po dwóch sygnałach odebrała.
-Słucham – powiedziała zachęcająco.
-Adrienne, to ja, Caroline. Poznałyśmy się parę dni temu, pamiętasz? - mówiłam szybko, lecz wyraźnie.
-Pamiętam – odparła beznamiętnie – Czy coś się stało?
-Moi przyjaciele porwali Klausa. Chcą go wysuszyć, trzeba ich powstrzymać i potrzebuję twojej pomocy!
-Porwali Klausa?! - spytała z niedowierzaniem.
-Tak, było ich strasznie dużo, a do tego jest wśród nich czarownica! - wykrzyczałam zestresowana.
-Gdzie jesteś? - odparła po namyśle.  
-U Klausa.
-Za dziesięć minut tam będę – rzekła stanowczo, a ja się rozłączyłam.
       Schowałam na wszelki wypadek jego telefon do kieszeni, poszłam do salonu i czekałam na czarownicę. Pojawiła się dokładnie po dziesięciu minutach. Gdy weszła do domu od razu wstałam. 
-Gdzie go zabrali?
-Nie wiem – odparłam, trzęsąc się.
-Przynieś mi z łazienki jakąś jego rzecz – poleciła stanowczo, a ja popędziłam do łazienki. Wzięłam grzebień i wróciłam do salonu. Podałam Adrienne grzebień i przyniosłam jeszcze mapę.
-A do tego nie jest ci potrzebna krew kogoś z jego rodziny? - spytałam zdziwiona.
-Caroline, znam o wiele prostsze sztuczki – odparła i zmierzyła mnie.
Po chwili wykonała jakieś zaklęcie, ale nie zwracałam na to uwagi, tylko wysyłałam wiadomości do przyjaciół z prośbą, aby nie robili Klausowi krzywdy.
-Są w domu Czarownic – powiedziała Adrienne, podchodząc do mnie.
       Po paru minutach jechałyśmy już na miejsce. Po drodze ustaliłyśmy co każda z nas ma robić. Bałam się, że jak przyjedziemy, będzie za późno, ale Adrienne starała się mnie pocieszyć.  
       Dojechawszy na miejsce, wysiadłyśmy z samochodu. Wokół starego budynku stało sześć wampirów. Chronili wejścia. Nie wiedziałam, po co w ogóle są w to zamieszani. Po sekundzie usłyszałam krzyk. To był Klaus. Bonnie sprawiała mu ból, to wiedziałam na pewno. Adrienne szybko „uśpiła” wampirów stojących przy wejściu. Po chwili weszłyśmy do środka. Słysząc co chwilę krzyk Klausa, chciało mi się płakać, jednak cieszyłam się, że jeszcze żyje, i że go nie wysuszyli.  
       Szybko skierowałyśmy się na górę. Wszyscy byli w wielkiej sali, a  wokół paliło się mnóstwo świec. Byli tam Damon, Bonnie, Stefan, Elena, Jeremy, kilka wampirów, których w ogóle nie znałam, i … Klaus. Leżał na ziemi w kącie wyginając swoje części ciała w różne strony z bólu. Bonnie stała przed nim wymierzając ciosy.  
        Moi byli przyjaciele stali pod ścianą i z uśmiechem się temu przyglądali. Po sekundzie Adrienne zaczęła działać. Wokół rozległy się krzyki. Po chwili na ziemi leżeli nieprzytomni Elena, Stefan, Damon i inne nieznane mi wampiry. Jeremy i Bonnie obrócili się do nas zszokowani. Bonnie chciała odwrócić nasz atak. Wyciągnęła rękę, ale Adrienne za pomocą zaklęcia rzuciła nią o Jeremego. Obydwoje leżeli pod ścianą.  
-Bonnie Bennet – wycedziła z sarkazmem – jesteś za malutka, czarodziejko.
Bonnie chciała się poruszyć, ale unieruchomiła ją zaklęciem.
-Bierz go – zwróciła się do mnie. Szybko spojrzałam na Klausa. Leżał pod ścianą ciężko dysząc.                Podbiegłam do niego i ukucnęłam. Miał zamknięte oczy, nadal ciężko oddychał. Po sekundzie otworzył delikatnie powieki i spojrzał na mnie. 
-Caroline.. - wyszeptał wykończony. Ujęłam go za policzek i ucałowałam.
-Chodź – powiedziałam i pomogłam mu wstać.
       Po chwili opuściliśmy dom czarownic. Cały czas podtrzymywałam Klausa, żeby nie upadł. Kiedy doszliśmy do samochodu, posadziłam go na siedzeniu pasażera. Był wykończony. Wiedziałam, że potrzebuje krwi. Szybko podjęłam tą decyzję. Nadgryzłam sobie nadgarstek i podałam mu. Spojrzał zdziwiony, nadal ciężko dysząc.
-Caroline, nie – rzekł niewyraźnie.
-Potrzebujesz krwi – odparłam szybko.
-Mogę cię zabić, a poza tym... mój jad... - wydukał wykończony
-Klaus, dojdziesz do siebie i mnie uleczysz, nic mi nie będzie.
-Caroline, nie! - powiedział stanowczo, lecz ja przyłożyłam mu nadgarstek do ust. Nie wyrywał się, nie miał sił. Przytuliłam się do niego, a on wpił się w moją rękę. Syknęłam lekko z bólu, ale nie chciałam aby to słyszał. Poczułam, jak jad rozprzestrzenia się po moim ciele i zacisnęłam usta. Krwi ubywało. Widziałam, jak Klaus zaczyna spokojniej oddychać.  
       Po paru sekundach oderwał się od mojego nadgarstka i oparł głowę o siedzenie. Z ust kapała mu krew, ale po chwili wytarł ją.  
-Dziękuję – powiedział czule i spojrzał na mnie.
-Wracajmy do domu – odparłam uśmiechając się.

       Wróciliśmy do domu. Adrienne nie wiem czemu, została w domu czarownic. Weszliśmy do środka trzymając się za ręce. Od razu poszliśmy do sypialni. Usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy rozmowę.
-Klaus... to moja wina. Ja wiedziałam o tym wcześniej i.. powinnam temu zapobiec – wyszeptałam siedząc naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i odwrócił wzrok.
-Przepraszam – wyszeptałam prawie płacząc, a Klaus nadgryzł sobie nadgarstek i przyłożył mi do ust. Kiedy  upiłam wystarczającą ilość, mężczyzna zabrał rękę i pogładził mnie po twarzy.
-Caroline, ja rozumiem, że twoi przyjaciele są dla ciebie ważni, ale..
-Po tym, co chcieli ci zrobić, już nimi nie są – przerwałam mu stanowczo. Spojrzał na mnie znowu i uśmiechnął się.
-W takim razie, wybacz mi to, co za chwilę z nimi zrobię – odparł i wstał. Wystraszyłam się, więc również wstałam i złapałam go za dłoń.
-Zabijesz ich wszystkich?! - wykrzyczałam stając naprzeciwko niego.
-Oszczędzę Elenę – odparł po namyśle i chciał mnie wyminąć, ale zatrzymałam go.
-Klaus, nie możesz tego zrobić!
-Caroline, nie zatrzymuj mnie – rzekł łapiąc mnie za podbródek. Miałam okropny żal do przyjaciół, ale nie chciałam, żeby ich zabijał. Bałam się, że lada moment wybiegnie stąd i będzie po wszystkim.
-Jeżeli choć trochę ci na mnie zależy – zaczęłam i pocałowałam go w usta, po czym dodałam – to zostań.

Klaus:


        Z każdym pocałunkiem Caroline moje serce biło coraz szybciej. Byłem naprawdę szczęśliwy, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że Caroline jest moją słabością. I właśnie dlatego ja, hybryda, najpotężniejsza istota na planecie, nie mogłem sobie na to pozwolić. Caroline była dla mnie najważniejsza na świecie, ale nie mogłem przez taką małą istotkę tracić czujności.  
        Złapałem Caroline za podbródek i uniosłem delikatnie jej twarz. Patrzyła na mnie zdziwiona, ale była spokojna. Czekała na mój ruch.  
-Caroline – zacząłem niepewnie, a ona się uśmiechała – proszę opuść mój dom.
       Nagle uśmiech zaczął znikać z jej twarzy, przyglądała mi się zszokowana.
-Klaus, o co ci chodzi? - spytała jakby od czapy. Puściłem jej podbródek i cofnąłem się o krok. Bałem się, że jak będę za blisko, to znowu zmięknę i nie powstrzymam się, żeby ją pocałować.
-Chcesz, to zostań. Wrócę wieczorem i porozmawiamy, ale teraz, proszę, przepuść mnie – wyrzekłem oschle i jednym krokiem ominąłem ją. Czułem się głupio, wiedziałem, że zabolało ją to, ale musiałem zachować skupienie i koncentrację, aby się przy niej nie rozpłynąć. Z jednej strony chciałem wrócić i przeprosić ją, ale z drugiej nie mogłem sobie na to pozwolić. Po chwili pędziłem już do domu Salvatore'ów.
         Po dwóch minutach stałem już przed drzwiami tego pieprzonego domu. Stałem chwilkę i przysłuchiwałem się.  
-Eleno, w porządku już? - spytał Stefan.
-Tak, tak. Po prostu głowa mnie boli – odparł sobowtór. Po chwili usłyszałem jeszcze urywek rozmowy Damona z Bonnie. Potem wywnioskowałem, że w środku jest Jeremy, Stefan, Damon, Elena i Bonnie.
  Zaśmiałem się pod nosem i mocnym kopniakiem wyważyłem drzwi. Wszyscy od razu wstali i wystraszeni spojrzeli na mnie. Damon i Stefan stanęli przed Eleną zasłaniając ją, a Jeremy ścisnął za dłoń Bonnie.          Swobodnym krokiem wszedłem do mieszkania. Od razu zwróciłem się do czarownicy.
-Radzę ci schować dłonie, wiedźmo – zacząłem cały czas podchodząc do nich – nie próbuj więcej swoich sztuczek na mnie.
-Bo co? - spytała z nienawiścią w głosie. Wtedy na szybko wymyśliłem coś.
-Moja wiedźma ma Caroline. Wystarczy, że pstryknę palcami, a moja hybryda, która stoi w pobliżu domu, usłyszy to i da znać Adrienne, żeby zabiła Caroline.- wyrzekłem opierając się o szafkę.
-Blefujesz – zaczął Damon i zrobił krok do przodu, po czym dodał – nie pozwoliłbyś skrzywdzić Caroline.
-Przekonajmy się – odparłem jeszcze bardziej uśmiechnięty i podniosłem rękę. Już miałem pstryknąć palcami, ale Elena się wtrąciła.
-Stój! - krzyknęła i zacisnęła wargi – nie rób tego.
Zrobiłem krok do przodu jeszcze bardziej przybliżając się do Damona. Złożyłem ręce za plecami i wyprostowałem się.
-Porozmawiajmy o tym, co się dzisiaj stało. Próbowaliście mnie wysuszyć, ale jak zwykle wam nie wyszło, a teraz zapewne będziecie błagać o wybaczenie. To już rutyna...– zacząłem z lekkim rozbawieniem w głosie – Niestety naruszyliście trochę moją cierpliwość.
Kątem oka zauważyłem, jak Bonnie ze strachu ociera łzy. Bicie jej serca cały czas przyspieszało.
-To był mój pomysł – powiedział Damon, aja popatrzyłem na niego. Damon-bohater, pomyślałem.
W wampirzym tempie złapałem go za gardło i uniosłem do góry trzymając lewą rękę z tyłu. Elena wydała z siebie cichy jęk przerażenia, a Stefan podszedł i ścisnął mi ramię. Szybko połamałem mu rękę i również uniosłem do góry trzymając za szyję. Oboje wydawali z siebie ciche jęki bólu.
-Wybieraj, Eleno! Którego mam zabić pierwszego? - wykrzyczałem wkurzony i spojrzałem na nią.
-Klaus, proszę zostaw ich! Błagam! - wykrzyczała i zaczęła ocierać łzy. Bonnie i Jeremy podbiegli do niej.
-Proszę, Klaus! Ukarz mnie, nie ich! - krzyknęła Bonnie.
        Chwilę się zastanawiałem, ale po paru sekundach rzuciłem Stefanem o komodę z Whisky. Damon upadł obok niego. Elena chciała rzucić się im na pomoc, lecz zagrodziłem jej drogę.
-Rusz się jeszcze, a wyrwę im serca – rzuciłem ostro i podszedłem do braci. Nogą odwróciłem Damona na plecy. Leżał ciężko dysząc. Jęczał z bólu, Stefan również. Połamałem nogę od krzesła i spiczastą stronę wcelowałem w wątrobę Damona. Oparłem obydwie ręce na drugim końcu kołka i zacząłem go przyduszać.         Ten zaczął jęczeć z bólu i przytrzymywać kołek. Elena zareagowała po chwili. Jednym ruchem podbiegła do nas i rzuciła mną tak, ze spadłem na schody. Szybko wyjęła kołek i cisnęła nim we mnie. Moja reakcja była natychmiastowa. Wstałem i przechwyciłem go. Po sekundzie znalazłem się przy niej.  
       Wbiłem kołek w jej prawe udo od boku.  
-Zostaw ich! - krzyknął Jeremy, co zignorowałem.
-Nie ładnie, Eleno – powiedziałem ciepło, a ta zaczęła klękać na jedno kolano. Jęczała z bólu.
-Idź do diabła – wyjechała z dobrze znaną mi ripostą.
      Złapałem ją za rękę i cisnęłam nią o ścianę. Po chwili rozejrzałem się po pokoju. Stefan zaczął się podnosić, Damon też. Elena leżała pod ścianą nieruchomo i krwawiła. Kołek nadal tkwił w jej udzie. Chyba zbyt mocno nią rzuciłem, pomyślałem i uśmiechnąłem się. Bonnie i Jeremy stali zszokowani trzymając się za ręce. Uśmiechnąłem się do nich.
-Wy też chcecie? - spytałem rozkładając ręce, lecz odpowiedzi nie usłyszałem.
     Stefan wstał chwiejnie i zaczął podchodzić do Eleny. Poprawiłem kurtkę i lekkim krokiem wyszedłem z domu.  


Caroline:

        Wyszłam z willi Klausa i szybkim krokiem skierowałam się do Stefana. Miałam ochotę wykrzyczeć mu to wszystko w twarz. Zresztą nie tylko jemu. Elenie, Damonowi, Jeremiemu i przede wszystkim Bonnie. Za to co zrobili Klausowi.  
        Klaus przed godziną zachował się bardzo dziwnie, pomyślałam. Dziwiło mnie jego zachowanie, jego ignorowanie mnie. Słowa wypływające z jego ust po prostu mnie bolały. Byłam pewna, że mu na mnie zależy, ale on ni stąd ni zowąd zaczął zachowywać się tak, jakbym była mu obojętna. Nie wiedziałam co nim kierowało, ani co było powodem tak absurdalnego zachowania.  
       Byłam skonfundowana, ale też i smutna. Chciałam, żeby wszystko było tak jak kiedyś. Żeby moi przyjaciele nadal nimi byli. Tamtego dnia miałam do nich ogromny żal. Stefan, mój niby przyjaciel, pomyślałam, złamał mi kark! Przyjaciele tak nie robią! Skołowana wewnętrznym monologiem, delikatnie, lecz odważnie weszłam do domu Salvatorów. Zastałam tam Stefana, jego brata, Elenę, Jeremiego i Bonnie. No, świetnie się składa, pomyślałam i przyjrzałam się uważnie. Elena siedziała na kanapie i piła krew z woreczka. Damon siedział obok niej i również pił. Stefan z kolei podnosił stolik i zbite butelki. Bonnie i Jeremy siedzieli na schodach i przytulali się do siebie.  
       Kiedy Stefan mnie zobaczył, popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Damon był tak pochłonięty piciem krwi, że nawet mnie nie zauważył. Elena wstała i zerknęła na mnie wkurzona. Po chwili zaczęła podchodzić podenerwowana.
-Jak mogłaś, Caroline?! - wykrzyczała, a Damon poderwał się z miejsca. Wstał i razem ze Stefanem podeszli.
-No, barbie, popisałaś się – wysyczał przez zęby Damon, idealnie akcentując każde słowo.
-Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami – wyszeptała Bonnie podchodząc. Spojrzałam na nich po kolei i wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
-Ha, ja też tak myślałam, Bonnie! Cały czas mnie okłamywaliście! - krzyczałam – Przyjaciółki nie mają przed sobą tajemnic, a ty, Bonnie, nawet nie powiedziałaś mi, że odzyskałaś moc!
-Tu nie chodzi o moce Bonnie, Car – powiedział nad wyraz spokojny Stefan. - zdradziłaś nas.
-Stefan, ty mi złamałeś kark! - krzyknęłam jeszcze bardziej rozwścieczona.
-Nie miał wyboru. Wyrywałaś się, aby pomóc swojemu mieszańcowi, kiedy my grzecznie i przyzwoicie chcieliśmy go wysuszyć – rzekł Damon, odwrócił się i skierował na kanapę.
-Wy macie jakąś obsesję na punkcie pozbycia się go! - wycharczałam wściekła. Chciałam im wszystkim powiedzieć jacy są wstrętni, bezduszni, ale coś mnie powstrzymywało.
-Podobnie jak Klaus na punkcie mojej krwi – powiedziała Elena i skrzyżowała ręce na piersiach.
-Wy widzicie w nim tylko potwora, a on jest kimś więcej. Kimś, kto potrafi współczuć, kochać, płakać... po prostu czuć. - odparłam lekko się czerwieniąc. Wszyscy popatrzyli na mnie zszokowani, a ja odwróciłam wzrok.
-Caroline, to Klaus! - krzyknęła Elena, po czym dodała – mogliśmy mieć raz na zawsze spokój. Klausa by nie było i wszyscy bylibyśmy szczęśliwi. - na te słowa zaśmiałam się ironicznie i tym razem to ja skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Wy bylibyście szczęśliwi! Nie ja! Nie wiecie czego tak naprawdę chcę, bo o niczym innym nie myślicie, tylko o wyeliminowaniu Klausa!
-Caroline, on chce krwi Eleny! Po rzuceniu tego cholernego zaklęcia nie da jej spokoju do końca życia. Kto wie, co będzie chciał z nią zrobić! - powiedział Stefan i zaczął krążyć po salonie.
-Ale z nim można rozmawiać. Jestem pewna, że gdybym go poprosiła, to wysłuchałby was, a poza tym.. - wyrzekłam podminowana i przerwałam, aby zaczerpnąć powietrza. Damon zaczął do nas podchodzić. W końcu stanął koło Bonnie i powiedział swoim groźnym tonem.
-Żarty się skończyły, Caroline. Wybieraj – albo my– zaczął, podszedł bliżej, po czym dodał – albo on. Stefan spuścił wzrok. Elena i Bonnie patrzyły na mnie czekając na odpowiedź. Byłam w szoku! Jak oni mogą mi stawiać ultimatum, pomyślałam. Spojrzałam na każdego z osobna, po czym starłam łzę spływającą mi po poliku.
-W porządku – rzuciłam ironicznie, po czym dodałam spokojnie – wybieram jego.
Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Po paru sekundach odwróciłam się na pięcie i wyszłam trzaskając drzwiami.

        To był zdecydowanie mój najgorszy dzień w życiu! Czułam się okropnie. Jednego dnia straciłam kogoś, na kim mi zależało i do tego przyjaciół. Wtedy zdałam sobie sprawę, że zostałam sama. Kompletnie sama.
        Nie miałam nikogo i to było najbardziej dobijające. Szlochając udałam się do lasu. Zmierzałam do miejsca, gdzie moja mama pochowała Tylera. Z daleka od wszystkich, aby nikt o tym nie wiedział. Szłam zapłakana, co chwilę ocierając łzy.  
        Kiedy dotarłam na miejsce, usiadłam na trawie chowając twarz w dłoniach. Zanosiłam się płaczem i nie mogłam po prostu przestać. Po chwili jednak podniosłam głowę i spojrzałam na grób. Był ubogi. Pomnik wykonany był z marmuru i stał na nim znicz. Imienia i nazwiska nie było, ze względu na to, że ktoś mógłby zobaczyć. Położyłam rękę na zimnym kamieniu i jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-Brakuje mi ciebie – wyszeptałam ciężko powstrzymując płacz.
-Mi ciebie również – usłyszałam i w mgnieniu oka wstałam. Odwróciłam się, a przede mną oparty o drzewo stał Tyler. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zszokowana otworzyłam usta, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
-Jestem duchem – powiedział i uśmiechnął się. Cieszyłam się, że Tyler tu jest, że mogę go zobaczyć, chociaż nie wiedziałam w jaki sposób.
-Ale.. jak... ty tu..? - szeptałam półgłosem. Tyler podszedł do mnie.
-Potrzebowałaś pomocy, więc jestem.
Po sekundzie rzuciłam się na niego, aby go przytulić, lecz to nic nie dało. Zwyczajnie przeszłam przez jego ciało i stanęłam plecami do niego. Szybko odwróciliśmy się do siebie.
-Caroline, nie dotkniesz mnie. Jestem duchem – rzekł ciepło, a ja pokiwałam głową. Potem wróciłam do płaczu. Mimo tego, że Tyler właśnie stał przede mną, moje życie było nadal zrujnowane.
-Caroline, nie płacz – poprosił Tyler.
-Przepraszam, ale po prostu wszystko mi się wali. Tyler, ja nie mam już nikogo. Nikogo, rozumiesz? -powiedziałam, a ten podszedł do mnie i spojrzał czule. Widziałam jak w jego oku kręci się łza.
-I w ogóle przepraszam cię. To przeze mnie nie żyjesz, a nie zasługiwałeś na śmierć. To ja powinnam nie żyć, nie ty. - wyszeptałam nadal załamana.
-Caroline, to nie była twoja wina. Może gdybym postępował inaczej, do niczego takiego by nie doszło. Zresztą tam, gdzie teraz jestem, płacę za to, co zrobiłem źle.
Tyler uśmiechnął się do mnie i starł łzę z policzka.
-Ale całe życie było przed tobą, mogłeś jeszcze tyle rzeczy zrobić...
-Pewnie, że tak – odparł spokojnie, po czym dodał – ale tak widocznie musiało być. Nie mam do ciebie żalu. Jedyne czego mi brakuje, to ty. Nawet nie wiesz, ile razy płakałem przyglądając się tobie i wiedząc, że już nigdy nie będę mógł cię dotknąć, pocałować. Tylko tego mi brakuje. - Tyler patrzył na mnie, jak jeszcze nigdy w życiu. W jego oczach była iskra miłości, nadziei i radości - Wiem, że sobie poradzisz, Caroline.
-Nie, nie poradzę – odparłam i znowu gorzko zapłakałam chowając twarz w dłoniach. - nie poradzę – wybełkotałam przez łzy, a Tyler podszedł i mnie przytulił, ale nie czułam tego.
-Hey, spójrz na mnie – polecił spokojnie. Uniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na niego zapłakana. Patrzył mi głęboko w oczy i się uśmiechał się. - jesteś silna, rozumiesz? Poradzisz sobie, bo wcale nie jesteś sama. Masz mamę, Elenę, Bonnie. Masz mnie.
       Chwilę przyglądałam się mieszańcowi, a on wyczekiwał na moją odpowiedź. Wytarłam łzy i zebrałam się, aby odpowiedzieć.
-Elena i Bonnie pokazały jak bardzo im na mnie zależy. - rzekłam sarkastycznie - To samo Stefan. Ja już nic dla nich nie znaczę, Tyler.
-Ależ mylisz się. Znaczysz i to bardzo dużo. Elena i Bonnie muszą sobie wszystko poukładać. Boją się o ciebie, ale ich strach do Klausa jest silniejszy. Nie przyjmują do wiadomości, że ciebie i jego może coś łączyć. Daj im trochę czasu, a na pewno to zrozumieją. - odparł nad wyraz spokojnie, a ja spojrzałam na niego spode łba. Nie wiedziałam, że tak po prostu będzie mówił o Klausie, kiedy ten go zabił.
-Dlaczego tak spokojnie to mówisz? Klaus cię przecież zabił.
-Mówiłem ci. Miejsce, w którym teraz przebywam nauczyło mnie, że w życiu chodzi jedynie o wybaczanie. Aby potrafić dać szansę innej osobie - Tyler co chwilę spoglądał gdzieś w przestrzeń, jakby się zastanawiał. Ja za to nie spuszczałam z niego oka.
-Ale mnie i Klausa nic nie łączy – skłamałam. Nie chciałam, aby zrobiło mu się przykro. Zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie kręcąc głową.
-Caroline, wiem co do niego czujesz. Klaus również darzy cię ogromnym uczuciem, ale jeszcze nie może się w tym odnaleźć. To jest dla niego obce, więc stara się czasami odpychać te uczucia i postępować tak, jak dawniej. - wyrzekł, uśmiechnął się zalotnie i dokończył – Zmieniasz go, sprawiasz, że chce czuć. Nie poddawaj się i pokaż mu, że zależy ci na nim. Pomóż mu dopuścić do głosu uczucia, inaczej na dobre wyłączy człowieczeństwo, które jeszcze w nim jest.
       Tyler pomógł mi zrozumieć wtedy wiele rzeczy. Gdy do mnie mówił, czułam się coraz lepiej, gdyż wiedziałam, że naprawdę zależy mi na Klausie i muszę za wszelką cenę mu pomóc. Zamyślona wpatrywałam się w pobliskie drzewo.  
-Tyler, przepraszam, że to wszystko tak wyszło. Głupio się czuję, mówiąc ci to, ale masz rację. Zależy mi na nim. - myślałam, że Tylerowi będzie przez to przykro, ale on nadal się do mnie przyjaźnie uśmiechał.
-Wiem, Caroline, ale musisz mu to pokazać. - przemówił i spojrzał w górę. Na jego buzi pojawił się szczery uśmiech.- Muszę wracać..
-Nie, nie idź jeszcze – wypowiedziałam przez łzy podchodząc do niego.
-Eleną i Bonnie się nie przejmuj. Jestem pewien, że wszystko będzie w porządku. A teraz idź do niego – odparł i pogłaskał mnie po policzku, czego nie czułam.
-Spotkamy się jeszcze? - spytałam ocierając łzy.
-Tak, obiecuję. Kocham Cię, Caroline – szepnął i zaczął znikać. Przyjrzałam mu się i po chwili uśmiechnęłam do niego.
-Ja ciebie też, Tyler – odparłam i po chwili już go nie było.
      Stałam jeszcze chwilę zastanawiając się, czy to wszystko się naprawdę wydarzyło. Nadal lekko płacząc obróciłam się i odeszłam
      Tyler mi pomógł. Cieszyłam się, że go zobaczyłam i że jeszcze zobaczę. Wiedziałam, że jest moim przyjacielem, a właśnie przyjaźni mi wtedy było potrzeba. Ale nie tylko przyjaźni. Potrzebowałam również Klausa. Lekkim krokiem opuściłam las zmierzając w kierunku willi mieszańca.  


       Stanęłam przed jego domem i swobodnie weszłam do środka. W salonie nikogo nie było więc skierowałam się na górę. Szłam cicho długim korytarzem, kiedy stanęłam przed drzwiami jego sypialni. Były lekko uchylone, więc pchnęłam je delikatnie i weszłam do środka. Klaus pakował jakieś ubrania do wielkiej torby, która leżała na łóżku. Od razu na mnie popatrzył. Minę miał. nieodgadniętą. Zaczął mi się przyglądać i chyba zorientował się, że płakałam.  
-Płakałaś? - spytał z troską w głosie. Otarłam pojedynczą łzę, która nagle spłynęła mi po poliku.
-Wyjeżdżasz gdzieś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Klaus delikatnie złożył jakąś białą koszulę i włożył do torby. - mieliśmy porozmawiać.
-Zgadza się – wyszeptał nie patrząc na mnie.
Zaśmiałam się sarkastycznie i zaczęłam ocierać łzy. Nie mogłam uwierzyć, że i Klaus chce mnie opuścić.
-Ty też mnie odtrącisz?! - spytałam, a on otworzył lekko usta, lecz po chwili je zamknął i odwrócił wzrok. Widocznie nie wiedział, co ma mi odpowiedzieć.
-Caroline, nudzę się. Nie chcę tu dłużej zostawać. - odparł obojętnie po chwili. Z trzaskiem zapiął torbę, po czym podniósł ją i spojrzał na mnie. Widział jak płakałam i nawet nie zareagował. On tylko odwrócił wzrok, minął mnie i wyszedł z pokoju.
Wkurzona wyszłam za nim i krzyknęłam.
-Wiesz, Damon postawił mi dzisiaj ultimatum. - krzyknęłam zapłakana, a Klaus zatrzymał się – Kazał mi wybierać między tobą, a nimi. I wiesz kogo wybrałam? - zaczęłam do niego podchodzić – wybrałam ciebie, wiesz?   
      Ocierałam łzy i nadal płakałam, lecz Klaus westchnął cicho i po prostu odszedł.
           

_______________________________________________________________________


No, jest w końcu, po długim czasie kolejny rozdział. Udało mi się jako tako ulepić coś w logiczną całość, ale mnie się szczerze wydaje on mdławy. Jest trochę długi no i zapewne nudny, no ale nie mnie to oceniać. Planuję też zamknąć bloga, gdyż nie podoba mi się to, co piszę. Może to nagły brak weny? Nie wiem.. Zauważyłam , że jest coraz gorzej, bo i ilość komentarzy spadła, więc chyba nie ma sensu dalej ciągnąć tych wypocin. No cóż.. mam doła, no ale jak zawsze zapraszam do czytania i komentowania. Serdecznie pozdrawiam. <3

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Kolejna nominacja. Zostałam nominowana przez Angel Madame z bloga http://forbidden-looove.blogspot.com . (zachęcam do czytania).
Odpowiem tylko na pytania :



1. Co podoba ci się w moim opowiadaniu?
2. Jak trafiłeś na portal blogspot.com? :)
3. Co było twoją inspiracją gdy zacząłeś tworzyć opowiadanie?
3. Ile masz lat?
4. Ulubiona postać z TVD?
5. Ulubiona postać z mojego opowiadania?
6. Czy jesteś na bieżąco z serialem TVD?
7. Jesteś za Deleną czy Steleną? Dlaczego?
8. Ulubiony serial/film.
9. Ulubiony pisarz/książka?
10. Wolałbyś być wampirem, wilkołakiem, czarownicą czy może pozostałbyś człowiekiem?
11. Ulubiona piosenka?

1.Podoba mi się postać Klaus'a.
2.Kiedyś miałam bloga, ale zapomniałam o nim i po prostu założyłam drugiego.
3.Moją inspiracją był serial TVD oraz przeróżne opowiadania o miłości.
3xd. 15.
4.Mam 3 ulubione:Klaus, Caroline, Damon.
5.Wiliam/Joseph : *.
6.Oczywiście < 3
7.Stelena, ponieważ wolę Damon'a jak jest sam :D
8.Pamiętniki wampirów/The Vampire Diaries. <3
9.Katarzyna Berenika Miszczuk.
10.Osobiście hybrydą, ale w Twoim pytaniu tego nie ma, więc wampirem.
11.Ed Sheeran- Give me love, Jason Walker-Echo oraz Daughter - Medicine.

Dziękuję za nominację <33





sobota, 26 stycznia 2013


Nominacja


Znowu zostałam nominowana do Liebster Award, za co z góry dziękuję, ale nie będę drugi raz nominować 11 osób. Nominowała mnie Milena z bloga http://porywy-serca.blogspot.com/. ( zachęcam do czytania)
Odpowiem tylko na pytania :





1.Najlepszy: 3x14, a najgorszego nie mam.
2.Nie rozumiem pytania xd.
3.Kim Kolwiek.
4.Elena Gilbert rzecz jasna.  < 3
5.Pewnie, że tak.
6.J.polski.
7.Joseph Morgan.; *
8.Ed Sheeran-Give me love oraz Jason Walker-Echo<3
9.Oczywiście, że tak <3
10.Wampir, ale ulubiona to HYBRYDA <3.
11.Klaroline : *




piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 8.


Caroline:

         Kiedy Bonnie do mnie podeszła, zdałam sobie sprawę, że to ona krzyczała. Spojrzałam na nią ledwo i delikatnie się uśmiechnęłam. Moja mama ucieszyła się i zaczęła mnie głaskać. Bonnie uklękła przy mnie.
-Wytrzymasz jeszcze około pięciu godzin? - spytała z nadzieją w głosie. Przez chwilę zbierałam się żeby odpowiedzieć, aż w końcu wybełkotałam niewyraźnie:
-Postaram się...Bonnie... proszę, przynieś mi krwi...
        Przyjaciółka uśmiechnęła się i pobiegła szybko po worek z krwią. Po niecałej minucie była z powrotem trzymając w ręku dwa worki z krwią. Otworzyła pierwszy i delikatnie przyłożyła mi do ust. Poczułam jak lepki płyn wypełnia moje usta i odetchnęłam. Było mi trochę lepiej, krew zdecydowanie pomogła. Nadal umierałam, ale krew to opóźniła.  
       Gdy wypiłam całą zawartość woreczka, wtuliłam się w mamę i zamknęłam oczy.  
-Kochanie, nie zasypiaj – wyszeptała mama. Bonnie podała jej drugi woreczek, pocałowała mnie w mokre czoło i wyszła.
-Staram się, mamusiu – odparłam lekko oddychając. Wtedy w moich myślach pojawił się Klaus. Szczerze, wątpiłam w to, że zdąży mnie uratować. Może krew jakoś mi pomogła, lecz ja wciąż czułam, jak ucieka ze mnie życie. Jak powoli tracę czucie w nogach, powiekach i ustach. Stawało się to stopniowo.
        Klaus.
        Klaus dzięki ostatnim wydarzeniom w moim życiu nie był mi obojętny. Widziałam, że coś dla niego znaczę, lecz nie wiedziałam co tak naprawdę czuje. Że czuje? To wiedziałam na pewno, lecz nie wiedziałam co. Po prostu.
        Najbardziej bolało mnie to, że nie pożegnałam się z nim. Gdybym tylko mogła go przytulić przed wyjazdem do tych Włoch, zrobiłabym to. Przynajmniej teraz, pomyślałam, byłabym szczęśliwa.  
         Myślałam tak prawie godzinę. Mama co jakiś czas mówiła coś do mnie, więc jej odpowiadałam. Starałam się jakoś wytrwać. Chociaż dla niej i dla przyjaciół. Oni wierzyli, że Klaus przyjedzie na czas, ja niestety nie. Chciałam po prostu, żeby widzieli, że w to wierzę i mam nadzieję. Byłam im to zwyczajnie winna.  
         Kolejne dwie godziny były jeszcze gorsze. Strasznie ciężko mi się oddychało, mówienie sprawiało mi ból, a kiedy mama przyłożyła mi otwarty woreczek z krwią do ust, ja go nie czułam. Wiedziałam, że piję krew, ale jej w ogóle nie czułam. Podnoszenie powiek również bolało. Nie mogłam już wytrzymać. Wtedy byłam całkowicie pewna, że lada moment umrę.
          Mama co chwilę mówiła coś do mnie, lecz było to niewyraźne. Aby jej nie martwić kiwałam tylko głową.

         Potem do pokoju weszła Bonnie, a za nią Elena, Damon, Stefan, Jeremy i Matt. Stanęli cicho przy mnie, a ja resztką moich sił podniosłam powieki. Byli smutni, ale w ich oczach był błysk nadziei. Elena podeszła bliżej.
-Caroline, wytrzymasz jeszcze godzinę? - spytała szeptem trzymając mnie za rękę. Wtedy wiedziałam już, że nie mogę ich dłużej kłamać. W tamtym momencie prawie stykałam się ze śmiercią. Ona była po prostu przy mnie. Czułam ją. Pokręciłam przecząco głową i zamknęłam oczy.
-Caroline, proszę. Wierzymy w ciebie. Dasz radę! - powiedziała Bonnie. Znowu pokręciłam przecząco głową.
       Moja mama znowu zaczęła płakać, ale bardzo cicho. Delikatnie ścisnęłam dłoń Eleny i uśmiechnęłam się blado.  

        Przyjaciele i mama cały czas siedzieli przy mnie i coś mówili, lecz ja ich w ogóle nie rozumiałam. Nawet już nie mogłam kiwać głową. Nic. Nawet otwierać oczu. Oddychałam ledwo co i byłam pewna, że to już koniec.  
        No i się stało. Wydałam z siebie ostatni oddech i po chwili widziałam tylko światło. Nie oddychałam. Nie ruszałam się. Uwolniona od bólu, spojrzałam na przyjaciół, ale oni nie widzieli mnie. Przechodziłam powoli na drugą stronę. Cały czas patrzyłam na przyjaciół. Elena zaczęła delikatnie mną potrząsać.
-Caroline? - spytała, a z jej oczu zaczęły wyciekać łzy, jedna po drugiej. Uśmiechnęłam się, czego oni nie widzieli i pokiwałam głową.
       Elena zaczęła zanosić się płaczem. Przytuliła mnie mocno i zaczęła krzyczeć.
-Stefan, zrób coś! - on podszedł do niej i przytulił.
-Eleno, nic się już nie da zrobić...
       Dziewczyna wyrwała się z jego uścisku i wybiegła płacząc. Bonnie zaczęła płakać i mnie przytulać, moja mama to samo. Ja także płakałam, lecz oni nie mogli tego zobaczyć. Patrzyłam na nich cały czas, tym samym przechodząc na drugą stronę.  



Klaus:


        Jechałem jak najszybciej się da. Byłem już w Mystic Falls i zmierzałem do domu Salvatorów. Nie mogłem pozwolić, aby Caroline umarła. Gdyby umarła, ja też był umarł. Życie bez niej, to nie było by to samo. Cały czas obwiniałem siebie, że wyjechałem i zostawiłem ją samą. Że nie domyśliłem się, że Tyler mógł ją ugryźć. Nienawidziłem wręcz siebie za to. Wjechałem na podjazd i w mgnieniu oka wyszedłem z auta.  
       Wtedy zamarłem, gdyż zobaczyłem, że Elena siedzi na schodach i strasznie płacze. Wiedziałem co to oznacza, ale nie przyjmowałem tego do wiadomości. Podszedłem do niej szybko i zapytałem.
-Gdzie ona jest? - dziewczyna podniosła głowę.
-Klaus, ona.. - odparła, lecz jej przerwałem.
-Gdzie ona jest?! - wydarłem się do niej.
-Na górze – odrzekła i dalej płakała.
        W wampirzym tempie wbiegłem na górę. Po chwili znalazłem pokój w którym leżała. Byli tam Damon, Stefan, Liz, Jeremy, Matt i Bonnie. Otaczali Caroline. Spojrzałem na nią. Jej skóra była ciemna, jej matka i Bonnie trzymały ją za ręce. Nie ruszała się, ani nie oddychała. Wystraszyłem się i zacisnąłem oczy, żeby nie zacząć płakać. Podbiegłem do nich, tym samym odpychając wszystkich na bok. Gdy mnie zobaczyli, zszokowali się. Bonnie odeszła zapłakana i wtuliła się w Jeremy'ego.  
        Liz także wstała i zaczęła ocierać łzy. Nie czekając ani chwili przegryzłem sobie nadgarstek i złapałem Caroline w talii. Jej ciało było zimne. Szybko otarłem łzę i przyłożyłem ukochanej nadgarstek do ust.  
-Pij, kochanie – wyszeptałem jej do ucha. - Proszę, pij.
        Czułem tylko jej zimne wargi na moim nadgarstku, lecz nie czułem, żeby piła. Wystraszyłem się i poruszyłem nadgarstkiem.
-Kochanie, pij, proszę – powiedziałem na głos. Bonnie znowu zaniosła się płaczem. Stefan wyszedł trzaskając drzwiami. Wszyscy tracili nadzieję, lecz ja nie zgadzałem się z tym. Caroline zwyczajnie nie mogła umrzeć.
        Po chwili poczułem, jak krwi zaczyna ubywać. Poczułem jak wyrastają jej kły i wpijają się w mój nadgarstek. Odetchnąłem z ulgą i oparłem się o łóżko, pozwalając mojej ukochanej pić ile zechce.  
-Tak, właśnie tak, skarbie – wyszeptałem jej do ucha. Wszyscy się nagle ożywili. Bonnie podbiegła do nas i złapała Caroline za rękę.
-Pije? - spytała nadal płacząc. Pokiwałem twierdząco głową i pocałowałem Caroline w głowę.
       To była najszczęśliwsza chwila w moim życiu. Nie mogłem opisać mojej radości. Caroline była dla mnie   po prostu najważniejsza i nie mogłem jej stracić.  
       Wszyscy zaczęli ocierać łzy. Byli szczęśliwi, tak jak ja. Nie chcieli stracić Caroline. Ona dla nich także była ważna.  



Caroline:

        Już miałam przechodzić na drugą stronę, kiedy coś poczułam. Poczułam krew. Zdziwiona spojrzałam na przyjaciół. Bonnie nadal płakała, moja mama również. Zauważyłam tylko, że ktoś mnie przytula. To był Anioł. Ratował mnie. Dawał mi swoją krew. Na początku jej nie chciałam, bo wiedziałam, że i tak umarłam. Ale w końcu zaczęłam pić. Nie wiem po co, nie wiem czemu. Po prostu. Krew była przepyszna. Wpiłam się w Anioła i zaczęłam połykać zachłannie krew.  
        Spojrzałam za siebie. Drzwi na drugą stronę były już bardzo daleko. Oddalałam się od nich. Zaczęłam się uśmiechać. Nie wiedziałam co się dzieje, lecz miałam jeszcze nadzieję, że przeżyję.  
         Kiedy Anioł zabrał rękę poczułam jak całuje swymi ustami mój policzek. Wtedy poczułam. Poczułam, że znów jestem w swoim ciele. Znów czułam ból, który stopniowo zaczął znikać. Bałam się otworzyć oczy, więc otworzyłam usta i zaczerpnęłam powietrza. Usłyszałam jakieś szepty. Potem poczułam, że ktoś mnie przytula. To była Bonnie.
         Płakała, ale wiedziałam, że to są łzy szczęścia.  
-Och, Caroline – szepnęła mama i także mnie przytuliła.
         Potem zebrałam się na odwagę i otworzyłam delikatnie oczy. Wszyscy stali wokół mnie i się uśmiechali. Po chwili do pokoju wbiegła Elena i Stefan. Przyjaciółka podbiegła i ponownie zaczęła zanosić się, tym razem, płaczem szczęścia. Przytuliła mnie z całej siły.
         Nagle poczułam, że ktoś mnie całuje w głowę. Byłam przekonana, że to Anioł, lecz kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam Klaus'a. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to on mnie uratował. Był moim wybawcą. Uśmiechnęłam się do niego i starłam mu łzę z policzka.


        Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nie wiedziałam gdzie jestem. Znajdowałam się w jakimś ogromnym pokoju. Ściany były koloru błękitnego. Naprzeciwko łóżka, na którym leżałam znajdowała się antyczna komoda z alkoholem. Po chwili, bardzo zdziwiona, zdałam sobie sprawę, że leżę w czyichś objęciach. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam Klausa. Leżał, trzymając mnie w ramionach i przyglądał mi się poważnie.          Zrobiłam zdziwioną minę. Czułam jak energia znowu przepełnia moje ciało. Uśmiechnęłam się, gdyż znowu zdałam sobie sprawę, że żyję. To było po prostu wspaniałe, a myśl, że jeszcze niedawno byłam na krawędzi śmierci, przyprawiała mnie o dreszcze.  
-Gdzie ja jestem? - spytałam rozkojarzona. Moją i Klausa twarz dzieliły zaledwie dwa centymetry. Zmieszana odwróciłam twarz. Czekałam aż odpowie, lecz nic nie usłyszałam. - Klaus, w porządku?
-Jesteśmy u mnie. W sypialni – wyszeptał przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. Gdy to usłyszałam poważnie się wkurzyłam. Byłam mu niezmiernie wdzięczna, w końcu mnie uratował, ale ledwie co zasnęłam, a on porwał mnie do siebie.
       Już sobie zaczęłam wyobrażać, jak moja mama musi się martwić. Dosłownie przed chwilą prawie mnie straciła, a teraz nie mogła się mną nacieszyć, ani ja ją. I do tego moi przyjaciele. Chciałam ich jak najszybciej zobaczyć.
-Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnęłam i zaczęłam wyrywać się z jego uścisku. Niestety nic to nie zdziałało, a tylko przyniosło niepożądane skutki. Klaus przybliżył się jeszcze bardziej do mnie, tak, że nasze uta prawie się stykały.
      Spojrzałam mu w oczy zszokowana i zobaczyłam błysk szczęścia i pożądania. Wiedziałam czego chce. Odwróciłam głowę i zacisnęłam oczy nadal próbując się wyrwać.
-Caroline, przecież nic ci nie zrobię – rzekł swym normalnym tonem. Odwróciłam się do niego.
-Puść mnie – poprosiłam i spojrzałam na niego błagalnie.
       Mieszaniec przez chwilę patrzył na mnie, ale potem spuścił wzrok i w końcu puścił mnie. 
Już miałam zeskoczyć z łóżka i uciec stamtąd, lecz coś mnie powstrzymało. Zatrzymałam się w bezruchu, zacisnęłam oczy i delikatnie zajęłam miejsce obok niego, opierając głowę o ścianę.
      Klaus popatrzył na mnie z niedowierzaniem, po czym podniósł się lekko i oparł o ścianę tuż obok mnie.
-Caroline, czego ty tak naprawdę chcesz? - spytał nie patrząc na mnie.
-Chcę, abyś przestał traktować mnie jak jakąś rzecz – odparłam zdecydowana i skrzyżowałam ręce.
Klaus spojrzał na mnie i otworzył szeroko oczy.
-Jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć? - wyrzekł z wyrzutem w głosie, po czym dodał – nigdy tak cię nie traktowałem i nigdy nie będę.
-To po co mnie tu zabrałeś, nie pytając nawet o moje zdanie?! - wykrzyczałam i na niego spojrzałam.
-Och, daj spokój Caroline..
-Pytam! - krzyknęłam znowu.
-Bo chciałem mieć cię tylko dla siebie, nacieszyć się tym, że żyjesz! – krzyknął również i utkwił w moich oczach. Gdy to usłyszałam zaniemówiłam i odwróciłam wzrok. Poważnie się zdziwiłam, nie wiedziałam, że aż tyle dla niego znaczę.
-Dziękuję ci, że mnie uratowałeś, ale błagam traktuj mnie z szacunkiem. Tylko o tyle proszę.
Klaus uśmiechnął się blado i przejechał ręką po moim policzku.
-Przepraszam – wyszeptał zbliżając się do mnie. Powinnam się wtedy zwyczajnie odwrócić, lecz także zaczęłam się do niego przybliżać. Patrzyłam na jego usta i coraz bardziej ich pragnęłam.
        Po chwili całą mnie przepełniało szczęście, gdyż nasze usta się złączyły. Tonęliśmy w pocałunkach i dotyku. Czułam się cudownie. Moje serce zaczęło szybciej bić. Pełna podniecenia wbiłam paznokcie w plecy mieszańca. Wydał z siebie cichy syk i zaczął brutalniej mnie całować, co jeszcze bardziej mi się podobało. Z wampirzą szybkością usiadłam na niego okrakiem i objęłam rękoma jego szyję. Ten trzymał mnie w talii. To było niesamowite uczucie.  



Klaus:


          Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej brutalne i namiętne. Czułem się nieziemsko. Mocno się zdziwiłem, że Caroline zgodziła się na to. Sądziłem, że się odwróci, lecz ona przybliżyła się do mnie. Byłem szczęśliwy, ale w pewnym momencie poczułem jakiś niedosyt. Chciałem więcej Caroline. Całej jej.  
           Już miałem zdjąć z niej koszulkę, kiedy usłyszałem jakiś ogromny trzask. Oboje w mgnieniu oka oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na drzwi. Po paru sekundach trzask się powtórzył, a ja mocno się wkurzyłem, że ktoś śmie nam przerywać w takiej chwili.  
           Caroline zeszła ze mnie i złapała mnie za rękę.
-Pójdę sprawdzić – rzekłem cicho i wstałem. Caroline podbiegła do mnie i złapała mnie za rękę. Razem wyszliśmy z pokoju i dalej wszystko potoczyło się samo.
            Z różnych stron napadli na mnie Damon, Elena i około dziesięciu innych wampirów. Szybko odepchnąłem ich, lecz po sekundzie znowu na mnie napadli. Było ich jeszcze więcej. Miałem ochotę wyrwać im wszystkim serca. Szybko spojrzałem na Caroline.
           Stefan trzymał ją mocno, a ona coś krzyczała i próbowała się wyrwać Nieznanych wampirów wciąż przybywało. Po chwili w korytarzu pojawiła się Bonnie. Zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie patrząc na mnie. Moim ciałem zawładnął niesamowity ból. Damon trzymał mnie obiema rękoma za szyję, a inne wampiry za ramiona. Wszyscy obrócili mnie w stronę tej wstrętnej czarownicy, która zmierzała w moją stronę, wypowiadając zaklęcie z nienawiścią w głosie.  Byłem pogrążony w niemiłosiernym bólu. Nagle  z mojego gardła wydobył się przerażający krzyk.
        Ból był po prostu ogromny, paraliżował moje ciało. Nie mogłem nic zrobić. Czułem, jakby w środku łamały mi się wszystkie kości.  
  Po chwili w nadludzkim tempie wampiry zabrały mnie z domu wybiegając gdzieś w las.   

________________________________________________________________________________
Kompletna porażka!! No po prostu nie wierzę! Z rozdziału na rozdział jest coraz gorzej! Naprawdę przepraszam, nie wiem co sie ze mną dzieje! :ccc. 
Dobra, koniec płakania, jakoś będzie, tylko błagam mówcie prawdę, co sadzicie o tym rozdziale. Komplementy jak i krytyka mile widzine, ale to chyba już wiecie. :)
Tak więc zapraszam do czytania i gorąco pozdrawiam. <333333!
Nominacja
Liebster Award

Jest to nominacja otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest ona przyznawana blogom mniejszej ilości obserwujących, dając możliwość rozpowszechnienia. Po otrzymaniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby , która cię nominowała. Następnie nominujesz 11 ( nie można jednak nominować osoby która nominowała ciebie) oraz zadajesz im 11 pytań. Zostałam nominowana przez Irminę z bloga http://only-love-is-real-klaroline.blogspot.com/.






1.15.
2.Mam.
3.LOL.
4.The Vampire Diaries < 3.
5.Oczywiście, że TAK : *.
6.Pisać opowiadania i czasami śpiewać :)
7.Fiolet.
8.Ponieważ w ten sposób mogę wyrazić siebie i moją pasję do pisania.
9.Ulubiona-Klaus, Najgorsza-Hayley.
10.Tak sobie.
11."Wilk" Katarzyny Bereniki Miszczuk.









MOJE PYTANIA:
1.Ile masz lat?
2.Co wyrażasz w swoim blogu?
3.Klaus vs Damon?
4.Rap czy Pop?
5.Ulubione danie?
6.Co byś zrobiła, gdybyś spotkała Pawła Wasilewskiego (Paul Wesley)?
7.Ulubiony film?
8.Muzyka vs taniec?
9.Lubisz Edwarda ze Zmierzchu?
10.Twoja ulubiona żeńska postać z TVD?
11.Prowadzisz pamiętnik?





piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 7.

Klaus:


         Siedząc w samolocie rozmyślałem o Caroline. Brakowało mi jej. Chciałem zabrać ją ze sobą, ale byłem pewien, że jeszcze się nie pozbierała. Powinienem ją pocieszyć, być z nią, lecz najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem.  
          Tak, chciałem, aby mi wybaczyła, ale zdecydowałem się dać jej trochę czasu. Podróż samolotem bardzo się dłużyła. Pragnąłem wszystko pozałatwiać i jak najszybciej wrócić. Wrócić do niej. Do dziewczyny, która z każdym dniem stawała się dla mnie coraz ważniejsza. Do mojej i tylko mojej Caroline.  



Caroline:



          Patrzyłam ślepo na ugryzienie i nie mogłam uwierzyć. Jak mogłam nie poczuć, że Tyler mnie ugryzł, pomyślałam. Wszystko działo się strasznie szybko, więc mógł to zrobić równie przypadkowo. Osunęłam się na ziemie i oparłam o ścianę.  
          Klaus wyjechał aż do Europy, nie zdąży przyjechać, aby mnie uratować, pomyślałam. Wtedy zaczęłam cicho płakać. Nie chciałam umierać, bałam się tego. Tylu rzeczy jeszcze nie widziałam i tylu rzeczy nie zrobiłam. Pragnęłam, aby to był tylko sen. Że jak zamknę oczy, a potem otworzę, rany nie będzie.  
          Długo płakałam powoli uświadamiając sobie to wszystko i godząc się z faktem, że umieram. To było wręcz nie do przyjęcia. Nie chodziło o mnie, chodziło o moich bliskich. Nie chciałam ich zostawiać. Nie mogłam po prostu. Nie w takim momencie naszego wspólnego życia.  
          Trochę uspokojona wzięłam prysznic, po czym wróciłam do pokoju. Miałam jeszcze cień nadziei, więc złapałam za telefon i wybrałam numer Klaus'a. Po dwóch sygnałach usłyszałam pocztę głosową. Zrezygnowana odłożyłam telefon i starłam łzę. Potem próbowałam parę razy się do niego dodzwonić, lecz bez skutku.  
          Mimo strasznego zrządzenia losu, chciałam te ostatnie chwile mojego życia spędzić z bliskimi. Cały czas ścierając łzy umalowałam się, ubrałam ciemne rurki i bluzkę na długi rękaw oraz niebieskie trampki. Następnie wzięłam kluczyki i wyszłam z domu. Zmierzając ku samochodowi zakręciło mi się w głowie. Westchnęłam cicho i po chwili już jechałam.
          Zamierzałam jechać pierw do Stefana i Damona, a potem do Bonnie, do Eleny, Matta i innych. Chciałam się z nimi po prostu pożegnać. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do drzwi. Nie byłam pewna tego co robię, ale po chwili zdecydowanym krokiem weszłam do domu. Ku mojemu zdziwieniu w salonie zastałam Stefana, Damona, Elenę, Bonnie, Matta i Jeremy'ego. Nawet lepiej, pomyślałam, powiem to im wszystkim, a nie każdemu z osobna. Może lepiej to przyjmą.
          Wszyscy powitali mnie spojrzeniami. Miny mieli wręcz promienne.
-A wy co tacy zadowoleni? - spytałam smutno. Damon odwrócił się do mnie.
-Planujemy jeszcze dziś wysuszyć pewnego baaardzo złego mieszańca – odparł uśmiechnięty. Usłyszawszy to zlękłam się. Wiedziałam, że chodzi im o Klaus'a. Wystraszona spytałam.
-Jak zamierzacie to uczynić, skoro Bonnie nie ma mocy?
-A czy tylko Bonnie jest czarownicą? - spytał retorycznie Damon i znowu się uśmiechnął.
           W tamtym momencie chciałam zacząć protestować. Że nie mogą tego zrobić, bo mi na nim zależy. Ale nie mogłam, nie miałam sił na to wszystko. Zresztą wiedziałam, że tego nie zrobią, gdyż Klaus'a i tak nie było.  
-Klaus wyjechał do Włoch – rzekłam beznamiętnie i usiadłam obok Matt'a. Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam.
-Kiedy? - spytała zrezygnowana Elena.
-Dzisiaj w nocy – odparłam niepewnie. Wszyscy posmutnieli. Stefan popatrzył na mnie zdziwiony i wstał.
-Skąd to wiesz? - spytał i upił łyk Whisky.
-Poinformował mnie o tym – odparłam jeszcze bardziej smutna. Bonnie zaczęła mi się przyglądać.
-To już taki etap między wami? - zapytał Damon zawadiacko, po czym dodał – a co Tyler na to?
I wtedy zamarłam. Nagle przypomniało mi się, że nie żyje. Jak mogłam zapomnieć, pomyślałam, że mój były, którego kochałam jak wariatka, umarł. Skarciłam siebie za brak szacunku do niego i odparłam jeszcze bardziej pogrążona w rozpaczy.
-Tyler wyjechał – powiedziawszy to prawie się rozpłakałam, lecz resztkami sił jakoś dałam radę. Wszyscy zebrani odwrócili wzrok i udawali, że tego nie usłyszeli. Byłam pewna, że są ciekawi dlaczego nie jestem z nim, ale zdziwiło mnie to, że w ogóle o to nie pytają. Miałam tylko nadzieję, że nie wiedzą, że nie żyje. Sama nie wiem czemu, ale wolałam, żeby sądzili, że wyjechał.
-Cóż, musimy to odłożyć do jego powrotu. - powiedział Stefan swoim stanowczym tonem i dodał – Ale tak czy inaczej Klaus musi zostać wysuszony.
         I  wtedy się stało. Zaczęłam gorzko płakać. Bonnie i Elena zerwały się z miejsc, a inni patrzyli na mnie zszokowani.  
-Caroline, co się stało?! - spytała Elena, a Bonnie mnie objęła. Patrzyły na mnie zatroskane, a ja chowałam twarz w dłoniach. Mój płacz nie ustawał.
-Caroline! - krzyknęła Bonnie lekko mną potrząsając. Podniosłam głowę. Wszyscy stali wokół mnie przyglądając się. Zacisnęłam oczy i wytarłam łzy.
-Teraz to nie ważne. Życzę wam powodzenia w wysuszeniu Klaus'a, bo tylko na tym wam teraz zależy, czyż nie? - powiedziałam i wstałam. Nadal płacząc skierowałam się do wyjścia, lecz Bonnie mnie zatrzymała.
-Caroline, powiedz co się stało! - rozkazała wystraszona trzymając mnie za ręce. Zacisnęłam wargi i znowu otarłam łzy. Elena i inni stali obok czekając na to, co się stanie. Po chwili niepewnie podwinęłam rękaw odsłaniając ranę, która teraz sięgała aż od nadgarstka, po sam łokieć. Bonnie złapała za rękę i przyjrzała się zszokowana.
-Ugryzienie wilkołaka – wyszeptał Stefan i przeklął cicho, po czym dodał – Klaus cię ugryzł?
-Nie. Tyler – odparłam przez łzy.
-Tyler?! - wrzasnął Damon.
-To nie ważne, Damon. Trzeba jak najszybciej sprowadzić Klaus'a – wrzasnęła na niego Elena i objęła mnie – Wszystko będzie dobrze.
-Klaus jest we Włoszech, Elena. Nie zdąży wrócić, rana zbyt szybko się powiększa – odparłam zrezygnowana i poczułam jak kręci mi się w głowie. Nagle opadłam całkowicie z sił i zaczęłam upadać, lecz dziewczyny mnie przytrzymały. Damon po chwili wziął mnie na ręce i położył na kanapie. Elena i Bonnie uklękły przy mnie, zaczęły przytulać i pocieszać.
-Klaus nie odbiera – usłyszałam Stefana i zamknęłam oczy.
-Dzwoń do niego cały czas – rozkazała Elena i poczułam jak głaszcze mnie po włosach. Po chwili usłyszałam jak ktoś prędko wychodzi. Byli to zapewne Jeremy i Matt.
          Cieszyłam się, że tak się tym przejęli. Wtedy w myślach dziękowałam Bogu za takich przyjaciół. Byli dla mnie wszystkim i wiedziałam, że ja dla nich też. Nawet Damon okazywał zmartwienie, co mnie bardzo zdziwiło.  
          Byłam pewna, że tak jak i ja pogodzą się z tym, że umrę. Tak czy inaczej musieli to przyjąć do wiadomości. To, że umrę, było pewne. Po prostu.
          Po chwili już nic nie słyszałam. Usnęłam.

        Otworzyłam ociężale oczy i rozejrzałam się. Leżałam w pokoju Damona. Delikatnie podwinęłam rękaw. Rana rozprzestrzeniła się po całej ręce. Westchnęłam i z powrotem położyłam głowę na poduszce.  
Po paru minutach usłyszałam, że drzwi się powoli otwierają. Kiedy w progu stanęła Elena, chciałam się delikatnie podnieść, lecz nie mogłam. Byłam całkiem bez sił.
          Przyjaciółka podeszła do mnie i położyła się obok. Wtuliłam się w nią i cichutko zapłakałam.
-Caroline... Klaus nie odbiera telefonu... Nie ma jak się z nim skontaktować. - powiedziała i również zapłakała.
-Wiem, Eleno.. Pogodziłam się z tym, że umrę – odparłam. Po chwili obydwie głośno płakałyśmy. Jak dzieci. Przytulałyśmy się i zwyczajnie płakałyśmy.
-Wy wszyscy.. - zaczęłam szeptem - Przez całe moje życie okazywaliście mi ciepło i troskę. Byliście moimi prawdziwymi przyjaciółmi i za to bardzo wam dziękuję.
-Caroline, my zawsze będziemy twoimi przyjaciółmi. - odparła, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
           Leżąc zaczęło mi się robić gorąco. Czułam, że się pocę. Zaczęłam szybciej oddychać, a Elena mocniej mnie przytuliła. Jedyne co mnie cieszyło, to to, że nie mam halucynacji.  
           Po dziesięciu minutach w progu pokoju stanęła moja mama. Płakała. Spojrzałam na nią wycieńczona i znowu zaczęłam płakać. Elena wytarła sobie łzę, przytuliła mnie i wyszła. Moja mama usiadła zapłakana przede mną i złapała mnie za rękę.
-Mamo... - zaczęłam i kolejny raz rozpłakałam się na dobre – Tak cię przepraszam!
Mama pogłaskała mnie po policzku jednocześnie wycierając łzy.
-Za co mnie przepraszasz, kochanie? - spytała. Jej oczy były pełne rozpaczy i żalu.
-Za to, że nie byłam dobrą córką. Powinnaś być ze mnie dumna, szczycić się mną, a ja cię zawiodłam..- wybełkotałam bezsilnie. Mama ścisnęła moją dłoń nadal mnie głaszcząc.
-Byłaś i jesteś wspaniałą córką, Caroline! - wyszeptała zapłakana, po czym dodała – sprawiłaś, że patrzę na świat inaczej. Nauczyłaś mnie dostrzegać rzeczy, których nigdy nie dostrzegałam. Jestem z ciebie dumna, córeczko.
-Naprawdę? Przecież jestem wampirem...- szepnęłam tracąc całkowicie siły.
-Oczywiście skarbie. Jesteś piękna, silna i masz dobre serce. To się liczy. A to, czy jesteś wampirem, czy też nie, nie ma żadnego znaczenia – odparła i położyła się obok przytulając mnie.
-Przepraszam, że cię zostawiam. - szepnęłam i zaczęłam coraz ciężej oddychać. Czułam, że śmierć jest już blisko.
-To nie twoja wina, córeczko.
-Mamo... pamiętaj... ja zawsze będę przy tobie – wyszeptałam.
-Wiem, kochanie.
         Leżałyśmy tak kilka minut, a ja cały czas traciłam siły. Czułam jak wybywa ze mnie życie.  
-Kocham cię, mamo – wybełkotałam resztkami sił i zamknęłam delikatnie oczy.
-Ja ciebie też, Caroline – odparła powstrzymując płacz.
         Kiedy już chciałam całkowicie zamknąć oczy, usłyszałam niewyraźnie, jak ktoś wbiega do pokoju i krzyczy:
-Klaus właśnie wraca do Mystic Falls!



______________________________________________________________________

Oto rozdział 7. Tym razem ocenianie go pozostawię Wam. Krytyka i komplementy mile widziane. Chciałam również podziękować za komentarze, które pojawiły się pod 6 rozdziałem. W ogóle za wszystkie komentarze. One dodają mi siły i chęci do realizowania historii o Klaroline. Jeszcze raz dziękuję ; ****.

Oglądaliście już After School Special? Ja tak i powiem Wam, że jest MEGA BOSKI. W końcu będzie dużooo Deleny. Cieszę się, że Elena powiedziała Stefanowi co czuje do Damon'a. Jest jeszcze sprawa Silas'a. Z tego odcinka wynika, że ma się on pojawić, chociaż to nie jest pewne. Ponoć jest potężniejszy nawet od KLAUS'A, co dla mnie jest po prostu nie do przyjęcia. Kocham Klaus'a i chcę, aby to on cały czas był tym Najpotężniejszym. Nie chcę żadnego Silas'a. Ale to tylko moja opinia :).
A co Wy sądzicie o tym odcinku? 

Pozdrawiam. < 3

wtorek, 15 stycznia 2013

  Rodział 6.


Klaus:


         Poczułem jak Caroline dotknęła swymi ustami moje i zamarłem. Widziałem, że chciała się już odsunąć, lecz ja z całych sił wpiłem się w jej usta i zacząłem bez opamiętania całować. Ku mojemu zdziwieniu nie stawiała oporu. Całowałem ją z pasją, z początku delikatnie, lecz potem brutalnie. Spostrzegłem, że jej się to podoba.  
          Zaczęła błądzić rękoma po moim ciele. Pełni podniecenia zaczęliśmy w wampirzym tempie obijać się o ściany. Gdy już miałem zdjąć Caroline bluzkę, ona nagle zatrzymała się, odpychając mnie lekko od siebie:
-Stop! To chore...- powiedziała dysząc. Popatrzyłem na nią zrezygnowany i zapytałem.
-Co jest chore?
-To, co my robimy – odparła zasmucona.
-Całowanie to ludzka rzecz. To nie jest chore – stwierdziłem i przybliżyłem się do niej.
-Nie, Klaus.. - powiedziała stanowczo odpychając mnie znowu, tym razem mocniej. Zdenerwowany zacisnąłem ręce w pięści i uśmiechnąłem się szyderczo. Caroline popatrzyła na mnie przepraszająco.
-Dobrze, nie będę naciskał – odrzekłem zasmucony i odwróciłem się, aby odejść, lecz nagle zatrzymałem się, odwróciłem do niej i zdecydowany dodałem – Caroline, przepraszam, ale mogę już nie mieć takiej okazji.
-Jakiej okazji? - spytała zdziwiona.
-By cię pocałować – odparłem, po czym w wampirzym tempie wpiłem się w jej usta i przygwoździłem do ściany. Stawiała opór, próbowała się wyrwać z mojego uścisku, lecz nie dała mi rady. Po nie całej minucie przestała. Objęła rękoma moją szyję i zaczęła mnie całować namiętnie.
         Czułem, że się uśmiecha, więc również się uśmiechnąłem, po czym delikatnie od niej oderwałem. Była otumaniona pocałunkami, a usta delikatnie jej drżały. Pogłaskałem ją po policzku i szepnąłem:
-Nie gniewaj się..
-Nie gniewam – odparła uśmiechnięta i pocałowała mnie w usta, po czym dodała – muszę już iść.
-Zostań – wyszeptałem i sięgnąłem do suwaka jej bluzki. Chciałem ja rozpiąć, lecz mi przeszkodziła.
-Nie – stwierdziła stanowczo, po czym oderwała się ode mnie. Niechętnie uszanowałem jej decyzję i odprowadziłem ją do drzwi.
         Stanęliśmy na zewnątrz. Już miałem się z nią pożegnać kiedy nagle ktoś pchnął mnie z nadludzką siłą tak, że uderzyłem o swój samochód. Od razu podniosłem się i rozejrzałem. To był Tyler. Stał wściekły obok mojej willi, a wystraszona Caroline stała jak wryta na ulicy. Od razu podbiegłem do chłopaka i złapałem za szyję, po czym podniosłem do góry. Z całej siły go dusiłem, lecz po paru sekundach Caroline podbiegła do nas i krzyknęła wystraszona.
-Puść go!
Chcąc nie chcąc spełniłem jej rozkaz i rzuciłem nim o ścianę domu. Wydał z siebie cichy jęk, a ja podszedłem do niego.
-Życie ci zbrzydło? - spytałem i oparłem się o ścianę obok niego. Ten podniósł się na kolana i resztami sił zwrócił do, nadal wystraszonej, Caroline.
-Wskoczyłaś mu już do łóżka, czy uznałaś, że jeszcze za wcześnie?
        Wtedy poważnie mnie rozwścieczył. Nie czekając ani chwili złapałem go za szyję i rzuciłem nim o mój samochód. Potem podbiegłem do Caroline i przytuliłem delikatnie.
-W porządku? - spytałem i wytarłem jej łzę. Dziewczyna pokiwała głową. Po chwili Tyler znowu naskoczył na mnie. Uderzyłem o drzewo. Potem zobaczyłem jak Tyler naskoczył na Caroline. Upadła na ziemię, a ten na nią. Chciał jej coś zrobić, ale wampirzyca się broniła. Wtedy wiedziałem, że to musi być koniec. Podniosłem się i podbiegłem do nich. Po sekundzie wszystko się skończyło. Tyler leżał martwy obok zapłakanej Caroline, a ja trzymałem w ręku jego serce.  
        Moja ukochana zaczęła się trząść. Wtedy byłem pewien, że mi tego nie wybaczy. Zerknęła na niego i rozpłakała się jeszcze bardziej. Chwiejnie wstała, minęła mnie i uciekła.  
       Wkurzony wydarłem się na całe gardło i rzuciłem sercem i ścianę mojej willi. Byłem strasznie zły na siebie. Najgorsze było uczucie, że ją straciłem. Chciałem tylko ją obronić, lecz znowu wyszło nie tak jak chciałem.  
         Po chwili poczułem, że łzy zbierają mi się do oczu. Zacisnąłem zęby, lecz i tak jedna łza spłynęła mi po policzku. Wróciłem do domu i zatrzasnąłem drzwi.


Caroline:

           Nie mogłam uwierzyć, że Tyler nie żyje. Nie docierało to do mnie. Wiedziałam, że mnie skrzywdził, ale był moim przyjacielem. Najgorsze było to, że to Klaus go zabił. Czułam coś do niego, ale on to wszystko zniszczył. 
           Po części byłam mu też wdzięczna, że mnie obronił. W końcu Tyler mógł mi zrobić krzywdę, ale nie zasługiwał na śmierć.  
         Zapłakana weszłam do domu. Skierowałam się do salonu. Moja mama oglądała telewizor i piła herbatę. Kiedy usłyszała moje szlochanie odwróciła się.
-Co się stało?!- spytała wystraszona. Usiadłam obok i wtuliłam się w nią.
-Mamo.. Tyler nie żyje! - wykrzyczałam – Klaus go zabił! - dodałam i rozpłakałam się na dobre. Mama przytuliła mnie bardziej.
-Dlaczego go zabił?-spytała zmartwiona.
-Bronił mnie – wyszeptałam ocierając łzy.
-Och, skarbie. Wszystko będzie dobrze.
-Wiem, mamo – odparłam cicho i dodałam – ale to boli.
Potem mama zaprowadziła mnie do pokoju, a po chwili przyniosła mi worek z krwią.
-Odpocznij – powiedziała zasmucona.
-Mamo, musisz to wszystko załatwić. Powiedz wszystkim, że Tyler wyjechał, dobrze? - rzekłam i zaczęłam pić krew. Mama pokiwała głową i wyszła.
         Już nie płakałam, ale nadal byłam załamana. Siedziałam na łóżku i rozmyślałam o tej całej sytuacji. Miałam nadzieję, że Klaus pochowa ciało Tyler'a. Chociaż tyle może zrobić, pomyślałam.
         Kiedy już miałam iść spać poczułam jak telefon mi wibruje w kieszeni. Wyjęłam go i zobaczyłam, że jest już 4:18. Po sekundzie odczytałam sms-a. Był od Klaus'a.:

Kochana Caroline, wyjeżdżam do na jakiś czas do Włoch. Muszę załatwić parę spraw. Przepraszam za to co się dzisiaj stało. Do zobaczenia.

         Przeczytawszy sms-a rzuciłam telefon na biurko, położyłam się i przykryłam kołdrą. Nie chciałam aby Klaus wyjeżdżał. Pomimo tego co zrobił był mi bliski. Byłam pewna, że będzie mi go brakować przez ten czas, ale pewność, że wróci dodawała mi sił. Po chwili rozmyślania usnęłam.


          Obudziwszy się przetarłam rękoma oczy i zerknęłam na zegarek w telefonie. Była 11:37. Mojej mamy już nie było. Ociężale wstałam i powlokłam się do łazienki. Idąc zakręciło mi się lekko w głowie, lecz to olałam. Stanęłam w łazience przed lustrem i uśmiechnęłam blado do siebie. Już miałam iść pod prysznic, kiedy coś zaczęło mnie uwierać w okolicy nadgarstka. Podciągnęłam rękaw bluzy i zobaczyłam wielką ranę, a pośrodku dwa małe wgłębienia. Wtedy zdałam sobie sprawę, że Tyler mnie ugryzł.

___________________________________________________________________________

Jejku, nawet nie wiem jak mam was przeprosić! Ten rozdział jest okropny, serio! W ogóle mi się nie podoba. Jakoś dzisiaj nie miałam weny, ale musiałam coś napisać i dodać, bo obiecałam, że jak tylko skończy mi się szlaban to dodam 6 rozdział. (Nie przypuszczałam nawet, że tak szybko skończy mi się kara xd). 
Więc jeszcze raz przepraszam. Postaram się, aby 7 rozdział był ciekawszy. 
No nic, krytyka jak i komplementy mile widziane, za co z góry dziękuję :)
Miłego czytania, pozdrawiam .; *